Dżihadystyczne "lwiątka" - jak Państwo Islamskie robi dzieciom pranie mózgu
Państwo Islamskie od dawna grozi w swoich propagandowych filmikach, że zajmie święte dla islamu miasta, a potem cały świat. Nie twierdziło jednak, że zamierza dokonać tego w pierwszym pokoleniu. Przeciwnie, coraz częściej na nagraniach dżihadystów pokazywane są obozy treningowe dla dzieci, które nazywa się "lwiątkami kalifatu". To niewinne porównanie maskuje jednak ekstremalne pranie mózgu, jakiemu się poddaje najmłodszych, i fakt, że są wystawiani na barbarzyńską przemoc - także przez własnych rodziców.
30.07.2015 | aktual.: 30.07.2015 17:23
Rekrutacja i indoktrynacja
Dzieci stoją w kilku rzędach - jest ich 70, może więcej. Sami chłopcy. Wielu z nich wygląda jakby nie skończyło jeszcze 10-11 lat. Ubrani w jednakowe mundurki z kamuflującym wzorem, głowy mają przewiązane czarnymi opaskami z islamską symboliką. W jednej scenie wykonują na polecenie dorosłego instruktora ćwiczenia, w innej krzyczą "Allahu Akbar", w jeszcze kolejnej widać, jak się modlą, pochylając głowy do ziemi. Modli się też ich nauczyciel, przed którym ustawiono dwa karabiny.
Ten zamieszczony w lutym tego roku w internecie około 9-minutowy film został najprawdopodobniej nakręcony w pobliżu Ar-Rakki w Syrii, faktycznej stolicy Pastwa Islamskiego. Wideo przedstawia "lwiątka kalifatu", bo tak IS nazywa swoich młodych bojowników, których trenuje w specjalnych obozach.
Dżihadyści nie są ani pierwszymi, ani - niestety - zapewne ostatnimi wykorzystującymi dzieci żołnierzy. Jest ich na świecie kilkaset tysięcy (nie tylko chłopców, ale także dziewczynki). Dzieci z bronią w ręku stawały się wręcz mrocznymi symbolami niektórych współczesnych wojen, jak w Liberii i Sierra Leone. Nieletnich werbowała też m.in. kolumbijska lewicowa partyzantka FARC i Tamilskie Tygrysy na Sri Lance. Do dziś poszukiwany jest Joseph Kony, dowódca działającej w sercu Czarnego Lądu Armii Bożego Oporu, znanej z porywania dzieci, które potem wcielano do własnych oddziałów. Choć dzisiaj większą "sławę" w tym zakresie zyskuje raczej nigeryjskie Boko Haram (skądinąd sprzymierzone z IS).
A jednak eksperci zwracają uwagę na pewne aspekty rekrutacji i wykorzystania maluchów przez IS wyszczególniające tę organizację na tle innych konfliktów, zwłaszcza afrykańskich. Partyzantki z Czarnego Lądu często albo porywały dzieci, albo zachęcały do wstąpienia w ich szeregi osamotnione maluchy. Z kolei tamilscy rebelianci nierzadko zastraszali rodziny, by oddawano w ich szeregi co najmniej jedno z dzieci. Jeszcze inne zbrojne ugrupowania kusiły nieletnich rekrutów pieniędzmi lub pokazami własnej siły, ważna była też indoktrynacja.
Wszystkie te elementy wykorzystuje także IS. Porywa - jak to ma miejsce m.in. w przypadku jazydzkich dzieci, gdy kobiety i dziewczynki stają się niewolnicami, a chłopcy trafiają do obozów reedukacyjnych. Przekupuje biedniejsze rodziny, by wysyłały synów na 40-dniowe szkolenia - o czym donosił "The Times". Kusi też same zdezorientowane dzieciaki - dobrami materialnymi, rozdając zabawki i jedzenie lub obiecując zarobek, płomiennymi kazaniami czy obietnicą walki z "najsilniejszymi". - Gdy IS pojawiło się w mieście... spodobało mi się, jak są ubrani, byli jak jedno stado. Mieli bardzo dużo broni - wyznał z rozbrajającą naiwnością aktywistom Human Rights Watch młody Syryjczyk Bassim, który dołączył do IS, gdy miał 16 lat. Organizacja już rok temu przedstawiła raport dokumentujący wykorzystanie dzieci podczas wojny w Syrii i to przez różne siły (także Kurdów, którzy walczą przeciwko dżihadystom kalifatu).
Jednak, jak zauważa w artykule dla magazynu "Forein Affairs" Mia Bloom, amerykańska wykładowczyni specjalizująca się m.in. w zagadnieniach związanych z dziećmi żołnierzami, w przypadku IS część rodziców islamistów sama pcha swoje pociechy w objęcia potworności wojny. Na poparcie tej oceny wystarczy wspomnieć o sprawie sprzed roku, gdy na Twitterze pojawiło się zdjęcie chłopca trzymającego uciętą głowę syryjskiego żołnierza. Zamieścił je ojciec dziecka - pochodzący z Australii islamista - z dopiskiem "zuch chłopak".
Mia Bloom zauważa również, że tak jak podczas wojen na Czarnym Lądzie maluchy były werbowane raczej z myślą o obecnych walkach (często stając się przez to "mięsem armatnim"), tak IS widzi dla swoich rekrutów dalszą przyszłość jako bojowników kalifatu.
- Celem tych obozów (treningowych) nie jest wysłanie młodych do bitwy, ale przygotowanie ich na bitwy przyszłości - twierdził w rozmowie przeprowadzonej w jesienią ze stacją NBC News Abu Dujana, członek IS. Jednocześnie przyznał on, że niektórzy z "absolwentów" takich dziecięcych obozów treningowych są zabierani na pola bitew po to, by zobaczyć, jak wygląda prawdziwa walka i prawdziwa śmierć.
Szkoła zabijania
Szczupły chłopiec ma na sobie tunikę i czapkę z daszkiem. Gdyby były na niej np. oznaczenia ulubionych drużyn sportowych, maluch nie różniłby się niczym od wielu rówieśników na całym świecie. Ale tak nie jest. Całe jego ubranie jest w moro. A chłopiec kibicuje tylko jednej idei - samozwańczemu kalifatowi. - Gdzie są ci męczennicy? Gdzie są zamachowcy samobójcy? - krzyczy do kamery, według tłumaczenia serwisu Vocative. Maluch wzywa dalej muzułmanów do działania. - Gdzie jest moja broń? - pyta, a zza kadru kamery ktoś podaje mu karabin, który dziecko podnosi nie bez wysiłku. W kolejnej minucie widzimy, jak chłopiec z niego strzela.
To fragment jednego z ostatnich nagrań przedstawiających dzieci żołnierzy IS. Bo podczas dżihadystycznych szkoleń najmłodsi nie tylko modlą się i poznają podwaliny prawa szariatu, ale też trenują walkę, w tym z użyciem broni. Najzwyczajniej w świecie uczą się, jak zabijać.
O tym, co działo się w jednym z podobnych obozów reedukacyjnych opowiedział agencji Associated Press 14-letni Jahja - młody jazyda, który został uprowadzony razem z bratem, gdy IS zajmowało północny Irak. Porwane dzieci przeniesiono w okolice Rakki, zmieniono im imiona na brzmiące bardziej muzułmańsko i zaczęto trening. Oprócz nauki wersetów Koranu dzieci miały ćwiczyć obcinanie głów lalkom. - Nauczyli mnie, jak trzymać miecz i jak uderzać. Powiedzieli, że to głowy niewiernych - mówił AP nastolatek, któremu udało się razem z bratem i matką uciec z opanowanego przez dżihadystów miasta.
Nie tylko podczas specjalnych szkoleń dzieci są "odwrażliwiane" na przemoc. Na zamieszczanych w sieci filmach widać, że są świadkami publicznych egzekucji, o które w samozwańczym kalifacie nietrudno. Ale nie zawsze kończy się na byciu jedynie obserwatorami zbrodni.
Praktyka
Jeniec IS leży na ziemi - to pojmany syryjski żołnierz. Stojący nad nim ciemnooki chłopiec chwyta mężczyznę za włosy i podnosi jego głowę do góry. W lewej ręce trzyma nóż, którym podcina ofierze gardło. Wszystkiemu przygląda się z tyłu dorosły terrorysta.
Szokujące nagranie zostało opublikowane w internecie w połowie lipca. To pierwsze wideo pokazujące, jak dziecko żołnierz IS dokonuje dekapitacji. Choć nie pierwsze przedstawiające nieletnich katów. Na początku tego miesiąca islamiście opublikowali bowiem inne nagranie, na którym widać, jak 25 nastolatków strzela w tył głowy 25 syryjskim wojskowym. Sceną mordu, najprawdopodobniej dokonanego jeszcze w maju, były starożytny amfiteatr w Palmirze, którą wcześniej zajęło IS.
Wszystkie te nagrania pokazują drogę, jaką przechodzą dzieci na terenach kontrolowanych przez samozwańczy kalifat. Od rekrutacji, przez ekstremistyczną, wszechobecną i fanatyczną indoktrynację oraz szkolenie bojowe w obozach treningowych, po udział w zabijaniu, gdy same stają się katami.
Nie jest też prawdą to, co mówił NBC Abu Dujan, że dzieci na razie co najwyżej przyglądają się walkom. Abu Musafir, lider jednej z grup walczących w Syrii, Fursan al-Furat, wyznał w rozmowie z Human Rights Watch, że nie raz widział dzieci żołnierzy podczas bitew. - Gdy kończymy bitwę i przyglądamy się ciałom (bojowników IS) widzimy wiele dzieci - powiedział Musafir, z którym organizacja rozmawiała w marcu 2014 r.
Mali żołnierze kalifatu są także wykorzystywani jako strażnicy i okazują się być niezłymi szpiegami. A wielu z nich namawia się też do zostania zamachowcami samobójcami. Amr, nastoletni Syryjczyk, z którym rozmawiała HRW, wyznał, że dżihadyści mieli listę "ochotników" do ataków samobójczych, na której byli też nieletni. Znalazł się na niej też Amr - jak twierdzi, podpisał ją, bo czuł, że tego się od niego oczekuje.
Według danych Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka tylko w tym roku zginęło podczas walk, zamachów i ostrzałów ponad 50 dzieci-rekrutów IS. Ośmioro z nich wysadziło się w powietrze w samobójczych atakach.
Pomoc
- Jak się nazywasz? - pada pytanie w stronę chłopca o wyraźnie azjatyckich rysach twarzy. - Abdullah - odpowiada dziecko. I kolejna wymiana zdań: - Skąd jesteś? - Z Kazachstanu. - Kim będziesz w przyszłości, jeśli Bóg pozwoli? - Będę tym, który będzie was zarzynał, niewierni. Będę mudżahedinem - mówi z lekkim uśmiechem malec. Na nagraniu pokazano również, jak dwóch chłopców na czas składa karabiny. W tle pojawia się komentarz: - Jeśli Allah pozwoli, to będzie następne pokolenie. To oni zatrzęsą ziemią.
To wideo zostało opublikowane w listopadzie ubiegłego roku. Kilka miesięcy później, w styczniu, mały Abdullah pojawił się w kolejnym nagraniu - strzelał do dwóch pojmanych rzekomych rosyjskich szpiegów.
Jak podaje Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, IS zwerbowało w tym roku ponad tysiąc dzieci. Jakiś czas temu agencja Reutersa, opisująca wysoką liczbę nieletnich rekrutów, oceniała, że IS może włączać w swoje szeregi dzieci, ponieważ coraz trudniej o nowych dorosłych walczących. Zagraniczne służby są bardziej wyczulone na próby wyjazdów ich obywateli, także Turcja miała uszczelnić granice.
Wszechobecna w Iraku i Syrii przemoc i pranie mózgów, którym są jednak poddawane dzieci, na zawsze odmienią ich życia. Właśnie dlatego eksperci tacy jak Mia Bloom już teraz zastanawiają się, jak pomóc tym, których uda się zdemobilizować. "Jedno jest pewne: będzie to wymagało stopnia koordynacji i kreatywności niespotykanego w żadnym innym programie deradykalizacji do tej pory" - pisze w "FA" Bloom.