Zdobyczny czołg!
Najgorszym dniem Teresy Łatyńskiej z domu Potulickiej był 13 sierpnia 1944 roku. "Niedziela. Przebywałam wówczas na kwaterze przy ulicy Kilińskiego na Starówce. W pewnej chwili, to było późnym popołudniem, usłyszałam przez okno jakiś harmider. Krzyki, wiwaty. Jakby grała muzyka. Wyszłam na balkon i moim oczom ukazał się nieprawdopodobny widok. Środkiem ulicy jechał mały czołg otoczony tłumem żołnierzy i cywilów. Wszyscy byli zachwyceni, podnieceni, poklepywali pancerz. --Zdobyczny czołg! Zdobyczny czołg! ' dolatywało z ulicy. Mnie też udzielił się ten entuzjazm. To było po prostu wspaniałe, nie mogłam w to uwierzyć. Sytuacja coraz trudniejsza, Niemcy w natarciu, po naszej stronie pada coraz więcej rannych i zabitych, dramat. A tu nagle taki sukces.
(...) Spojrzałam na czołg. Chyba zaczęło się coś w nim psuć, jakiś element powoli zsuwał się z pancerza. Z góry wszystko było widać jak na dłoni. To coś odłączyło się od konstrukcji maszyny i zaczęło spadać na ziemię... Zamarłam, ale ludzie wokół niczego nie zauważyli. Euforia była zbyt wielka.
(...) W tej samej sekundzie nastąpiła eksplozja. Największa z eksplozji, jaką kiedykolwiek widziałam. Głucha detonacja, oślepiający błysk i fala uderzeniowa, która zatrzęsła ziemią. W promieniu dobrego kilometra wszystkie szyby wyleciały z okien, ludzi zwaliło zaś z nóg. Jakieś martwe ciało - najprawdopodobniej kierowcy - wleciało z impetem na nasz balkon. To był sam korpus - bez głowy, rąk i nóg - który odbił się od ściany budynku i potężnie uderzył mnie w plecy.
Przewróciłam się, byłam cała we krwi i kawałkach wnętrzności. Fala uderzeniowa rozpruła mi spódnicę, całe ubranie wisiało na mnie w strzępach. Wówczas jednak nawet tego nie zauważyłam. Byłam w szoku, dzwoniło mi w uszach" - dowiadujemy się z książki "Dziewczyny z Powstania".
Na zdjęciu: łączniczka na Nowym Świecie zaraz po wyjściu kanałami ze Starówki.