Mec. Karolina Bućko© East News

Egzorcyzmy po polsku. "Skrzywdzone osoby naprawdę mają złamane życie"

Anna Śmigulec

W Polsce egzorcyzmowanie nie jest w żaden sposób sformalizowane. Nie ma formularza zgody, nie ma formularza opisu, jak ta procedura wygląda. Dlaczego? Dlatego, że wtedy zostawałby jakiś ślad tej aktywności - mówi WP mec. Karolina Bućko, szefowa Państwowej Komisji ds. przeciwdziałania pedofilii.

Podtapianie wodą święconą i oliwą, ranienie ciała krzyżem, zachowania mogące zostać uznane za molestowanie seksualne - to zaledwie kilka z zachowań egzorcystów, które opisała Wirtualna Polska. Opowiedziały o nich Irena i Justyna, którym egzorcyści zrujnowali życie.

Anna Śmigulec: Jeżeli egzorcyści wiążą osobę egzorcyzmowaną, przypinają pasami, przygniatają do ziemi, jest na to jakiś paragraf?

Karolina Bućko, prawniczka, przewodnicząca Państwowej Komisji ds. przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15 (Państwowa Komisja ds. przeciwdziałania pedofilii): Na same egzorcyzmy nie ma paragrafu. Ale pamiętajmy, że w prawie kanonicznym są one opisane jako liturgia i modlitwa, tam nie ma mowy o przemocy. Natomiast jeśli ktoś jest ewidentnie pozbawiony wolności, wiązany, gdzieś zamykany, czy przetrzymywany nierzadko nawet przez kilka dni, to są działania bezprawne.

Ale ofiary słyszą argument: "Przecież sama tam szłaś".

Po pierwsze, jeśli ktoś "sam idzie" do egzorcysty, ale jest osobą małoletnią lub osobą z zaburzeniami psychicznymi, chorą psychiczne, bądź z niedorozwojem umysłowym, to ta zgoda nie jest wiążąca.

Po drugie, nawet jeżeli ktoś dobrowolnie zdecydował się na egzorcyzmowanie i pierwotnie wyraził zgodę, to pytam: na co dokładnie wyraził tę zgodę? Bo z całą pewnością nie na pozbawienie go wolności, naruszenie nietykalności cielesnej, a finalnie przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności. Każdy z tych czynów jest przestępstwem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czyli ta pozorna zgoda osoby poszkodowanej nie wyklucza karalności czynu? Egzorcysta stosujący przemoc może ponieść karę?

Oczywiście. Mamy tu szeroki katalog paragrafów. Przestępstwa z artykułu 217 kodeksu karnego - o naruszanie nietykalności cielesnej, przestępstwo z artykułu 189 - pozbawienie wolności, przestępstwo z artykułu 198 - wykorzystanie niepoczytalności, bezradności. Przestępstwo wykorzystania stosunku zależności. Cały rozdział 25 kodeksu karnego, czyli przestępstwo przeciwko wolności seksualnej i obyczajności. Przestępstwo zgwałcenia i innych czynności seksualnych.

Jeśli duchowny kładzie się na dziewczynie i się o nią ociera...

To wyczerpuje znamiona przestępstwa. Zależy jeszcze, czy mamy do czynienia z małoletnią poniżej lat 15, czy z małoletnią, która nie ukończyła 18 lat, czy z osobą dorosłą. Ale jakiekolwiek dotykanie, ocieranie się o sfery intymne jest przestępstwem zgwałcenia, które typizuje się w ramach tak zwanej innej czynności seksualnej.

Nawet jeśli to ocieranie się przez ubranie?

Jak najbardziej. Co do znamion przestępstwa nie ma żadnych wątpliwości.

Natomiast dostrzegam problem, gdzie indziej, mianowicie w skąpym materiale dowodowym. Oraz w nastawieniu wymiaru sprawiedliwości, czyli podchodzeniu z dużą ostrożnością do wiarygodności zeznań osoby pokrzywdzonej. Co zazwyczaj kończy się odmową wszczęcia postępowania albo jego umorzeniem.

No właśnie, na czym polega problem? Na tym, że nie ma świadków?

Bardzo często nie ma świadków, natomiast na to mamy już procedurę. Badania naukowe wskazują, że osoby pokrzywdzone w przestępstwach przeciwko wolności seksualnej i obyczajności rzadko konfabulują. W mojej ocenie rozciąga się to również, chociażby na przestępstwo znęcania się.

Co więcej, organy ścigania mają możliwość zasięgnięcia opinii biegłych, zweryfikowania wiarygodności osoby pokrzywdzonej: czy przeżyła traumę określonego rodzaju, czy cierpi na zespół stresu pourazowego. To są okoliczności, które mogą mocno uprawdopodabniać, a ostatecznie wskazywać na sprawstwo i winę osoby podejrzewanej.

Niestety, organy ścigania bardzo często nie korzystają z takich możliwości dowodowych.

Reprezentowała pani Irenę, ofiarę brutalnych egzorcyzmów, przypinaną pasami do łóżka zrobionego na zamówienie, wiązaną, nacieraną olejami na piersiach i genitaliach, molestowaną seksualnie, podtapianą wodą święconą, szarpaną. Śledztwo w jej sprawie umorzono. A pani wystosowała w jej imieniu skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

I mamy mikrosukces, ponieważ ta skarga przeszła pozytywną weryfikację i czeka na wyznaczenie sędziego, który będzie rozpoznawał sprawę Ireny.

Bo Konwencja Ochrony Praw Człowieka i Podstawowych Wolności gwarantuje każdemu z nas prawo do sądu, a Irenie zostało ono absolutnie zabrane. Nie mogę wchodzić w szczegóły tego postępowania, bo nadal obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. A poza tym postępowanie przygotowawcze ma charakter niejawny. Natomiast mogę powiedzieć, że w tej sprawie wystąpił właśnie ten podstawowy problem, z którym się styka wiele osób pokrzywdzonych: Irenie nie dano wiary, nie skorzystano w pełni z możliwości zasięgnięcia opinii biegłych, itd.

Postępując w ten sposób, zabiera się komuś możliwość wydania rozstrzygnięcia w jego sprawie. A co za tym idzie, przywrócenia mu poczucia sprawiedliwości.

Niestety, ja będę musiała przekazać sprawę Ireny innemu pełnomocnikowi, ponieważ nie mogę wykonywać misji adwokata, będąc przewodniczącą Państwowej Komisji ds. przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15.

Do Trybunału w Strasburgu mogą zwracać się osoby, które wyczerpały sądową drogę krajową?

Tak, i w przypadku Ireny tak właśnie się stało. Postępowanie zostało umorzone. Następnie zostało zaskarżone. Sąd utrzymał wyrok w mocy. Więc nie było już dalszej możliwości procedowania w Polsce.

W teorii wymiar sprawiedliwości można zainteresować taką sprawą ponownie, jeżeli znajdą się nowe okoliczności. Albo można zweryfikować ją w trybie nadzoru. Kodeks postępowania karnego przewiduje taką ewentualność.

Ale Irena i inne ofiary przemocowych egzorcyzmów mają pełne prawo domagać się zadośćuczynienia również w trybie cywilnym. Do czego gorąco zachęcam. Bo potrzebują nie tylko odzyskania poczucia sprawiedliwości, ale i pieniędzy.

A ogromnym problemem jest również to, że takie osoby są w bardzo słabej kondycji psychicznej. Nie są gotowe na przejście przez całą procedurę karną, nierzadko oznaczającą zetknięcie się ze sprawcą czy wtórną wiktymizację.

Te osoby wymagają kompleksowej pomocy psychologicznej, a nawet psychiatrycznej, również po to, żeby wzmocnić się na potrzeby postępowania karnego.

No właśnie, one mają zrujnowane życie. Cierpią na głęboką depresję i zespół stresu pourazowego, ale nie mają pieniędzy na psychiatrę, terapeutę, prawnika. A z powodu traumy nie są w stanie normalnie pracować. Błędne koło. Gdzie mogą uzyskać pomoc?

Mamy trzy możliwości. Pierwsza to Fundacja św. Józefa. Udziela pomocy psychologicznej i prawnej osobom, w których sprawie toczy się postępowanie przygotowawcze. Czyli nie może być decyzji odmownej.

Jeżeli pokrzywdzony ma stwierdzony zespół stresu pourazowego i jego traumę można powiązać z egzorcyzmami, to już jest to asumpt do tego, żeby prowadzić takie postępowanie przygotowawcze. Wtedy osoba skrzywdzona w Kościele wskazuje gabinet terapeuty, z którego pomocy korzysta, a fundacja przelewa środki finansowe do tego gabinetu. Jeśli chodzi o pomoc prawną, to aktualnie oferuje 15 tys. zł rocznie na pełnomocnika, który wspiera w procesie.

Druga możliwość?

I trzecia możliwość, o której często nie wiedzą nawet prawnicy, to ustawa o kompensacie państwowej. Czyli w momencie, kiedy toczy się jakaś sprawa karna i osoba jest skrzywdzona przestępstwem, a nie dostaje pomocy od sprawcy, to ma prawo wystąpić do państwa o pomoc finansową. Nie jest to wysoka kwota, do 25 tys. zł. Można się o nią ubiegać już na etapie postępowania przygotowawczego. Oczywiście to jest osobne postępowanie przed sądem cywilnym.

Natomiast zwracam uwagę na jedną rzecz. Korzystanie z tych narzędzi państwowych wymaga zaangażowania: uczestniczenia w procesie, zainicjowania tego jakimś pismem przygotowawczym. Nierzadko już na tym etapie potrzebna jest pomoc prawna.

Czy ofiary przemocowych egzorcyzmów mogą liczyć na jakieś odszkodowanie?

Mamy tzw. środki kompensacyjne przewidziane w kodeksie karnym. Czyli: nawiązkę, zadośćuczynienie, odszkodowanie. Ale sądy karne z reguły są wstrzemięźliwe i zasądzają bardzo niskie kwoty. Według III raportu państwowej komisji do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15 zdarzało się, że zasądzano kwoty wręcz obraźliwe, np. 200 zł dla osoby małoletniej skrzywdzonej przestępstwem zgwałcenia.

Ale jest jeszcze ścieżka cywilna. Czyli zadośćuczynienia i odpowiedzialność instytucjonalna podmiotów, pod których auspicjami dany sprawca działał, które go chroniły czy przenosiły. Tym bardziej że mamy wyrok Sądu Najwyższego z 31 marca 2020 r., który wyraźnie mówi o odpowiedzialności instytucjonalnej Kościoła za takie działanie.

Czy żeby się ubiegać o zadośćuczynienie w świetle prawa cywilnego, trzeba mieć wyrok skazujący w procesie karnym?

Nie trzeba. Natomiast zgodnie z kodeksem cywilnym wyrok karny skazujący wiąże sąd cywilny. To oznacza, że skraca się postępowanie dowodowe. Jest to też dobre dla osoby pokrzywdzonej, bo nie musi ona ponownie przechodzić przez cały materiał dowodowy.

A wyroki kościelne nie mają tutaj znaczenia?

Absolutnie nie.

Ważne jest co innego. Otóż pokrzywdzeni czują duży opór, żeby na głos powiedzieć, że to zadośćuczynienie im się należy. A ja uważam, że mają pełne prawo do tego, żeby uzyskać rekompensatę za doznaną krzywdę. Nie tylko jeśli chodzi o odzyskanie zdrowia psychicznego, ale w ogóle.

Trzeba zmienić narrację wokół tego tematu. Wszyscy: bliscy ofiar, opinia publiczna i media powinni zmienić podejście i nie powodować dodatkowego poczucia winy u ofiar. Bo dla nich to jest wtórna wiktymizacja i kolejna kara – za to, że mają odwagę dochodzić sprawiedliwości i domagać się dużych kwot.

Jak Kasia przetrzymywana miesiącami i gwałcona przez księdza, która wywalczyła milion złotych?

Tak. A te skrzywdzone osoby naprawdę mają złamane linie życia. I często mówią, że nie chcą żadnych pieniędzy, bo boją się oskarżeń, że chcą się wzbogacić na swojej krzywdzie. Nie wolno ich wpędzać w poczucie winy, że domagają się zadośćuczynienia, bo to może pogorszyć ich stan zdrowia. Poza tym to roszczenie o zadośćuczynienie jest przewidziane w kodeksie cywilnym i zwyczajnie mają prawo go dochodzić.

Znamy historie dwóch dziewczyn: Ireny i Justyny, które były egzorcyzmowane latami i doświadczały przemocy, którą można by śmiało nazwać torturami. One miały odwagę i siłę, żeby zacząć mówić. Ale takich ofiar musi być mnóstwo, zważywszy, że w Polsce działa 160 egzorcystów, a do wielu z nich ustawiają się kolejki. Co możemy zmienić, żeby uniknąć kolejnych ofiar?

W Polsce egzorcyzmowanie nie jest w żaden sposób sformalizowane. Nie ma formularza zgody, nie ma formularza opisu, jak ta procedura wygląda. Dlaczego? Dlatego, że wtedy zostawałby jakiś ślad tej aktywności.

A brak zgody może automatycznie generować jakieś działania bezprawne, prawda? Zresztą weźmy przykład z innej dziedziny życia: jeżeli ktoś nie godzi się na eksperyment medyczny czy poddanie się leczeniu, to już a priori mamy do czynienia z bezprawnym działaniem.

Czyli powinno to działać jak np. w szpitalu? Pacjent przychodzi i każdorazowo podpisuje zgodę na zabieg?

Tak. To powinno być transparentne. Tym bardziej że najczęściej dotyczy to jakichś zaburzeń, które wymagają interwencji psychologa czy psychiatry. Natomiast jeśli rodzic decyduje się poddać swoje dziecko egzorcyzmowaniu bądź osoba dorosła sama się na to decyduje, to ma pełne prawo do informacji, jak wygląda cała procedura i na co się godzi.

Cały ten rytuał religijny powinien być objęty procedurą: jasno określoną, opisaną, czytelną i klarowną dla uczestnika. I musi być sformalizowany poprzez jakiś dokument, który zawiera szczegółowe informacje: na czym dokładnie polega egzorcyzmowanie? Jaka jest procedura, krok po kroku? Na co zgadza się osoba, która uczestniczy w tej procedurze? Do tego powinna otrzymać pouczenie, podobnie jak podczas mediacji, że w każdym momencie może odstąpić od tej aktywności.

Myślę, że dla tych osób byłoby to zdecydowanie bezpieczniejsze.

Co jeszcze można zmienić systemowo?

Egzorcyzmowanie powinno być uregulowane również poprzez jakiś wgląd i kontrolę państwa. Jak chociażby w Niemczech, gdzie w trakcie egzorcyzmów musi być obecny pracownik socjalny. U nas mógłby to być pracownik opieki społecznej, kurator sądowy czy inna osoba mająca odpowiednie przeszkolenie, wiedzę, doświadczenie i potrafiąca zweryfikować poprawność takiej procedury.

Przede wszystkim sami egzorcyści powinni mieć chyba wiedzę psychologiczną. Bo często trafiają do nich osoby z problemami, czy zaburzeniami psychicznymi – jak Justyna, nastolatka, która ewidentnie ma depresję i myśli samobójcze, a oni stwierdzają, że to szatan, przez co rujnują jej resztę życia.

Ale to jest kwestia edukacji rodziców. Bo młodych ludzi, którzy są pod władzą rodzicielską, kierują do egzorcystów ich opiekunowie prawni, najczęściej rodzice. Na co dzień nie mają czasu dla dziecka i dobrego kontaktu z nim, i nawet nie widzą, jak pojawia się problem i narasta przez dłuższy czas. Aż wreszcie staje się poważny i wtedy zabierają syna czy córkę do egzorcysty. Wydaje im się, że to najlepsza droga do tego, żeby pozbyć się problemu, i to natychmiast. Że egzorcyzm zadziała jak tabletka przeciwbólowa - jedna wizyta i dziecko będzie "naprawione".

A wiemy doskonale, że to niemożliwe. Bo uporanie się z problemami psychicznymi i emocjonalnymi to długotrwały proces, w którym oni sami też muszą aktywnie uczestniczyć.

Więc patrzę na to z niepokojem. I uważam, że trzeba edukować rodziców, żeby obserwowali swoje dzieci pod kątem psychologicznym czy nawet psychiatrycznym i kiedy dzieje się coś niepokojącego, kierowali je do specjalistów, a nie do księży.

Co możemy zrobić już teraz, żeby pomóc ofiarom brutalnych przemocowych egzorcyzmów?

Podchodząc do tego praktycznie, moglibyśmy popracować nad Funduszem Sprawiedliwości - żeby uczynić go maksymalnie dostępnym dla osób skrzywdzonych. Planuję poruszyć ten temat na spotkaniu w Ministerstwie Sprawiedliwości w najbliższych tygodniach.

I druga rzecz: edukacja. Nie chodzi o wielką ogólnokrajową akcję, tylko o każdego z nas. Żebyśmy się nie obruszali na te osoby, nie oceniali ich, tylko je wspierali i udzielali im pomocy.

Anna Śmigulec, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (564)