"Moim domem był pałac w Wilanowie"
Dom Anny Branickiej-Wolskiej podczas Powstania Warszawskiego został zajęty przez uzbrojonych po zęby Niemców. "Było ich chyba z kilkuset. Zmieścili się bez problemu, bo moim domem był pałac w Wilanowie. Własność mojego taty, hrabiego Adama Branickiego. Gdy Niemcy zajęli dom, razem z mamą i siostrą zostałyśmy zamknięte w areszcie domowym. Nie mogłyśmy się ruszyć pod groźbą rozstrzelania. Wokoło trwała tymczasem bitwa. Przez okna dochodziła do nas kanonada broni maszynowej, huk granatów. Czułam się zrozpaczona. Ja także należałam do Armii Krajowej, ja także chciałam się bić, chciałam coś robić. Wziąć udział w Powstaniu, na które tak bardzo czekałam. Byłam jednak w potrzasku.
W AK służył także mój narzeczony, Janusz Radomyski 'Cichy'. Bał się o mnie potwornie. Był pewien, że Niemcy mnie rozstrzelają. Zebrał więc swój powstańczy oddział i postanowił mnie odbić.
To było w nocy z 16 na 17 sierpnia, późnym wieczorem, około jedenastej. Obudziły nas odgłosy zaciętej walki. Kule świstały pod oknami, Niemcy wpadli w panikę. Nagle usłyszałam znajomy głos wykrzykujący komendy. Nie mogłam w to uwierzyć! Janusz! Tak bardzo cieszyłam się, że mój ukochany jest niedaleko, ale z drugiej strony truchlałam na myśl, że coś mogłoby mu się stać. Nagle usłyszałam krzyk dochodzący spod okna mojego pokoju: - Anna, skacz! Zabiją was tam. Skacz do mnie. Skacz! Słyszysz?! To był Janusz! Przedarł się jakimś cudem przez niemieckie pozycje wokół pałacu i stał teraz pod oknem. Pod kulami Niemców!" - czytamy.