HistoriaDyktatura Duvalierów na Haiti celowo utrzymywała kraj w biedzie, aby przechwytywać pomoc humanitarną

Dyktatura Duvalierów na Haiti celowo utrzymywała kraj w biedzie, aby przechwytywać pomoc humanitarną

Francois Duvalier i jego syn Jean-Claude rządzili Haiti przez blisko trzy dekady. Stworzyli w tym czasie dyktaturę, która zabiła 30 tysięcy ludzi. Obaj byli bezkarni. Popularny Papa Doc odszedł spokojną śmiercią będąc u szczytu władzy. Jego następca rządy stracił, ale uniknął sprawiedliwości. I tak już zostanie. 4 października 2014 roku zmarł po zawale serca - pisze Michał Staniul w artykule dla WP.PL.

Dyktatura Duvalierów na Haiti celowo utrzymywała kraj w biedzie, aby przechwytywać pomoc humanitarną
Źródło zdjęć: © AP

03.11.2014 00:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Gdy w styczniu 2011 roku Jean-Claude Duvalier pojawił się na lotnisku w Port-au-Prince, wielu ludzi w ogóle go nie poznało. Z obwisłymi policzkami, siwizną we włosach i przygarbioną sylwetką nie przypominał rubasznego wesołka, którym był, gdy ćwierć wieku wcześniej w pośpiechu opuszczał Haiti. Jedno tylko się nie zmieniło: nadal miał wielki tupet. - Przybyłem, by pomóc - obiecywał Haitańczykom. Zupełnie jakby zapomniał, że jego służby mordowały ich przez 15 lat.

Chociaż rodziny ofiar i aktywiści robili co mogli by odpowiedział za swe zbrodnie, nie wywalczyli nic ponad tymczasowy areszt i jedno przesłuchanie przed sądem. Byłego dyktatora chroniła indolencja władz i stare koneksje - na szczycie ciągle zasiadali ludzie, którzy wiele zawdzięczali jego rodzinie. Mając niecałe 20 lat, Jean-Claude odziedziczył rządy po swoim ojcu - Francois. Jeden po drugim, Duvalierowie zafundowali rodakom blisko trzy dekady tyranii, która brutalnie pozbawiła życia około 30 tysięcy ludzi. Dla wybrańców był to jednak złoty okres.

Podana 4 października 2014 roku wiadomość o śmierci Duvaliera juniora oznaczała, że Haiti straciło szansę na choćby symboliczne rozliczenie jednej z najbrutalniejszych dyktatur XX wieku.

Kiedy Francois Duvalier wygrywał wybory prezydenckie w 1957 roku, Haiti miało za sobą trudne przeprawy. Z 36 przywódców, którzy kierowali państwem od uzyskania niepodległości, aż 23 zostało zamordowanych lub obalonych. Krótką haitańską historię wypełniały wojny, zamachy stanu, obce machlojki oraz zagorzała wrogość między mulackimi elitami i murzyńską większością. Ale na to, co miało nadejść, kraj nie był gotowy.

Złamana przysięga

Urodzony w 1907 roku Francois Duvalier pochodził ze stosunkowo zamożnej rodziny, przynajmniej jak na lokalne warunki. Pozwoliło mu to ukończyć szkołę średnią i zdobyć lekarskie szlify na założonej przez Amerykanów akademii medycznej (w latach 1915-1934 Haiti znajdowało się pod okupacją USA); kształcił się też w zakresie chorób tropikalnych w Michigan. Poświęciwszy wiele lat walce z tyfusem nękającym haitańską prowincję, zyskał przydomek Papa Doc i szacunek tysięcy Haitańczyków. Widząc jego popularność, w 1946 roku czarnoskóry prezydent Dumarsais Estimé uczynił go szefem miejscowego funduszu zdrowia, a następnie ministrem pracy i zdrowia. Cena tej współpracy była jednak dla Duvaliera wysoka. Kiedy w połowie wieku armia obaliła Estimé, Francois musiał się ukrywać. Z cienia wyszedł dopiero po tym, jak zamieszki w stolicy zmusiły wojskowych do zorganizowania wyborów. Od razu zgłosił się jako jeden z kandydatów.

Chociaż kampania prezydencka obfitowała w brutalne zagrywki, a głosowanie w przekręty, zwycięstwa Duvaliera nie dało się podważyć. Murzyńska biedota i klasa średnia szczerze ceniły jego dokonania i wierzyły mu, gdy przywoływał hasła czarnego nacjonalizmu. Siły zbrojne i mulackie elity uważały z kolei, że nieco zdziwaczały intelektualista z zamiłowaniem do etnologii łatwo stanie się marionetką w ich rękach. Wszyscy byli w błędzie.

Wyciągnąwszy wnioski z losu Estimé, Papa Doc niemal natychmiast zaczął pozbywać się opozycji. Pierwsi byli jego wyborczy konkurenci i ich zwolennicy. Po nich przyszła kolej na każdego, kto odważył się go skrytykować: od oficerów, dziennikarzy i duchownych po zagranicznych dyplomatów. W ciągu kilku miesięcy cele wypełniły się setkami więźniów politycznych. Tysiące osób zniknęły bez wieści. Aby zredukować zagrożenie ze strony armii, Duvalier otoczył się potężną gwardią przyboczną i powołał do życia milicję Tonton Macoute, która miała stać się wkrótce zmorą całego Haiti. Skrywający się za ciemnymi okularami bojówkarze, werbowani głównie wśród najniższych warstw społecznych, pełnili rolę szpicli, policjantów, sędziów i katów.

W 1959 roku Papa Doc przeszedł zawał serca, po którym zapadł w krótką śpiączkę. Gdy wrócił do zdrowia, jego rządy stały się jeszcze brutalniejsze. Każda próba buntu ze strony wojskowych lub mieszkających na wygnaniu dysydentów dawała dyktatorowi pretekst do coraz szerszych represji; w kolejnych czystkach, oprócz rzekomych wrogów, ginęły także ich rodziny, wliczając nawet dalekich krewnych. Śmierć rządzącego sąsiednią Dominikaną Rafaela Trujillo (zginął w zamachu) tylko zaostrzyła paranoję satrapy.

"Wampir Karaibów"

We wrześniu 1964 roku siepacze Duvaliera wystawili na stołecznym lotnisku - tuż obok znaku "Witajcie w Haiti" - rozkładające się ciało lidera jednego z niewielkich powstań przeciwko reżimowi. Musiało minąć wiele lat, nim ruch turystyczny wrócił po tym wydarzeniu do poprzedniego poziomu. Papa Doc, który zdążył już ogłosić się dożywotnim prezydentem, nieszczególnie się tym przejmował. Całą energię wkładał w wykrywanie kolejnych spisków; jego zaufaniem - czasem zresztą słusznie - nie cieszyli się nawet przywódcy Tonton Macoute. Najważniejszy z nich, Luckner Cambronne, popadł w niełaskę, gdy zagraniczna prasa ujawniła, że zarabia krocie sprzedając krew i organy Haitańczyków uczelniom medycznym w USA, Niemczech i Szwecji. Problemem nie był wszakże sam proceder, lecz to, że "Wampir Karaibów" dał się na nim przyłapać. Chociaż dawna pozycja pozwoliła mu uniknąć śmierci, musiał udać się na wygnanie.

Do wielu zbrodni rządu w Port-au-Prince dochodziło dosłownie na oczach amerykańskich dyplomatów. Raport Departamentu Stanu z 1967 roku stwierdzał, że "Francois Duvalier zachowuje się niekiedy w sposób psychotyczny"; pracownicy ambasady widzieli też, jak z Haiti uciekają resztki wykształconych obywateli. Tym razem jednak Waszyngton wolał ograniczyć swe ingerencje w haitańskie sprawy jedynie do okresowego wstrzymywania pomocy humanitarnej (Republikanie natychmiast ją przywracali). Polityką zagraniczną Białego Domu kierowała zimnowojenna logika, według której nawet najgorszy potwór był lepszy od komunisty. Duvalier dobrze o tym wiedział i z lubością prezentował się jako karaibskie antidotum na marksizm emanujący z Kuby Fidela Castro. Ale była i druga sprawa: Amerykanie od zawsze postrzegali Haiti jako małą, pogańską (silna pozycja synkretycznego voodoo) i dziką republikę, której nie da się poskromić bez bicza w ręku. Papa Doc po prostu pasował do tego obrazu. Mógł więc robić, co chciał.

Zdając sobie sprawę ze swojego słabego zdrowia, dyktator zaczął myśleć o następcy. Naturalnym wyborem był jego jedyny syn: urodzony w 1951 roku Jean-Claude. Tęgi nastolatek bynajmniej nie palił się do rządzenia. Przyzwyczajony do beztroskiego życia i uciech cielesnych, chłopak nie miał ani intelektualnego zacięcia swego ojca, ani jego politycznych ambicji. Nic to nie zmieniło. W styczniu 1971 roku Papa Doc zmodyfikował konstytucję, by zapewnić sprawną sukcesję. Trzy miesiące później zmarł. Następnego dnia, 22 kwietnia, Jean-Claude Duvalier został najmłodszym prezydentem na świecie.

Orgie w pałacu prezydenckim

Początek rządów nowego władcy był dosyć obiecujący. Aby poprawić międzynarodowy wizerunek Haiti, Jean-Claude - a właściwie jego matka, Simone, bo to ona przez pierwsze lata wydawała polecenia - załagodził prześladowania opozycji; zezwalał nawet, by w prasie pojawiały się czasem pojedyncze głosy krytyki. Przemianował też bojówki Tonton Macoute na mniej złowrogo brzmiące Ochotnicze Oddziały Milicji dla Bezpieczeństwa Narodowego (MVSN). Były to zmiany kosmetyczne, ale wystarczyły do zdobycia dodatkowych punktów w oczach zachodnich sponsorów. Amerykańska pomoc humanitarna wzrosła do 1975 roku prawie dziesięciokrotnie i stanowiła podstawę haitańskiego budżetu. Drugim filarem stały się dochody z odżywającej turystyki; zagranicznych przybyszów kusiły zwłaszcza lokalne burdele i przepisy umożliwiające błyskawiczne rozwody.

Francois Duvalier fot. Wikimedia Commons

Nie oznaczało to jednak, że kraj się rozwijał. O ile Papa Doc był sadystą, tak jego syna charakteryzowała nieposkromiona chciwość. Za sportowe auta, ciuchy od francuskich projektantów oraz nieustanne przyjęcia z szampanem, kokainą i luksusowymi prostytutkami płacił pieniędzmi ze skarbca, a sojuszników nagradzał lukratywnymi posadami w państwowych przedsiębiorstwach. Na jedną z orgii w pałacu prezydenckim trafiła jego koleżka z liceum, piękna Michele Bennett. Po kilku godzinach w sypialni, Jean-Claude zakochał się w niej bez pamięci. Ślub w 1980 roku kosztował, według różnych szacunków, od 2 do 5 mln dolarów. Haitańczyków, w tym Simone Duvalier, mocniej bolało jednak co innego - Michele była Mulatką, a do tego rozwódką. Jej byłym mężem był z kolei syn człowieka, który w latach 50. próbował obalić Papę Doca. - Duvalierovie zabijają swoich wrogów, a nie żenią się z nimi! - miała krzyczeć seniorka na wieść o oświadczynach.

Chociaż polityka nudziła go do tego stopnia, że zdarzało mu się zasypiać na posiedzeniach rządu, młody prezydent nie miał zamiaru oddawać władzy. Gdy zachęceni pozorną odwilżą dysydenci nabrali wigoru, dyktator bez wahania sięgnął po metody swojego ojca. W tzw. Trójkącie Śmierci - trzech największych więzieniach - ponownie zaczęły ginąć setki ludzi. Ci, którym udało się przeżyć, nosili w sobie wspomnienia wymyślnych tortur i gwałtów.

Wraz z początkiem lat 80. kraj jeszcze mocniej uderzył o dno. Epidemia AIDS odstraszyła turystów, a pomór świń i wywołana niekontrolowaną wycinką lasów erozja gleby dobiły rolnictwo. Haiti stało się całkowicie zależne od pomocy z zewnątrz, którą w dużej mierze rozkradali coraz bardziej zachłanni Duvalierowie. Elizabeth Abott w książce "Haiti: The Duvaliers And Their Legacy" stawia tezę, że utrzymywanie rodaków w skrajnej nędzy było celowym działaniem reżimu. Sprzedając światu niedolę swych obywateli, rządzący zapewniali sobie stały dopływ gotówki od organizacji humanitarnych i prywatny dobroczyńców. Sytuacja materialna mieszkańców była tymczasem tak tragiczna, że tysiące śmiałków decydowały się na nielegalną przeprawę przez morze do USA. Chociaż wielu tonęło, a amerykańska straż wybrzeża skutecznie wyłapywała dryfujące łódeczki, exodusu nie dało się zatrzymać. W połowie lat 80. poza ojczyzną żyło około miliona Haitańczyków. Sześć milionów, które zostało, było u kresu wytrzymałości.

Kiedy w 1986 roku protesty społeczne ogarnęły niemal cały kraj, Amerykanie poradzili Baby Docowi, by dla własnego dobra zrzekł się władzy. 6 lutego podstawili samolot, który miał ewakuować go wraz z rodziną. Mogąc zabrać tylko po dwie walizki, Duvalierowie spakowali tyle biżuterii, dzieł sztuki i gotówki, że nie starczyło im miejsca na bieliznę. Uciekając do Francji, zostawili za sobą zupełnie ogołocony kraj.

Przez pierwsze lata wygnania były dyktator pławił się w luksusach. Zrabowane środki jednak topniały, a w 1992 roku z reszty majątku obdarł go rozwód z Michele. Ostatecznie wylądował z matką w skromnym dwupokojowym mieszkanku w taniej dzielnicy Paryża. Utrzymując się z datków od dawnych zwolenników, ciągle marzył o powrocie do kraju. Chaos po trzęsieniu ziemi, które w 2010 roku zrównało Haiti z ziemią, był doskonałą zasłoną dymną. Mimo że nie miał realnych szans na powrót do polityki, udało mu się przeżyć jeszcze kilka lat w dostatku. Zdecydowana większość Haitańczyków nie miała na to najmniejszych szans.

Michał Staniul dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiahaitidyktator
Komentarze (0)