Ekspert dla WP: Kosowo długo nie będzie suwerenne
- Kosowo długo nie będzie suwerennym państwem – tak sytuację najmłodszego państwa w Europie podsumowuje dla Wirtualnej Polski ekspert ds. Bałkanów, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Adam Balcer. W pierwszą rocznicę ogłoszenia niepodległości analizujemy sytuację najmłodszego państwa Europy, które wciąż budzi kontrowersje i niepokój.
WP: Paweł Orłowski: Właśnie mija rok od momentu, kiedy parlament Kosowa jednostronnie ogłosił niepodległość. Jakby pan podsumował ten pierwszy rok? Czy Kosowo jest już faktycznie niepodległym państwem?
Adam Balcer: Kosowo przez długi czas nie będzie faktycznie niepodległym państwem. Nie taki był jednak zamiar Zachodu w momencie poparcia idei niepodległości. Już w trakcie negocjacji wszyscy uczestnicy, w tym Kosowarzy, wiedzieli, że Kosowo nie będzie państwem suwerennym – po pierwsze pod względem ekonomicznym, po drugie politycznym. Godzono się na to, że będzie to protektorat Unii Europejskiej. Potrzeba jeszcze dużo czasu, żeby Kosowo wyszło na prostą. Jest przecież po Mołdawii najbiedniejszym krajem Europy.
W efekcie olbrzymią rolę odgrywa pomoc finansowa z Zachodu, a także przekazy finansowe od kosowskich gastarbeiterów pracujących na Zachodzie. Na ponad 2 miliony obywateli około 400 tys. pracuje na Zachodzie. W wymiarze ekonomicznym pewien potencjał Kosowa stanowią duże złoża surowców, w tym węgla. Długoterminową perspektywą Kosowa jest wykorzystanie złóż węgla przy zastosowaniu nowoczesnych technologii, jak np. elektrowni węglowych nowego typu. Kosowo potrzebuje nowej elektrowni, gdyż do tej pory ma problemy z dostawami prądu. W tej chwili funkcjonują tam tylko stare, rozwalające się elektrownie jeszcze z czasów komunizmu.
WP: Kto będzie inwestorem?
- Przetarg odbędzie się w tym roku. Zainteresowani są: czeski koncern ČEZ, niemiecki RWE oraz firmy włoskie, greckie i amerykańskie. To będzie wielka inwestycja warta około 3,5 miliarda euro. W tym roku ma zostać także sprzedana koncesja na nową dużą sieć komórkową. Ta inwestycja może być warta nawet miliard euro. Na rynku jest jeszcze dużo miejsce na nowe banki. Do sprywatyzowania jest sporo przedsiębiorstw.
WP: To bardzo duże środki, jak na niemal najbiedniejsze państwo w Europie. Kto jest głównym sponsorem kosowskiej niepodległości?
- Najważniejszym donatorem jest Unia Europejska, na drugiej pozycji znajdują się Stany Zjednoczone, także inne państwa Zachodu.
WP: Mówimy o gospodarce. Co z wymiarem politycznym suwerenności?
- Kosowo równie nieprędko będzie suwerenne politycznie. Konstytucja Kosowa, przyjęta w zeszłym roku, opracowana na założeniach planu Marti Ahtisaari’ego stwierdza wprost, że pierwszeństwo przed prawami Kosowa ma plan. Przedstawiciel Unii Europejskiej, który zarządza tym protektoratem ma prawo weta w stosunku do najważniejszych decyzji. Europejska misja administracyjno-policyjna EULEX zarządza takimi kwestiami jak funkcjonowanie sądów, policji, walka ze zorganizowaną przestępczością, budowa państwa prawa, walka z korupcją itd.
Zapisy konstytucji przyznają bodaj najszerszą na świecie autonomię ludności, stanowiącej mniejszość narodową, czyli Serbom. Kosowo według konstytucji jest państwem wszystkich obywateli. Konstytucja nie wymienia żadnego narodu jako państwowego. Stwierdza, że Kosowo nie może zmienić swoich granic, przyłączyć się do jakiegoś państwa, ani przyłączyć fragmentu jakiegoś państwa do swojego terytorium. Ewentualna zmiana tego zapisu konstytucji musiałaby być poparta przez mniejszość serbską. Ten zapis to zduszenie w zarodku jakichkolwiek tendencji wielkoalbańskich. To identyczna sytuacja jak w Austrii 1955 r. Tam również zjednoczenie z Niemcami zależało od zgody mocarstw.
Serbowie mówią czasem o podziale Kosowa. Jednak zmiana granic jest bardzo mało prawdopodobna, gdyż zwłaszcza Amerykanie już za dużo zainwestowali w budowanie sobie takiego bałkańskiego Izraela. Albańczycy są dla nich tym, czym Kurdowie w północnym Iraku, albo Izrael na Bliskim Wschodzie. Albańczycy sami o sobie mówią, że są janczarami Amerykanów. A są w zdecydowanej większości muzułmanami. To jest precedens. Zmiana granic otworzyłaby puszkę Pandory, gdyż granice wewnętrzne z Jugosławii z 1974 r. stanowią podstawę nowych państw.
WP: Co więc oprócz zmiany formalnej, a także spełnienia dążeń kosowskich Albańczyków przyniosło ogłoszenie niepodległości?
- Jeśli mówimy o wymiarze ekonomicznym, to jednym z plusów ogłoszenia niepodległości jest przyznana pomoc międzynarodowa. W lipcu ubiegłego roku odbyła się konferencja donatorów. Na tej konferencji Kosowu przyznano 1 miliard 240 mln euro na trzy lata. Są to olbrzymie pieniądze z perspektywy Kosowa. Kolejny pozytyw to wyższe inwestycje zagraniczne i szybszy wzrost gospodarczy. Świat dzięki ogłoszeniu niepodległości przypomniał sobie o Kosowie. W tym roku Kosowo zostanie przyjęte do MFW i Banku Światowego. Dzięki amerykańskiej protekcji Kosowarzy będą mogli otrzymać korzystne kredyty. Kolejnym plusem jest oczywiście zmiana misji międzynarodowej. Gdyż misja UNMIK, mówiąc delikatnie, nie była zbyt skuteczna. Charakteryzowała się wysokim poziomem korupcji, niskim poziomem efektywności, brakiem jakiekolwiek kontroli wewnętrznej, marnotrawstwem pieniędzy na wielką skalę, związkami ze zorganizowaną przestępczością.
WP: Nie ma jednak mowy o samodzielności czy suwerenności. Z serbskiej prowincji Kosowo w 1999 roku stało się tworem zarządzanym przez międzynarodową administrację, zabezpieczanym przez międzynarodowe wojsko i policję. A czym jest obecnie?
- Kosowo z protektoratu oenzetowskiego o nieokreślonym statusie przez przyznanie niepodległości przekształciło się w państwo o uznanym statusie, choć, przyznajmy to szczerze, niepodległości budzącej kontrowersje. Nie można jej jednak porównywać z Abchazją czy Południową Osetię. Wystarczy spojrzeć na listę państw, które uznały niepodległość Kosowa i Abchazji. Zmiany, z jakimi mamy do czynienia w Kosowie, (niepodległość, nowy protektorat) zaszły na wysokim politycznym poziomie. Na poziomie mikro, w życiu przeciętnego Albańczyka nie nastąpiły radykalne zmiany. Ogłoszenie niepodległości nie rozwiązało wszystkich problemów. Było natomiast mniejszym złem. Alternatywne propozycje Serbii wspierane przez Rosję były, moim zdaniem, zupełnie nierealne i niebezpieczne dla stabilności regionalnej. Reintegracja Kosowa z Serbią po 9 latach faktycznej niezależności, wielkich masakrach i czystkach dokonanych przez Belgrad w 1999 r. musiałoby napotkać na zdecydowany opór Albańczyków.
WP: Co jest w tej w chwili największą bolączką Kosowa? Z jakimi problemami borykają się mieszkańcy tego kraju?
- Najważniejszym problemem dla Kosowa tak naprawdę jest wymiar ekonomiczno-społeczny. Bardzo duży jest deficyt handlowy. Bezrobocie oficjalnie przekracza 40%. Faktycznie jest mniejsze, bo wielu ludzi pracuje w dużej szarej strefie. Społeczeństwo Kosowa jest najmłodsze w Europie. Choć wysoki przyrost naturalny systematycznie spada, to w porównaniu ze średnią europejską jest on wciąż wysoki. Mamy więc do czynienia z młodym i bezrobotnym społeczeństwem. Młodzi bezrobotni są bardziej gotowi do demonstracji, bardziej sfrustrowani, łatwiej ulegają radykalizacji nastrojów.
Z drugiej strony problemem jest nie do końca uregulowany status. Część regionów, zwłaszcza w północnej części Kosowa, de facto w wymiarze administracyjnym znajduje się pod kontrolą Serbii. W wymiarze bezpieczeństwa działa tam oczywiście policja EULEXu. Nadal jest tam obecny – choć w wymiarze ograniczonym UNMIK, oprócz tego wojsko KFORu. W serbskich enklawach na południu kraju, jak np. w Sztyrpcach, działają równoległe struktury serbskie.
WP: Wśród poważnych problemów często wskazuje się na korupcję i zorganizowaną przestępczość.
Tak, kolejnym problemem jest korupcja, która na Bałkanach ze względów kulturowych, społecznych, i ekonomicznych znajduje się na wysokim poziomie. Dalej, zorganizowana przestępczość. Choć porównywanie Kosowa z Kolumbią, krajem o jednym z najwyższych współczynników przestępczości na świecie, to nieporozumienie. W Kosowie przestępczość – mam na myśli np. liczbę zabójstw – jest na poziomie Szwecji. W Prisztinie nocą można się czuć bezpieczniej niż w Warszawie. W Kolumbii na wielką skalę produkuje się kokainę, najbardziej popularny twardy narkotyk na świecie.
Przez Kosowo przechodzi jeden z ważnych szlaków heroiny, mało popularnego narkotyku w UE oraz trasa przemytu kobiet z Europy Wschodniej do domów publicznych na Zachodzie. Raport ONZ, który ukazał się latem minionego roku, wyraźnie pokazuje - powołując się na dane policyjne - spadek udziału Albańczyków w Europie Zachodniej w rynku narkotykowym, jak też zmniejszenie się handlu kobietami. Oczywiście, w Kosowie przestępczość zorganizowana jest najsilniejsza w regionie. Przyczyną tego – zdaniem autorów raportu, a ja się z tym zgadzam – jest fakt, iż w Kosowie struktury państwowe dopiero się budują. W innych państwach istnieją one zdecydowanie dłużej.
Poprawa w tej dziedzinie zajmie Kosowu jeszcze co najmniej kilka lat. Kosowo nie jest zamkniętą monadą. Sytuacja w regionie będzie na nie pozytywnie wpływać. Nie łudźmy się jednak, Bałkany nie będą Skandynawią w takich dziedzinach jak państwo prawa, czy poziom korupcji.
Poza tym pozostaje bardzo ważny problem nieuznania niepodległości przez 5 członków UE, co oznacza, że Kosowo nie ma szans na akcesję. Dla Kosowarów jest to znacznie ważniejsze niż kwestie, czy ich państwo zostanie uznane przez Chiny i Rosję. Czy będą w ONZ, czy nie.
WP: Serbowie będą w stanie uznać niepodległość Kosowa?
- Nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić w perspektywie średnioterminowej. W perspektywie długoterminowej tak, gdyż w polityce nigdy się nie mówi nigdy. Prawdę mówiąc, cały czas mamy do czynienia z sytuacją schizofreniczną. Serbia choć nie uznała niepodległości Kosowa, zaakceptowała misję Eulexu. Jak wyłączy się mikrofon w Serbii i rozmawia się z tamtejszymi politykami proeuropejskimi, to wszyscy przyznają, że Kosowo jest stracone. Gdy włączy się mikrofon, zaczynają trajkotać o świętej ziemi serbskiej, bitwie na Kosowym Polu, „uratowaliśmy Europę przed osmańskim podbojem”, cała ta megalomańska bajka, która jest u nas „sprzedawana” przez część polskich dziennikarzy bardziej serbskich niż sami Serbowie jako prawda objawiona.
WP: Jak rozwiązać tę sytuację? Jak w długiej perspektywie Kosowo może stanąć na własnych nogach?
- Najważniejsze, by w przeciągu kilku lat Unia Europejska nie zapomniała o Kosowie. Bo jeśli zapomni lub coś popsuje, możemy mieć do czynienia z demonstracjami na dużą skalę, z zamieszkami, z atakami na enklawy serbskie. Dojdzie do powtórki pogromów z 2004 roku, kiedy zginęło 11 Albańczyków i 9 Serbów. Kluczem do sukcesu jest umiejętne wykorzystanie pieniędzy międzynarodowych i inwestycji, powolna, żmudna europeizacja Kosowa, czyli de facto członkostwo w UE i utrzymanie jego terytorialnej integralności.
WP: Jeśli wszystko pójdzie źle, czy Albańczycy będą dążyli do połączenia z Albanią lub z Macedonią? Czy możliwe jest odrodzenie idei Wielkiej Albanii?
- Badania opinii publicznej pokazują, że idea Wielkiej Albanii cieszy się największym poparciem w Kosowie, a najmniejszym w Albanii. Mniejszość Albańczyków w Albanii jest za przyłączeniem Kosowa do ich państwa. W Kosowie według najnowszych badań ten odsetek wynosi ponad 50%. Jeśli jednak zadać ludziom pytanie: czy jesteś w stanie walczyć o włączenie Kosowa do Albanii?, to poparcie spada radykalnie. Charakterystycznym rysem kosowskiego nacjonalizmu jest to, że jest on znacznie bardziej racjonalny od serbskiego z lat 90. Zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń i w efekcie konieczności współpracy z USA, przeciwnych Wielkiej Albanii. Jednak problemy społeczne i ekonomiczne, nierozwiązana w 100% kwestia statusu, separatyzm serbski mogą spowodować wzrost poparcia dla albańskich środowisk radykalnych. Choć nie sądzę, by większość Albańczyków poparła takie ugrupowania niszowe jak ruch Vetevendosje! (Samostanowienie!) czy Ruch na rzecz Zjednoczenia.