"Dziewięciu czarnoskórych chodziło po wsi. Policja o durnowate rzeczy się pyta". Mieszkańcy Michałowa o stanie wyjątkowym
- To nieprawda, co mówią w telewizji, że straż graniczna zatrzymuje migrantów. Wojska jest za mało. Sama kilka dni temu na drodze spotkałam dziewięciu czarnoskórych - relacjonuje sołtys z nadgranicznej wsi w gminie Michałowo. To tam miała miejsce akcja ratowania migrantów, którzy utknęli na bagnach. Według relacji mieszkańców w okolicy widywano nawet 40-osobowe grupy, które przekroczyły wcześniej granicę.
- Nie ma dnia, żebym nie słyszała, że ktoś w okolicy napotkał migrantów. Sąsiad jechał na rowerze, wyszli mu z bagna. Inny poszedł na grzyby i znalazł całą rodzinę w lesie. Wojska i służb jest za mało, nie dają rady - mówi WP sołtyska przygranicznej miejscowości w gminie Michałowo na Podlasiu.
- Czytam w internecie i oglądam w telewizji, że uchodźcy są zatrzymywani. To nieprawda. Kilka dni temu wyjeżdżam z domu i widzę na drodze dziewięciu czarnoskórych. Mieszkam niecałe 2 kilometry od granicy. Ci ludzie cały czas przechodzą przez granicę - mówi dalej. Wspomina, że w ubiegłym tygodniu służby na wiele godzin zablokowały drogę z Mostowlan do Jałówki. Na trasie osaczono grupę migrantów liczącą ponad 40 osób.
Relacje o licznie napotykanych migrantach potwierdziło WP jeszcze dwoje mieszkańców, prowadzących w okolicy pensjonaty agroturystyczne. Zaprzeczają temu, co ogłosiła w niedzielę Straż Graniczna: "Aż 324 próby nielegalnego przekroczenia granicy. (..) Dajemy radę" - napisano w komunikacie na Twitterze.
Nie obawiają się migrantów. "Nie będę żałować chleba"
Sołtys podkreśla, że ani ona, ani mieszkańcy nie boją się migrantów, bo widywane grupy to niekiedy rodziny z malutkimi dziećmi. - Co oni mogą zrobić, jak ledwo stoją na nogach? Na pewno nikt nie będzie żałował im chleba czy wody, jak poproszą. Chociaż zdarzają się tacy bardziej wkurzeni. To ci, których straż graniczna już drugi czy trzeci raz wywiozła na granicę. W sąsiedniej wsi byli tak zdesperowani, że weszli do domu starszej kobiety, przestraszyli ją i wzięli z lodówki chleb i pomidory - relacjonuje sołtys.
Dodaje, że ciężko jej komentować doniesienia o znalezieniu ciał migrantów, którzy zmarli z wyczerpania. W niedzielę straż graniczna poinformowała, że trzech różnych miejscach przygranicznych z Białorusią znaleziono zwłoki trzech osób. Tragedii udało się zapobiec w gminie Michałowo, gdzie osiem osób, które zabłądziły na bagnach, zostało uratowanych przez straż graniczną, strażaków i pogotowie.
- Tym ludziom należy się jakiś ratunek. Widziałam, że jak straż graniczna sadza ich na drodze, karmi i poi. To przykry widok, bo ludzie mówią, że osoby w lepszym stanie zdrowia są wyrzucane z powrotem na granicę - komentuje rozmówczyni WP. - Od kilku dni leje deszcz, nocą temperatura spada do 3-4 stopni C. Ja się nie dziwię, że ktoś może umrzeć z zimna i wyczerpania - dodaje.
Skargi na stan wyjątkowy. "Policja pyta się o durnowate rzeczy"
Sołtys skarży się, że służby uporczywie kontrolują mieszkańców regionu zamiast skupić się na odnajdywaniu grup migrantów. Nie szczędzi krytyki dla policji, która jej zdaniem "pyta się o durnowate rzeczy".
- Jednemu mieszkańcowi policjant z kontroli drogowej chciał zabrać dowód rejestracyjny za przepaloną żarówkę w aucie. Inny chciał dać mandat, gdy przeszukiwali samochód i nie było w nim gaśnicy. Dopiero drugi, mądrzejszy policjant kazał puścić tego człowieka. Musi być jakiś apel, żeby te akcje w stanie wyjątkowym nie skupiały się na nas, czyli mieszkańcach - podsumowuje.
Straż graniczna informuje, że dziennie na granicy odnotowywanych jest 200-300 prób nielegalnego przekroczenia granicy (w niedzielę było 279). Komendant straży granicznej gen. Tomasz Praga doprecyzował, że sformułowanie dotyczy łącznej liczby nielegalnych migrantów ujętych na terenach przygranicznych.
Dodajmy, że straż graniczna nie chce przyznać wprost, co dzieje się z migrantami ujętymi po przekroczeniu granicy. Zatrzymanych w ośrodkach zostaje kilka osób dziennie. Według ekspertów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka pozostali są odstawiani z powrotem na granicę i poleca im się przejść na drugą stronę.
Adwokat Daniel Witko, który współpracuje z fundacją, przekazał w rozmowie z WP, że takie działanie polskich służb łamie międzynarodowe przepisy w zakresie zakazu nieludzkiego czy poniżającego traktowania migrantów.
Tymczasem kryzys na granicy bez skrupułów wykorzystują służby białoruskie. W niedzielę opublikowano zdjęcie ciała martwej kobiety, które zostało znalezione po białoruskiej stronie granicy niedaleko śluzy Kurzyniec na Kanale Augustowskim.
Zmarłej towarzyszyli mężczyzna, kobieta i trójka dzieci. Mówili, że kazano im przejść z Polski na stronę białoruską. Białorusini sugerowali, że zwłoki zostały przeciągnięte ze strony polskiej, wskazują na to ślady.
Gen. Tomasz Praga stwierdził, że w białoruskich mediach próbuje się oczerniać polską straż graniczną. - Jasno stwierdzam, to jest kłamstwo - podkreślił.
Przypomnijmy, że wprowadzony przez rząd stan wyjątkowy wyklucza działalność dziennikarzy na całej długości granicy Polski z Białorusią. Dlatego nie możemy czytelnikom dokładniej zrelacjonować wydarzeń czy pokazać miejsca dramatu ani samodzielnie zweryfikować informacji białoruskich oraz polskich służb.
Razem z innymi redakcjami Wirtualna Polska opublikowała oświadczenie, że takie działania władz są sprzeczne z zasadą wolności słowa i oznaczają odebranie społeczeństwu prawa do informacji.