Dziennikarz zastrzelony w Kijowie - nowe fakty
W środę wczesnym rankiem w Kijowie zmarł dziennikarz gazety "Wiesti" Wiaczesław Weremij. Gazeta planuje przeprowadzić własne śledztwo.
Weremij został zatrzymany przez tituszków, gdy wracał we wtorek wieczorem taksówką z pracy. Gdy samochód się zatrzymał, został obrzucony koktajlami Mołotowa. Zamaskowani chuligani wyciągnęli Weremija z auta i strzelili w klatkę piersiową. Dotkliwie pobili też jego kolegę i kierowcę taksówki. Kierowca ma dotkliwe rany nóg.
Wiaczesław Weremij kilka godzin walczył o życie. Niestety nie udało się go uratować. Zmarł nad ranem w szpitalu. Miał niespełna 33 lata. Zostawił żonę i 4-letniego synka.
Gazeta "Wiesti" na swojej stronie publikuje kondolencje dla rodziny i wyraża nadzieję, że uda się schwytać zabójców. Jak informuje gazeta, w miejscu, gdzie doszło do ataku na dziennikarza, pozamykano sklepy, pozacierano ślady na asfalcie.
Krwawe starcia
W ukraińskiej stolicy trwają protesty przeciwników władz. Minister zdrowia poinformował rano, że zginęło już 28 osób. Ochrona Majdanu informuje o 30 ofiarach, a ok. 1000 rannych. Inne źródła mówią z kolei o 500 rannych.
Jednocześnie MSW informuje: zabitych 9 funkcjonariuszy.
Janukowycz oczekiwał, że zgromadzeni na Majdanie bezwarunkowo i natychmiast rozejdą się. Winą za śmierć opozycjonistów prezydent miał obwinić samą opozycję. Źródła opozycyjne informują: Witalij Kliczko i Arsenij Jaceniuk oświadczyli na Majdanie, iż rano Rada Najwyższa wprowadzi stan wyjątkowy.
Witalij Kliczko ocenił, że rozmowa "nie miała sensu". Według jego relacji Janukowycz odmówił również wstrzymania szturmu na obozowisko opozycji w centrum Kijowa. Jaceniuk dodał, że prezydent grozi ściganiem przywódców opozycji.
Rozmowy miały uspokoić sytuację.
Milicjanci - donosiła opozycja - uzbrojeni są w karabiny Kałasznikowa z ostrą amunicją. Doszło do krwawych starć służb z demonstrantami.
Władze poinformowały o wprowadzeniu ograniczeń w ruchu transportu do stolicy Ukrainy. Od godz. 23 Kijów jest miastem zamkniętym. Jednocześnie na Majdanie spłonęły namioty i setki opon. Wybuchł pożar w budynku związków zawodowych - wykorzystywany przez demonstrantów jako ich kwatera główna. Straży brakowało w nocy wody do gaszenia pożarów. Gęsty dym utrudniał zgromadzonym oddychanie.
Według telewizji Espreso, wokół placu gromadzą się "tituszki", czyli ludzie wynajmowani przez władze do udziału w demonstracjach i starciach ulicznych. Niewykluczone, że chcą oni zaatakować demonstrantów.
Liczba ofiar różni się w zależności od źródeł.