Duński generał bije na alarm: "To jest wezwanie pomocy"
Duńska armia potrzebuje jeszcze wielu lat, by móc sprostać wymaganiom NATO. Problemem okazuje się nie tyle posiadany sprzęt wojskowy, co ilość żołnierzy, którzy mogliby tę broń obsłużyć.
Generał Henrik Lyhne, zastępca dowódcy armii, alarmuje o dramatycznej sytuacji w duńskim wojsku. Wskazuje, że brakuje żołnierzy, by siły zbrojne były w stanie wykonywać wszystkie oczekiwane od nich zadania.
"Wołanie o pomoc". Dramatyczna sytuacja w duńskiej armii
Duński generał zwraca uwagę na to, że tak dramatycznej sytuacji w kondycji krajowej armii nie było od co najmniej 40 lat.
- To jest wołanie o pomoc. Sytuacja jest niezwykle krytyczna, zwłaszcza że brakuje nam żołnierzy jak nigdy dotąd. Jestem w duńskim wojsku od 40 lat i nigdy nie wyglądało to tak źle - powiedział Lyhne dla TV 2, dodając, że od 20 do 25 proc. wszystkich stanowisk w wojsku jest obecnie nieobsadzonych.
Takie statystyki sprawiają, że nawet w przypadku zwiększenia budżetu na armię, potrzeba będzie wielu lat, by uzupełnić braki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lyhne w wywiadzie dla duńskiej telewizji wyraźnie zaznaczył, że siły zbrojne Kopenhagi są okrojone, a wielu żołnierzy znajduje się dopiero w trakcie szkoleń. - Mamy pewne siły gotowe do walki, mamy ludzi w trakcie szkolenia, ale brakuje nam wielu żołnierzy. To w zasadzie oznacza, że nie możemy zapewnić bezpieczeństwa i ochrony, która jest naszym zadaniem - powiedział.
Dania krytykowana w sprawie NATO
TV 2 dotarła do notatki MON, z której wynika, że Dania w pełni spełnia tylko 3 z 17 celów siłowych, które zostały zawarte w umowie z NATO. Najważniejszym punktem tej umowy jest wymóg posiadania gotowego do walki oddziału w sile czterech tysięcy żołnierzy.
O problemach w realizacji tego celu alarmowano już w 2020 roku. Stwierdzono wówczas, że brygada "prawdopodobnie będzie praktycznie bezużyteczna w żywym konflikcie". Lyhne ma nadzieję, że założony cel zostanie osiągnięty jeszcze za czasów jego służby, czyli w ciągu trzech i pół roku.
Duński generał określił również, dlaczego brakuje chętnych do pójścia w kamasze. Zwrócił uwagę na niskie pensje, zaniedbane koszary, a także braki sprzętowe i kadrowe. Te ostatnie przekładają się na częste dodatkowe zmiany. - Możemy mieć tyle nowej broni, ile chcemy, ale jeśli nie będzie żołnierzy do jej obsługi, to nic z tego nie będzie - podsumował obecną sytuację Henrik Lyhne.
Braki w armii sprawiają, że duński batalion bojowy 1 maja zostanie wycofany z ochrony wschodniej flanki NATO na Łotwie i prawdopodobnie nie zostanie zastąpiony nowym aż do 2024 roku.
- NATO nigdy wcześniej nie miało takiego zapotrzebowania na potężne i silne jednostki wojskowe. W czasie pokoju konsekwencje mogą być możliwe do opanowania, ale jeśli dojdzie do eskalacji lub jeśli będziemy musieli dostarczyć więcej sił na wschodniej flance, dla wszystkich będzie oczywiste, że nie będziemy mogli spełnić tych oczekiwań. A wtedy może być już za późno - ostrzegł Lyhne.