Ekspert dla WP.PL: Rosja będzie próbowała grać rolę rozjemcy na Ukrainie
Jak podała Polska Agencja Prasowa, lider samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej Wałerij Bołotow zaapelował do Rosji o wprowadzenie na teren Ukrainy "wojsk pokojowych", ogłosił również stan wojenny i pełną mobilizację. Oświadczenie to wystosował na dwa dni przed planowanymi wyborami prezydenckimi. - Wszyscy wiedzą, że Rosja jest stroną konfliktu na Ukrainie, ale w wymiarze informacyjno-propagandowym będzie próbowała grać rolę rozjemcy - komentuje ostatnie wydarzenia na wschodzie Ukrainy dla Wirtualnej Polski prof. Uniwersytetu Łódzkiego Ryszard Machnikowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego.
Prof. Machnikowski nie ma wątpliwości, że separatyści są "narzędziem Kremla" w destabilizowaniu Ukrainy przed wyborami. Moskwa stosuje - w opinii eksperta - różne "triki", by ten cel osiągnąć. - Stan wojenny, nasilanie walki, ludność będzie występowała o wprowadzenie wojsk, będzie się grozić ludobójstwem - znamy to z poprzednich działań Rosji wobec Ukrainy - tłumaczy polski naukowiec.
Czy Rosja odpowie na apel o wysłanie "błękitnych hełmów"? W ocenie prof. Machnikowskiego, ta decyzja dopiero w Moskwie zapadnie. Jeśli jednak zawiodą inne metody destabilizacji sąsiedniego państwa, Rosja może sięgnąć po środek wojskowy pod pozorem sił rozjemczych.
- To jest przykrywka, by Moskwa mogła się tłumaczyć własnej populacji. Rosjanie twierdzą, że nigdy nikogo nie zaatakowali, oni zawsze prowadzą działania obronne - komentuje ekspert, dodając, że także teraz, gdyby doszło do wejścia wojsk, rosyjska propaganda będzie mówić o działaniach rozjemczych i powoływać się na przypadek Kosowa w 1999 r.
- Niezależnie od tego, czy Rosja wprowadzi wojska na teren Ukrainy, czy nie, chodzi o delegitymizację wyborów prezydenckich, bo one są z punktu widzenia Moskwy szalenie niewygodne - ocenia prof. Machnikowski. Jak dodaje ekspert, zamęt na wschodzie kraju może także dać Kremlowi pretekst do kwestionowania ważności głosowania w innych regionach Ukrainy, gdzie nie ma napięć.
Tymczasem w nocnych starciach zginęło - według p.o. prezydenta Ukrainy Ołeksandra Turczynowa, cytowanego przez PAP - 14 żołnierzy, a około 20 odniosło rany.