WAŻNE
TERAZ

Przedwczesny koniec meczu Świątek w Pekinie. Rywalka zrezygnowała z gry

Fotograf z Auschwitz

Poruszająca historia Wilhelma Brasse

Obraz

/ 11Pięć lat dokumentował obozowe piekło - zdjęcia

Obraz

"Nazywam się Wilhem Brasse. Z zawodu jestem fotografem. Od września 1940 roku byłem więźniem w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, gdzie wykonałem ponad 50 000 zdjęć do obozowych kartotek oraz dokumentację eksperymentów dr. Mengele" - rozpoczyna swoją historię fotograf z Żywca. Gdy trafił do obozu miał zaledwie 23 lata. Po wojnie już nigdy nie wziął aparatu fotograficznego do rąk, nie zrobił ani jednego zdjęcia...

O slajdach, które na zawsze wyryły się w jego głowie, ludziach, którzy przez lata śnili mu się po nocach opowiedział Ireneuszowi Dobrowolskiemu. Wywiad-rzeka, którego obszerne fragmenty przed kilkoma laty posłużyły do realizacji głośnego filmu "Portrecista", teraz ujrzały światło dzienne w postaci opracowania Anny Dobrowolskiej.

"Fotograf z Auschwitz" to wstrząsająca opowieść o przepełnionej lękiem i okrucieństwem obozowej rzeczywistości. Relacja Wilhelma Brasse, bogato ilustrowana zdjęciami, przeplatana jest narracjami współwięźniów i zasobami archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Wirtualna Polska prezentuje fragmenty książki autorstwa Anny Dobrowolskiej "Fotograf z Auschwitz". Patronem opracowania jest Instytut Pamięci Narodowej.

Wilhelm Brasse zmarł 23 października 2012 roku.

Na zdjęciu: 20-letni Wilhelm Brasse, rok 1937

/ 11"Nie mamy już nazwisk, jesteśmy numerami"

Obraz
© Andrzej Wiktor

"Dojechaliśmy do Oświęcimia 30 sierpnia 1940 roku koło godziny trzeciej, czwartej po południu. Nazwa Oświęcim niewiele mi wtedy jeszcze mówiła. (...) Mówiono nam, że jedziemy do obozu pracy. (...) Wśród nas byli nawet prawnicy, którzy twierdzili, że za to, co zrobiliśmy, czyli próbę nielegalnego przekroczenia granicy zgodnie z kodeksem karnym grozi nam co najwyżej rok, dwa lata pozbawienia wolności" - opowiada Wilhelm Brasse.

"Wyczytali mnie z listy transportowej. Wywoływano nazwisko, każdy podchodził, oddawaliśmy ubranie a dostawaliśmy bieliznę i strój więźniarski. Ci, którzy mieli włosy na głowie od razu zostali ostrzyżeni. (...) Czapek nie było, chodziliśmy z gołymi głowami aż do stycznia 1941 roku.

Po raz pierwszy zetknąłem się już wtedy z trupami. Niemcy potrzebowali kilku młodych, silnych i ja się zgłosiłem, choć nie wiedziałem po co. Okazało się, że trzeba było zanieść trupy Żydów z naszego transportu do piwnicy, gdzie były składowane zwłoki. Ponieważ przyjechałem dwa i pół miesiąca po uruchomieniu obozu Niemcy zdążyli już tam urządzić trupiarnie. Ten widok był jednym z pierwszych obrazów - koszmarów..." - mówi były więzień.

Brasse został w obozie oznaczony numerem 3444. "Powiedziano nam, że nie mamy już nazwisk, tylko jesteśmy numerami. (...) Usłyszeliśmy, że stąd nie ma innego wyjścia niż przez komin" - opowiada.

/ 11"Przeżyć może ten, kto dostanie się do dobrego komanda"

Obraz

"Szansę na przetrwanie miał ten, kto w miarę szybko dowiedział się od innych albo sam zrozumiał, że przeżyć może ten, kto dostanie się do dobrego komanda" - opowiada Brasse.

Na początku skierowano go do budowy drogi w fatalnym komandzie. "Wrogowi bym nie życzył. To była praca przy nieustannym krzyku i biciu" - wspomina.

Później pracował przy budowie fundamentów pod przyszłe stajnie, obór dla krów oraz garaży. Następnie oddelegowano go - jak mówił mu jeden pisarz - do łatwej i lekkiej pracy, z dodatkowym wyżywieniem. Jak się okazało polegała ona na "wywożeniu trupów zazwyczaj ze szpitala". Brasse wspomina: "Po tygodniu zobojętniałem. Raz smażyliśmy na piecyku plastry ziemniaków, jakby obok nie leżeli zmarli".

Któregoś dnia kapo Markus powiedział mu, że jest dobrym robotnikiem i wie, że jest fotografem. Przydzielił go do pracy w kartoflarni, gdzie pracowali głównie inteligenci. Ten etap nie trwał długo, Brasse znów trafił do ciężkiego komanda - "morderczej roboty" przy budowie drogi na dworzec kolejowy.

5 lutego 1941 roku, wraz innymi pięcioma więźniami, został wezwany do wydziału politycznego. Esesman pytał ich o znajomość dziedzin fotografii, retusz. Znał się na robieniu zdjęć portretowych, dlatego zaproponowano mu pracę w laboratorium.

/ 11"Widziałem tylko oczy więźniów, jedne za drugimi"

Obraz

"Czułem, że moje komando jest nadzwyczajne, a praca w atelier, jak na warunki obozowe, była szczytem marzeń. Z racji naszych umiejętności byliśmy chronieni, nie można nas było sponiewierać, pobić, czy zabić bez powodu.

Zdjęcia policyjne były najbardziej popularnymi fotografiami robionymi w Auschwitz. Zachowały się w największej ilości. Więźniowie przychodzili całymi grupami. Bywało, że stu, dwustu naraz.

Zdarzały się sytuacje, że przyprowadzano do nas chorych za szpitala. To byli bardzo słabi ludzie. Więc jak kapo pociągnął za dźwignię pod krzesłem, nieszczęśnik momentalnie padał. (...) Kapo szczególnie lubił wyżywać się na kobietach. Przez co mieliśmy złą opinię wśród innych więźniów - tłumaczy fotograf.

Podczas wykonywania fotografii pokazywałem więźniom, by nie patrzyli w obiektyw. "Nie uśmiechać się, nie płakać" - mówiłem. Widziałem tylko oczy więźniów, godzina za godziną, jedne za drugimi.

Na zdjęciu: Żydzi podczas procedury przyjęcia do obozu, skierowani do pracy. Fot. SS, 1944 r.

/ 11Robienie fotografii Żydom było zdaniem Niemców marnotrastwem

Obraz

"Oczy najpierw były rozsadzone przerażeniem, a z czasem obojętniały. Wzrok wygłodniałego człowieka, szczególnie muzułmanina, jest beznadziejny, patrzący w nieskończoność. Nic go nie interesuje, cała myśl skupiona jest na jedzeniu. To jedyne marzenie, cel, sen..."

Bywało, że jednego dnia Brasse robił ponad tysiąc zdjęć. "Najpierw zdjęcia policyjne robiliśmy wszystkim narodowościom, nawet Żydom, ale im robiliśmy zdjęcia tylko do numerów ok. pięćdziesięciu tysięcy, do 1942 roku. Wtedy ruszyła już masowa eksterminacja, Żydów mordowano i palono po 2-3 tygodniach od umieszczenia w obozie. Robienie fotografii Żydom było zdaniem Niemców marnotrawstwem".

Na zdjęciu: 14-letni żydowski chłopiec pochodzący z Węgier. Fotografia zrobiona podczas badań medycznych po wyzwoleniu obozu

/ 11Prywatne zdjęcia esesmanów

Obraz

Zdjęcia Wilhelma Brasse cieszyły się olbrzymim powodzeniem wśród Niemców: "Przez nasze atelier przewijało się dużo esemsmanów - niskich i wysokich rangą. Wykonywałem im zdjęcia pocztówkowe czy gabinetowe. Przeważnie trzeba ich było fotografować w hełmie albo czapce, prywatne - były bez czapek.

Niejednokrotnie za robienie prywatnych zdjęć dostawał żywność i papierosy. Na ogół dawali je sami z siebie, ja o nic nie prosiłem. Dopiero po pewnym czasie ośmieliłem się , by poprosić o pomoc wprost. (...) Czasami mieli dodatkowe prośby, z którymi nie chcieli się zwracać do mojego szefa - np. odbitki albo reprodukcje rodzinnych zdjęć".

Na zdjęciu: Rudolf Hoess, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w latach 1940-1943. Fotografia wykonana przed 1945 r.

/ 11Niemcy mieli obsesję dokumentowania

Obraz

Brasse wspomina, że szybko zrozumiał, że Niemcy mają obsesję na punkcie dokumentowania: "Pamiętam horror i sadystyczny entuzjazm mojego szefa Waltera, gdy pokazywał mi i moim kolegom film rejestrujący najbrutalniejsze sceny egzekucji Rosjan na bloku 11 albo zdjęcia masakry Żydówek w Budach. Zabijano kobiety łopatami, kijami, siekierami. Trudno mi te sceny zapomnieć...

Szef Erkennungsdienst Walter brał udział w fotografowaniu uciekinierów i samobójców. Razem ze swoim asystentem robili zdjęcia więźniom, którzy wieszali się lub rzucali na druty".

/ 11Zadziwiające tatuaże i dziwne ozdoby

Obraz

Brasse miał okazję dokumentować pracę obozowych lekarzy. "Pierwszym lekarzem, którego spotkałem, był dr Friedrich Entress, który zaczął przysyłać mi tzw. okazy. To byli właściciele albo jakiś tatuaży, albo grubi. (...) fotografowałem też mężczyznę, który nie wiem z jakich powodów w dolnej części brzucha miał olbrzymi, 6-8 calowy gwóźdź. Przebił mu całą przeponę, ale ten człowiek jakoś z nim żył".

Zadziwiające tatuaże i dziwne ozdoby albo okaleczenia na skórze i ciele więźniów widziałem często. Jednego z więźniów Brasse zapamiętał szczególnie - Niemca pochodzącego z Gdańska. Miał na nazwisko Zieliński. Był marynarzem, palaczem okrętowy.

Na plecach miał wytatuowane rajskie drzewo i Ewę podającą Adamowi jabłko.

Na zdjęciu: kadr z filmu "Portrecista" I. Dobrowolskiego.

/ 11Fotografie eksperymentów dr. Mengele

Obraz

"Za interesujące uznano też fotografowanie osób chorych, dziwnych zdeformowanych, na granicy śmierci. Przykładem tych ostatnich mogą być wykonane przez Tadzia Bródkę na polecenie Wirthsa zdjęcia esesmanów chorych na malarię. Filmy te były kręcone podczas ataku gorączki chorych, w baraku drewnianym, który stał obok krematorium" - relacjonuje Brasse.

Fotograf z Żywca robił też zdjęcia więźniów przysyłanych mu przez dr. Josefa Mengele. "Nie wyglądał na potwora: zwyczajna, szeroka twarz, dobrotliwy uśmiech. (...) Rozmawiał ze mną jak z fachowcem i zachowywał się poprawnie.

Oznajmił mi, że będę fotografował specjalne okazy medyczne, przeważnie bliźniaki, czasem trojaczki. Samteż powiedział mi, że prowadzi tzw. badania rasowe. Z czasem rozszerzył zainteresowania o karłów i osoby niedorozwinięte.

Najwięcej osób przysyłanych przez Mengele, niepełnosprawnych, przyjeżdżało transportami z Węgier i Grecji. Rozkazał by karłom robić zdjęcia na krześle - nago i w trzech wariantach.

Na zdjęciu: Auschwitz I, fotel ginekologiczny w bloku nr 10

10 / 11"Unikałem chodzenia do bloku kobiecego"

Obraz

Brasse obrabiał też zdjęcia dr. Emila Kaschuba, który przeprowadzał eksperymenty na kończynach zdrowych mężczyzn, w bloku 28. "Wstrzykiwał im najpierw rozmaite substancje, a potem w różnych stanach rozkładu , fotografował owrzodzenia, obrzęki, ropiejące rany. Do naszego atelier przynosił jedynie filmy do wywołania.

Lekarze - jak wspomina Brasse - eksperymentowali głównie na kobietach. "Te kobiety wprawdzie bardzo lubiły towarzystwo mężczyzn, ale mnie te odwiedziny nie sprawiały przyjemności. Unikałem chodzenia do bloku kobiecego. Wiedziałem, że po eksperymentach zostaną zabite" - mówi fotograf.

Osobne badania prowadził dr Wirths w Brzezince. "Początkowo robiłem dla niego zdjęcia kobiecych oczu. Wyszukiwał kobiety, które miały oczy w dwóch różnych kolorach.

Na zdjęciu: Chaim Nuessen z Mielca, kupiec. Zginął w 1942 r. w Auschwitz

11 / 11Nawet żona nie wiedziała, że zna niemiecki

Obraz

"Nieraz zastanawiałem się, czy to wszystko naprawdę przeżyłem? Gdyby nie dokumenty, zdjęcia, można by pomyśleć, że nic się nie stało. Pozostało tylko to, że dziś nie jestem w stanie wziąć do ręki aparatu..." - kończy swą przejmującą opowieść Wilhem Brasse.

Po jakimś czasie znalazł sobie z żoną inne zajęcie, otworzyli niewielką wytwórnię sztucznych osłonek dla masarni produkującej kiełbasy.

Jak pisze autorka opracowania, Anna Dobrowolska: Wilhelm Brasse wiedział, że jego świadectwo jest dla historii bezcenne, dlatego unikał kontaktu z pracownikami Muzeum, zbierającymi relacje świadków czasów zagłady. Nawet żona przez lata nie wiedziała, że jej mąż zna niemiecki...

Wybrane dla Ciebie

Trela zapowiada: komisja będzie czekać na Ziobrę nawet do północy
Trela zapowiada: komisja będzie czekać na Ziobrę nawet do północy
Wybory w Mołdawii. Ekspert: Alarmistyczna taktyka zadziałała
Wybory w Mołdawii. Ekspert: Alarmistyczna taktyka zadziałała
Tragedia podczas szkolenia WOT. 34-letni żołnierz nie żyje
Tragedia podczas szkolenia WOT. 34-letni żołnierz nie żyje
Hołownia potwierdza. Może odejść z polityki
Hołownia potwierdza. Może odejść z polityki
Tusk skomentował wynik wyborów w Mołdawii
Tusk skomentował wynik wyborów w Mołdawii
Przełomowa decyzja Trumpa. Ukraina może uderzać w głębi Rosji
Przełomowa decyzja Trumpa. Ukraina może uderzać w głębi Rosji
Szef MSWiA o Ziobrze: będzie unikał przesłuchania
Szef MSWiA o Ziobrze: będzie unikał przesłuchania
Nowacka atakuje Kościół ws. edukacji zdrowotnej. "Uprawia politykę"
Nowacka atakuje Kościół ws. edukacji zdrowotnej. "Uprawia politykę"
Chciał pomóc cierpiącej żonie. Gigantyczna kara dla lekarza
Chciał pomóc cierpiącej żonie. Gigantyczna kara dla lekarza
Pożar pod Warszawą. Ogień objął dwie ciężarówki
Pożar pod Warszawą. Ogień objął dwie ciężarówki
Prokuratura bada ataki na dziennikarkę TVP. Fala hejtu po fake newsie
Prokuratura bada ataki na dziennikarkę TVP. Fala hejtu po fake newsie
Czarnek pytany o upadek rządu. Zaczął mówić o Hołowni
Czarnek pytany o upadek rządu. Zaczął mówić o Hołowni