Zawdzięcza życie piekarzowi z Berlina
Dalej czytamy: "Po pewnym czasie przyszedł inny Niemiec. Był w wieku mojego ojca. Przyniósł mi jakieś zdezelowane krzesło, posadził mnie na nim i powiedział, że ma córkę w moim wieku, osiemnastoletnią. Pokazał mi jej zdjęcie i powiedział, że mnie uratuje, bo może w tej samej chwili ktoś tak samo pomoże jego córce. Potem zniknął również on. Siedziałam tak na tym krześle oniemiała, wyczerpana, ciężko ranna. Bez wody, bez jedzenia, sama.
Nie wiem, ile to mogło trwać, chyba gorączkowałam. Nagle - nie wierząc własnym oczom - zobaczyłam, jak ten starszy Niemiec idzie z moimi dwiema koleżankami, jeszcze z żoliborskiej konspiracji, 'Małgorzatą' i 'Moniką'. Tą 'Małgorzatą', o której powstała powstańcza piosenka Sanitariuszka Małgorzatka. Okazało się, że spotkał je na ulicy i kazał im przyjść zabrać ranną. Ten Niemiec uratował mi życie. Jak się okazuje, po tamtej stronie także zdarzali się ludzie. Nieliczni, ale się zdarzali.
Koleżanki zaniosły mnie do szpitala i położyły na podłodze. Nikt z rannych nie mógł nawet marzyć o łóżku. Nie był to jednak kres gehenny. Weszli do nas kolejni Niemcy i zaczęli nas kopać. Nas, rannych, w tym wiele kobiet, kopali obitymi w blachę buciorami. Grozili, że nas wszystkich rozstrzelają. Piana na ustach, dzikie wrzaski, tak jak to tylko Niemcy potrafią. Nie wiem, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie pojawił się ich dowódca. Moim najstraszliwszym przeżyciem z tych godzin było potworne, palące pragnienie. Wszyscy ranni jęczeli o wodę, skowytali. I ta całkowita bezradność sanitariuszek, które nie miały skąd tej wody brać. Niemcy w końcu zorganizowali z okolicznych wsi podwody i zaczął się transport. Niemiec, który mnie uratował, dał mi jakiś płaszcz. Już zaczynały się bowiem jesienne słoty. Nigdy nie dowiedziałam się, komu zawdzięczam życie. Powiedział mi tylko, że jest piekarzem z Berlina".
Na zdjęciu: powstańcy pomagający rannemu.