Eksperci o kontrowersyjnych słowach Macierewicza. "Polityczna schizofrenia"; "Premier powinna zareagować"
• Antoni Macierewicz podczas wygłaszania referatu w Toruniu w lekceważący sposób mówił o demokracji w Stanach Zjednoczonych
• Ludzie, którzy budowali swoje państwo dopiero w XVIII wieku, będą mówili nam, co to jest demokracja? - pytał szef MON
• Według politologów, tego typu stwierdzenia są nieodpowiedzialne, wyrządzają szkodę polskiej polityce zagranicznej i nie powinny pozostać bez reakcji premier Beaty Szydło
14.03.2016 | aktual.: 14.03.2016 17:42
- Ludzie, którzy budowali swoje państwo dopiero w XVIII wieku, będą mówili nam, co to jest demokracja? Narodowi, który miał struktury przedstawicielskie i demokratyczne już w XIII, XIV wieku i był źródłem demokracji dla całej Europy - pytał Antoni Macierewicz podczas wygłaszania referatu "Współczesna polityka: konflikty zbrojne i terroryzm" w toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej.
Szef MON odniósł się w ten sposób do zarzutów Komisji Weneckiej oraz kilku senatorów USA, według których w Polsce nieprzestrzegane są procedury demokratyczne. Opinie te są pokłosiem konfliktu toczącego się ws. Trybunału Konstytucyjnego.
Wirtualna Polska poprosiła ekspertów o komentarz do kontrowersyjnej wypowiedzi jednego z najważniejszych polityków PiS, a jednocześnie szefa MON.
- Po pierwsze, Antoni Macierewicz powinien doskonale wiedzieć, że ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych Ameryki pochodzili z Anglii, gdzie demokracja sięga XIII wieku i była oparta na myśli oświeceniowej Monteskiusza. W USA mieli więc bardzo dobre wzorce i doświadczenia. Po drugie, jeżeli szukamy sojuszników i partnerów w polityce, to nie powinniśmy ich obrażać. Zwłaszcza, że Amerykanie są bardzo wyczuleni na punkcie idei oraz demokracji. Dla nich niewyobrażalne jest łamanie konstytucji czy nierespektowanie wyroków sądu - komentuje wypowiedź posła PiS dr Anna Materska-Sosnowska, politolog Uniwersytetu Warszawskiego.
Nasza rozmówczyni podkreśla przy tym, że nieważne jest, czy Antoni Macierewicz na wykładach w Toruniu wypowiadał swoje prywatne zdanie, gdyż nie może zapominać o tym, że jest szefem MON. - Jego słowa, nawet jeżeli były skierowane do polskiego elektoratu, który miały scementować na zasadzie oblężonej twierdzy, szkodzą polskiej polityce zagranicznej - dodaje ekspert z UW.
W podobnym tonie wypowiada się również dr Piotr Borowiec, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Szefowi MON, zwłaszcza przed zbliżającym się szczytem NATO w Warszawie, nie przystoi formułowanie takich tez. One wpływają negatywnie na wizerunek Polski oraz mogą mieć wpływ na decyzje, które będą podejmowane przez naszych strategicznych partnerów. Te wypowiedzi są zupełnie nie na miejscu i świadczą o zagubieniu dyplomatycznym - przekonuje.
Z kolei dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, nie może zrozumieć, jaki jest sens wypowiadania lekceważących opinii na temat jednego z naszych najważniejszych sojuszników.
- Roztropni politycy potrafią łączyć przekaz wewnętrzny z tym, o co walczą na zewnątrz. Przecież w gabinetach politycznych w USA pracują również eksperci od spraw Polski i trudno uwierzyć w to, że taki przekaz do nich nie dotrze. Tego typu wypowiedzi są chybione, szkodliwe i przypominają polityczną schizofrenię - przekonuje ekspert UŚ.
Wizerunkowy problem rządu?
W opinii naszych rozmówców, w normalnych warunkach, po tego typu słowach z ust wysokiego rangą przedstawiciela rządu, powinny zostać wobec niego wyciągnięte konsekwencje. Czy możemy zatem liczyć na to, że podobnie będzie w przypadku Antoniego Macierewicza, o którym mówi się, że jest jednym z najbardziej wpływowych polityków w PiS?
- W tym przypadku nie możemy raczej liczyć na to, że tak się stanie - rozwiewa wątpliwości dr Słupik. - W polityce zagranicznej wszyscy powinni mówić jednym głosem i dbać o polskie interesy. Zwłaszcza w tak niepewnych czasach, jak obecnie. Z jednej strony PiS stawia na sojusz z USA, zabiega, by w naszym kraju były stałe bazy NATO, a jednocześnie szef polskiego MON w lekceważący sposób mówi o jednym z najbardziej wpływowych w tej kwestii państw. Zupełnie tego nie rozumiem - dodaje politolog.
Podobnie w kwestii ministra Macierewicza wypowiada się dr Piotr Borowiec. - Minister Macierewicz ma taką osobowość, że raz na jakiś czas musi zaprezentować kontrowersyjną wypowiedź. O ile w dyskursie krajowym tego typu słowa są jeszcze przez część odbiorców do zaakceptowania, o tyle w dyskursie międzynarodowym są niedopuszczalne. Dlatego premier Beata Szydło czy Jarosław Kaczyński powinni zareagować i zasugerować ministrowi Macierewiczowi zmianę tonu wypowiedzi - przekonuje ekspert UJ.
W wyciągnięcie konsekwencji wobec szefa MON nie wierzy również dr Materska-Sosnowska. - Przełożonym szefa MON jest premier Beata Szydło i to ona powinna zareagować. Pozycja ministra Macierewicza w PiS jest jednak na tyle silna, że trudno oczekiwać wezwania go na dywanik - zauważa ekspert. Zdaniem Materskiej-Sosnowskiej, "wiadomo było, że prędzej czy później zobaczymy Antoniego Macierewicza w takim wydaniu". - On taki po prostu jest i jeżeli ktoś myślał, że się zmienił, to był w błędzie. Jest to duży wizerunkowy problem dla premier Beaty Szydło, który coraz bardziej zaczyna ciążyć Polsce w stosunkach międzynarodowych. Wystarczy tylko spojrzeć na ostatnie wypowiedzi na temat naszego kraju amerykańskich polityków. To jest bardzo wymowne, a niedocenianie przywiązania Amerykanów do idei jest dużym błędem - podsumowuje politolog UW.