To nie był przypadek. "Otworzyło się pewne okno możliwości"
Atak hakerski na Polską Agencję Prasową wywołał ogromne poruszenie. - Jestem pewien, że były to rosyjskie służby - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską ppłk rez. Maciej Korowaj, analityk rosyjskiej taktyki wojskowej. Głos w sprawie zabrał również ekspert ds. przeciwdziałania dezinformacji dr Michał Marek. - Ten przekaz był bardzo bezpośredni, w swojej formie prymitywny - ocenił.
W piątek serwisie Polskiej Agencji Prasowej ukazała się nieprawdziwa depesza pod tytułem: "Premier RP Donald Tusk: 1 lipca 2024 r. zacznie się w Polsce częściowa mobilizacja". Według przedstawicieli rządu był to cyberatak, najprawdopodobniej ze strony rosyjskiej. Sprawę wyjaśniają służby. PAP utworzyła zespół kryzysowy.
Fałszywa depesza w PAP. "Operacja informacyjno-psychologiczna"
- Jeżeli mamy do czynienia z działaniem, za które odpowiada strona białoruska albo rosyjska, a jest to prawdopodobne, to wówczas należy oceniać to jako operację informacyjno-psychologiczną - wskazał w rozmowie z Wirtualną Polską pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspert ds. przeciwdziałania dezinformacji dr Michał Marek.
Zdaniem eksperta, "cyberatak miał na celu opublikowanie materiałów, które mają uwiarygodnić pewną narrację, która w polskiej infosferze pojawiała się już od bardzo dawna." - W tym przypadku rzecz dotyczy rosyjskiej narracji, którą aktywnie w Polsce polaryzuje agentura wpływu oraz osoby z różnych powodów zaangażowane w dezinformowanie obywateli, a zgodnie z którą Polska rzekomo ma być popychana w wojnę przeciwko Rosji (m.in. na terytorium Ukrainy) - powiedział.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Potężne eksplozje na Krymie. Moment ataku na rosyjskie łodzie
Atak hakerski na PAP. Ekspert wskazał cel
Ekspert podkreślił, że "cały przekaz, dana narracja sączona w kraju od wielu miesięcy, z jednej strony ma stymulować nastroje antyukraińskie, a z drugiej antyrządowe". - Ponadto ma też destabilizować sytuację społeczno-polityczną w kontekście budowy poparcia dla struktur politycznych, które są przeciwne obecności Polski w NATO, czy UE -powiedział.
- Mamy więc do czynienia z działaniami o charakterze wpływu na preferencje wyborcze Polaków. Łączy się to również ze stymulowaniem nastrojów antyamerykańskich. Bo to rzekomo NATO, Stany Zjednoczone, mają kierować nas w stronę wojny. Tutaj mamy szeroki wachlarz celów, które strona rosyjska i białoruska zamierza osiągnąć poprzez sączenie konkretnej narracji - dodał.
Marek zaznaczył, że "sama treść depeszy wpisuje się w narrację rosyjskich i białoruskich władz". - Pamiętajmy, że niektóre środowiska, szczególnie te zradykalizowane, znajdujące się pod silnym wpływem dezinformacji - powielanej m.in. przez niektóre środowiska polityczne - taka informacja przekona - wskazał.
- Takie osoby nie uwierzą w to, że to był atak cybernetyczny. Będą oni uważać, że to po prostu błąd przy pracy, prawdziwa depesza, która wyciekła zbyt wcześnie. I tego rodzaju teorie spiskowe będą kiełkować w ich umysłach - dodał.
"Rosyjskie i białoruskie służby monitorują sytuację"
Zwrócił uwagę na to, że "jeśli rzeczywiście mamy do czynienia z rosyjską albo białoruską operacją, to obecnie służby monitorują, jaki podana informacja będzie miała wpływ na Polaków".
- Oni w tym momencie - jeśli nawet nie są za to odpowiedzialni - będą obserwować sytuację i wyciągać wnioski, by w przyszłości zastosować bardziej podprogowe komunikaty. Ten przekaz był bardzo bezpośredni, w swojej formie prymitywny - ocenił.
Dodał: "Białoruska i rosyjska strona będą monitorować też, jak reagują na to służby, politycy, państwo". - Będą śledzić debatę na ten temat, a także weryfikować, czy sprawa zostanie wykorzystana do sporu politycznego przez jeden lub drugi obóz. I wnioski mogą stać się narzędziem, choćby bliżej wyborów do PE - wyjaśnił.
"W PAP otworzyło się pewne okno możliwości"
Rozmówca Wirtualnej Polski podkreślił też, że "może być tak, że PAP nie była głównym celem działań, tylko po prostu tutaj otworzyło się dla nich pewne okno możliwości".
- Jeżeli to efekt ataku phishingowego, to można zakładać, że agresor rozesłał szereg zainfekowanych maili do różnych portali, ale tylko w PAP został otworzony konkretny link, ewentualnie również w innych agencjach, co oznaczałoby wówczas, że pewne działania będą wdrażane w przyszłych miesiącach - zastrzegł.
Jak chronić się przed dezinformacją?
Ekspert wskazał, jak chronić się przed dezinformacją. - Jeśli mamy do czynienia z wiadomością, która jest kontrowersyjna, wywołuje ogromne emocje, wydaje się nieprawdopodobna, to warto jej niepopularyzować, nie podawać dalej, nie emocjonować się i poczekać - wyjaśnił. Podkreślił, że "za chwilę mogą pojawić się komunikaty, które będą ją dementować".
- Należy poczekać na reakcję innych mediów, polityków czy ekspertów. Zawsze jeśli chodzi o kontrowersyjne newsy, mocne nagłówki, to w głowie powinna nam zapalić się lampka. Trzeba zachować zdrowy rozsądek, pobierając informację. Naszą podstawową ochroną jest zdrowy rozsądek i spokojne podejście - zaznaczył.
Reakcja polskich władz i służb. "Powinna wystąpić otwarta komunikacja"
W ocenie eksperta "ze strony polskich władz i służb powinna wystąpić otwarta komunikacja ze społeczeństwem".
- W sposób bezpośredni należy oznajmić obywatelom, że doszło do ataku cybernetycznego. To z resztą już się odbywa. Sprawa powinna zostać nagłośniona. Warto obywatelom objaśnić, na czym polega operacja psychologiczno-informacyjna, z którą najprawdopodobniej mamy do czynienia - zaznaczył.
Ppłk Korowaj zabrał głos. "Za atakiem stoją rosyjskie służby"
W podobnym tonie sprawę skomentował analityk wojskowy, ppłk Maciej Korowaj. - Politycy przede wszystkim powinni opisać zdarzenie, wyjaśnić, w jakim kontekście to wystąpiło - żeby nie zachwiać spójnością naszego społeczeństwa - wskazał.
Ekspert jest pewien, że za atakiem stoją rosyjskie służby. - Nie mam w tej sprawie cienia wątpliwości. Sądzę, że to może być część szerszego planu. Tym bardziej że Rosja w tym konflikcie militarnym w Ukrainie jest teraz w bardzo decyzyjnym czasie, w którym musi podjąć decyzję, jak go dalej prowadzić - czy go zamrozić, czy go prowadzić, zaangażować się mocniej i pokonać Ukrainę - powiedział.
Zaznaczył, że wielu Rosjan podnosi obecnie, że kraj nie może wygrać z Ukrainą i musi szukać innego konfliktu, gdzie mógłby uzyskać pewne ustępstwa w stosunku do Ukrainy.
- Tutaj domyślnie jest zaatakowanie państw NATO. Rosyjskie groźby nuklerane, działania USA, Francji, Europy, która przeciwstawia się takiemu obrazowi sytuacji. Rosji kończą się opcje, jak chce tę wojnę prowadzić - oświadczył.
Ocenił, że "z militarnego punktu widzenia Rosja prowadzi wojnę zrównoważoną i nie angażuje zbyt wielu swoich sił". - To, co jej nie wychodzi, to nie skutek braku sił. Tylko żeby nie przegrać swoich możliwości - powiedział.
- Teraz pytanie: czy Rosja uderzy z całą siłą? I jak wówczas Europa zareaguje? Może rzeczywiście wyśle wojska na Europę. Rosja wtedy, żeby wyprzedzić pewne wydarzenia, prowokuje tego typu zdarzenia i prowadzi działania mające na celu wprowadzenie polaryzacji społeczeństwo. To zaś będzie miało wpływ na decyzję polityków w stosunku na zagrożenia, które będą miały miejsce w Ukrainie - wskazał.
"Żaden przypadek"
Wojskowy wskazał, że cyberatak na PAP "to żaden przypadek". - To rządowa agencja informacyjna. (...) Dlaczego teraz? Bo zanim Rosja przystąpi do decyzji (odnośnie wojny -red.), to zawsze przygotowuje sobie pole działań - nie tylko wewnętrzne, ale i zewnętrzne oraz militarne - oznajmił.
W tym kontekście zaznaczył, że "Polska ma największe możliwości pomocy Ukrainie". - Jesteśmy największym i najbardziej zaawansowanym militarnie państwem w tym regionie. (...) Rosja gra va banque - przygotowuje sobie teren i środowisko, które będzie można atakować. Coś na pewno szykuje w działaniach militarnych w Ukrainie albo w ogóle w teatrze środkowoeuropejskim. Sądzę jednak, że najbardziej zagrożone są państwa bałtyckie - skwitował.
Karina Strzelińska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Czytaj więcej:
Źródło: WP
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski