"Za ubikację służył zwykły, przelewający się kubeł"
Dalej opowiada: "Ja, jakaś zwykła handlarka i kobieta oskarżona o kolaborację z Niemcami. Nie mogłam wytrzymać z powodu panującej tam potwornej duchoty. Do tego straszny smród. Niemyte ciała, brudne ubrania. Za ubikację służył zwykły, przelewający się kubeł.
Na piwnicznych, ceglanych ścianach naszej celi poprzednicy pozostawili wydrapany napis: 'Jutro wywożą nas na białe niedźwiedzie'.
Zbliżał się koniec maja 1945 roku. Pewnego ranka Wićka przekazała mi wiadomość. Mogę się już przyznać do AK. Oni i tak już wszystko wiedzą. To był koniec... Nigdy nie dowiedziałam się, kogo złamali. Po kilku dniach zostałam wywołana na górę, do dyżurki przy schodach. Siedział tam śledczy. Pamiętam, że nazywał się Halicki. Oświadczył, że jest już dla mnie wyrok i kazał mi mówić. Powiedziałam mu, że jeżeli winą jest chęć bicia się z Niemcami, konspiracja i udział w Powstaniu, to tak - jestem winna. Do żadnej innej winy się jednak nie poczuwam. I nic więcej nie mam do powiedzenia. Następnego dnia rano ja i Irka Artysz zostałyśmy wypuszczone na wolność.
Na zdjęciu: Zofia podczas okupacji. Po upadku Powstania Zofia została aresztowana i była przesłuchiwana przez Urząd Bezpieczeństwa. Mimo chwil zwątpienia nigdy się nie złamała.