"Taksówką wygodnie dotarłem do domu"
W połowie czerwca Lech Kaczyński wylądował w więziennym szpitalu. To była znacząca zmiana, bo mógł częściej widywać się z żoną i malutką córeczką (jak go zamknęli miała półtora roku). Internowani dostawali paczki od rodzin, rzadziej z Zachodu. "W naszej celi dzieliliśmy się zawartością paczek. W pewnym okresie było już nawet tak, że ja nie jadłem normalnego jedzenia. Jadłem dwa razy dziennie, po bardzo późnym wstaniu rano, i potem wieczorem. Jadłbym pewnie trzy razy, ale aż tak dużo jedzenia nie było. Tak było do czasu, kiedy znów zagęszczono cele, doszli robotnicy z Warszawy, Gdańska, Szczecina i już nie starczało jedzenia z paczek. Wtedy znowu musiałem jeść to wstrętne więzienne jedzenie. Przezroczyste kartofle. Zupy brejowate.
Osadzeni nosili normalne ubrania, dostawali rzeczy na zmianę od rodziny. "Jak wychodziłem to miałem już w ręku ciężką torbę" - wspominał Lech Kaczyński. Żona odwiedzała go raz na dwa, trzy tygodnie. "Potem znaleźliśmy jeszcze jeden sposób. Przychodził do mnie Jan Olszewski, jako adwokat, w towarzystwie mojej żony. To zresztą były bardzo ważne wydarzenia, bo mogliśmy rozmawiać nawet dwie i pół godziny, a normalne widzenie trwało najwyżej godzinę. Jak wracałem otaczali mnie współwięźniowie i pytali: 'co powiedział Olszewski?'. Był głosem z wolnego świata. W pewnym okresie zaczął bywać także Jarek, mama i tata" - wspominał.
Wypuścili go w niedzielę, 17 października 1982 r. "Wyszedłem i znalazłem się na bocznej dróżce przed więzieniem. Nie było wyjścia - poszedłem przed siebie. Doszedłem do większej drogi prowadzącej do Wejherowa i zacząłem łapać okazję. Zatrzymała się półciężarówka z dwoma mężczyznami, wyglądali jakby wracali z ryb. Kierowca bez słowa wskazał mi pakę, wskoczyłem i pojechaliśmy. Zatrzymali się blisko stacji kolejowej. Miałem trochę pieniędzy, zapytałem ile by kosztował kurs do Sopotu. Okazało się, że mnie stać. Wsiadłem i przyglądając się temu późnemu popołudniu dotarłem wygodnie do żony. Swoim powrotem wywołałem nieprawdopodobną sensację" - czytamy w "O dwóch takich...".