Film "Nic się nie stało". Sylwester Latkowski opowiada o kulisach dokumentu o pedofilii
W Sopocie działała sieć klubów, których bywalcom, znanym postaciom ze świata artystów i biznesu stręczono małoletnie dziewczynki. Intrygami, szantażem, groźbami, a niekiedy po podaniu pigułki gwałtu, były one zmuszane do seksu. Sylwester Latkowski, autor filmu "Nic się nie stało" opowiada o kulisach wstrząsającego dokumentu.
20.05.2020 | aktual.: 20.05.2020 18:30
- Liczę, że po premierze filmu rozpocznie się śledztwo, po którym na ławie oskarżonych zobaczymy organizatorów tego procederu. Co najmniej dwie osoby nie będą już mogły łatwo zaprzeczyć przedstawionym faktom - zapowiada w rozmowie z WP Sylwester Latkowski.
Film "Nic się nie stało" opowiada o pedofilii w środowisku celebrytów, zostanie wyemitowany w TVP1 w środę, 20 maja, o godz. 21. Jednym z mocnych wątków filmu jest historia 14-letniej Anaid, która w 2015 roku popełniła samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Do rozpaczliwego kroku miały ją nakłonić wydarzenia w sopockim lokalu "Zatoka sztuki", zarządzanym przez Fundację MCKA (nieruchomość ma już nowego właściciela).
Dziewczynka miała zostać zgwałcona przez Krystiana W. znanego w Sopocie jako "łowca nastolatek". Jego proces nadal toczy się w sądzie. Odpowiada za gwałt na innej 15-latce, filmowanie i szantażowania nastolatek, by wymuszać stosunki seksualne, stręczycielstwo i czerpanie korzyści z cudzego nierządu.
Sylwester Latkowski o pedofilach wśród elit
Według Latkowskiego Krystian W. jest płotką w całej sprawie. - Osaczone psychicznie ofiary podsyłał do zabawy gościom sopockich klubów. To z kolei byli ludzie z elity świata artystów i biznesu, którzy sami nie mogli pozwolić sobie na zaczepianie dziewczynek na Monciaku - dodaje Latkowski. Przekonuje, że zgromadził nowe dowody oraz relacje pokrzywdzonych dziewczynek.
- Sieć osób mających skłonności pedofilskie broni się do dzisiaj. Używa kompromitujących nagrań, wszelkich wpływów i kontaktów. Osoby, którymi zainteresuje się prokuratura, od razu korzystają z ochrony adwokatów - mówi dalej Latkowski. - Podobne było ze sprawą siatki pedofilów z Dworca Centralnego w Warszawie, gdzie sprawę skręcono w taki sposób, aby zamieszane w nią znane osoby nie poniosły odpowiedzialności - dodaje.
"Jeśli udowodni mi pan chociaż jeden przypadek zgwałconej dziewczynki, sam rzucę się pod pociąg". To słowa menedżera klubu z Sopotu skierowane do Sylwestra Latkowskiego podczas nagrania filmu. Twórca dokumentu i jego ekipa byli podczas zdjęć zastraszani. Do Latkowskiego jadącego na spotkanie z ważnym rozmówcą, zadzwonił policjant z pytaniem, czy nie będzie mu potrzebna ochrona. Funkcjonariusze mieli dostać nieoficjalną wiadomość, że tym razem "Latkowski wypłynie w Motławie".
Sopot. "Klub był przykrywką do działań pedofilskich"
W filmie wypowiada się m.in. prezydent Sopotu Jacek Karnowski. Stwierdza przed kamerą, że lokal "Zatoka sztuki stał się "przykrywką do działań pedofilskich, stręczycielskich czy produkcji prostytutek". Dodajmy, że sam Karnowski doświadczył siły układów towarzyskich w Sopocie. Po skandalu z wykorzystywaniem nieletnich wypowiedział umowę dzierżawy budynku, w którym mieścił się klub. Wówczas wiele polskich gwiazd broniło klubu, wywierając presję poprzez media społecznościowe i swoich fanów.
- Jeden z tych obrońców klubu pytany teraz o seksaferę tłumaczył mi: "ja prawie nic nie pamiętam, wtedy cały czas piłem albo ćpałem" - komentuje Sylwester Latkowski. - Chociaż w Polsce głośno mówi się o pedofilii wśród księży, to w polskim showbiznesie istnieje przyzwolenie na wykorzystywanie małoletnich. Wiele osób wolało odwrócić głowę lub udawać, że to zabawa, gdy dramat bohaterek filmu rozgrywał się na wyciągnięcie ręki - komentuje Latkowski.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.