#dzieńdobryPolsko Publicystki o aferze samolotowej: jak na szkolnej wycieczce
To jest bardzo poważny problem, kolejne rządy nie wyciągają wniosków z kolejnych katastrof. Mieliśmy bowiem katastrofę casy, mieliśmy katastrofę smoleńską, wydawałoby się więc, że rząd jest na tyle świadomy, że trzeba przestrzegać procedur, bo nieprzestrzeganie procedur może prowadzić do katastrofy. Tu okazuje się jednak, że bardzo lekko traktuje się te procedury i to nie jest dobre - stwierdziła w programie #dzieńdobryPolsko dziennikarka "Gazety Wyborczej" Renata Grochal komentując zamieszanie z samolotem polskiej delegacji w Londynie.
- Ja bym nie przesądzała o tym, że ktoś miał złe intencje - stwierdziła Kamila Baranowska, dziennikarka tygodnika "Do Rzeczy". - Tak jak politycy PiS-u tłumaczą, chodziło o to, że chcieli pójść na rękę dziennikarzom, zabrać ich wcześniejszym lotem, by nie musieli czekać pięć godzin na kolejny samolot. Ale wiadomo, co jest dobrymi chęciami wybrukowane. Więc jednak będę się upierać, że te procedury powinny być przestrzegane na pierwszym miejscu, że nie może być tak, że w ostatniej chwili zmieniamy skład lotu, że sobie dokooptowujemy ileś tam osób, jak w jakimś autobusie na wycieczce - dodała
W poniedziałek "Dziennik Gazeta Prawna" opublikował artykuł dotyczący powrotu w ubiegłym tygodniu polskiej delegacji rządowej z wizyty w Londynie, gdzie odbyły się polsko-brytyjskie konsultacje pod przewodnictwem premierów: Beaty Szydło i Theresy May.
Jak napisał "DGP" wojskowa casa, którą do Londynu przylecieli dziennikarze, miała odlecieć do kraju sześć godzin później niż rządowy embraer, którym podróżowała delegacja. Dziennik pisze, iż okazało się, że dziennikarze mają wracać embraerem i wówczas na pokładzie tego samolotu znalazło się najpierw więcej osób niż było miejsc, a samolot był źle wyważony. Na pokładzie przeciążonej maszyny mieli się znaleźć m.in. premier Beata Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki, szefowie MON, MSWiA i MSZ oraz generał Marek Tomaszycki.
Według "DGP", odbywały się wówczas rozmowy, kto zostaje w samolocie, a kto wysiada, by polecieć kilka godzin później casą, a kapitan embraera oświadczył, że samolot nie poleci dopóki problem nie zostanie rozwiązany; ostatecznie po opuszczeniu pokładu przez grupę osób, embraer odleciał do Polski.
Informacjom tym, w rozmowie z WP, zaprzeczył szef MSZ Witold Waszczykowski. - Nie było afery, ani żadnych okrzyków pilota. Artykuł jest nieprawdziwy - stwierdził szef MSZ. Szefowa kancelarii premiera Beata Kempa przyznała, że zamieszanie na pokładzie było, ale że wszystko odbyło się zgodnie z "cywilną instrukcją HEAD". Bartosz Kownacki, wiceminister obrony narodowej stwierdził, że nie ma "cywilnej instrukcji HEAD". - Nie ma dwóch instrukcji HEAD. Kempa mówi językiem potocznym. Proszę nie oczekiwać od osób, które nie mają nic wspólnego z wojskiem, żeby potrafiły rozróżnić pewne rzeczy - oznajmił Kownacki.
Opr.: Violetta Baran