Fala zatruć dopalaczami w Trzciance
W ciągu kilku ostatnich dni w Trzciance (woj. wielkopolskie) doszło do zatrucia dopalaczami. Trzech 17-latków straciło przytomność w szkole, kolejny nastolatek zasłabł na parkingu i 28-latek, którego leżącego na podłodze znalazła rodzina.
W minioną środę na jednym z parkingów w Trzciance znaleziono nieprzytomnego 16-latka. Tego samego dnia dyrektorka jednej ze szkół ponadgimnazjalnych poinformowała policjantów, że trzech uczniów z jej szkoły zasłabło i zabrało ich pogotowie.
- Okazało się, że wcześniej zapalili „coś”, czym poczęstował ich 18-letni kolega – wyjaśnia Wojciech Michałkiewicz z Komendy Powiatowej Policji w Czarnkowie. – Zatrzymany mężczyzna przyznał się do udzielenia uczniom substancji, którą podobno znalazł na ulicy. Przedstawiono mu zarzut nieumyślnego narażenia na bezpośrednią utratę życia lub trwałego uszczerbku na zdrowiu poszkodowanych – dodaje.
Kolejny przypadek zgłosiła matka 28-latka, który stracił przytomność w mieszkaniu. Kobieta przyniosła na policję woreczki i fiolkę znalezione w pokoju syna.
Wszystkie te przypadki łączy to, że poszkodowane osoby wcześniej zażywały substancje niewiadomego pochodzenia nazywane popularnie dopalaczami.
- Zatrucie dopalaczami na terenie naszej jednostki to nowość. Wystarczy powiedzieć, że przez cały 2014 r. i od początku obecnego nie mieliśmy ani jednego takiego przypadku, a w zeszłym tygodniu aż pięć – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Stawny, zastępca komendanta Komisariatu Policji w Trzciance.
Jest to o tyle zaskakujące, że ani w Trzciance, ani w najbliższej okolicy nie ma żadnego sklepu, gdzie można nabyć tego typu substancje, które są prawdziwą plagą większych miast.
- W sprawie tego 28-latka zatrzymaliśmy mężczyznę, który sprzedał mu substancję, po której ten stracił przytomność. Zatrzymany zeznał, że substancje kupił na jednej z holenderskich stron internetowych i przesłano mu je w paczce jako „materiały kolekcjonerskie” – wyjaśnia Stawny.
Ten mężczyzna również usłyszał zarzut narażenia na bezpośrednią utratę życia lub trwałego uszczerbku na zdrowiu poszkodowanych, za co grozi mu kara nawet trzech lat więzienia.
Wszystkie te przypadki łączy to, że nie wiadomo, co dokładnie zażyli poszkodowani.
- Zabezpieczone substancje miały postać białego proszku i suszu roślinnego. Zbadaliśmy je naszymi podręcznymi testerami na obecność marihuany i amfetaminy oraz ich pochodnych, ale testy wypadły negatywnie. Teraz ma je zbadać powołany biegły – mówi Marcin Stawny.
Niewykluczone, że badanie nie wykaże żadnych substancji, które figurowałyby na liście tych, których sprzedawać w Polsce nie wolno. Producenci dopalaczy cały czas wytwarzają bowiem nowe środki zawierające nowe, nieznane substancje, które są jednak równie groźne. Nawet kiedy nową substancję uda się dopisać do listy produktów zakazanych, w ich miejsce pojawiają się kolejne. W efekcie np. w Poznaniu cały czas działa wiele sklepów z dopalaczami.
- Na sklepy możemy nakładać kary administracyjne lub nakazać zamknięcie działalności, ale nawet jeśli tak się stanie, po jakimś czasie w tym samym miejscu powstaje nowy sklep. To zabawa w kotka i myszkę – wyjaśniał na niedawnym posiedzeniu Komisji Polityki Społecznej i Zdrowia Rady Miasta Witold Draber, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu.
Identycznie problem wygląda w innych polskich miastach, gdzie działają takie sklepy, dlatego poznańscy radni Radzie Miasta chcą przygotować projekt zmian w prawie.
- Zdarzało się już w przeszłości zwracać bezpośrednio do premiera i marszałka Sejmu z konkretnymi projektami. Tym razem to również nasz obowiązek – zapowiedział Antoni Szczuciński, radny SLD.
Zobacz także:
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .