ŚwiatDramatyczny los Sahary Zachodniej pod marokańskim butem

Dramatyczny los Sahary Zachodniej pod marokańskim butem

Świat zapomniał o Saharze Zachodniej - jedynej afrykańskiej kolonii, która nigdy nie uzyskała niepodległości i znalazła się pod brutalną okupacją Maroka. Jej mieszkańcy znikają bez śladu, a wiatr pustynny i ruchome piaski niekiedy odsłaniają ciała zamordowanych - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Adam Kosidło z Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, autor książki "Sahara Zachodnia. Fiasko dekolonizacji czy sukces podboju?".

Dramatyczny los Sahary Zachodniej pod marokańskim butem
Źródło zdjęć: © AFP | Dominique Faget

WP: Tomasz Bednarzak: Na czym polega dramat Sahary Zachodniej i jej mieszkańców?

Prof. Adam Kosidło: - Może najpierw warto powiedzieć, czym jest Sahara Zachodnia. Terytorium to leży w północno-zachodniej Afryce i graniczy z Marokiem, Algierią, Mauretanią i Atlantykiem. Posiada bardzo ważne znaczenie geopolityczne, ponieważ od południa oskrzydla wyjście przez Cieśninę Gibraltarską na Morze Śródziemne, co pozwala kontrolować szlak wodny wiodący przez ten akwen, Kanał Sueski i dalej, do Azji.

Obszar ten, wielkości trzech czwartych Polski, z gospodarczego punktu widzenia sam w sobie nie jest interesujący, bowiem w większości to pustynia kamienna (tzw. hamada) i piaszczysta. Szata roślinna jest bardzo uboga, niewiele tam się uprawia - jedynie wokół oaz czy rzek sezonowych. Ale Sahara Zachodnia, podobnie jak cała Afryka, ma bardzo bogate złoża surowców - w pierwszej kolejności są to wysoko jakościowe fosforyty, zresztą eksploatowane przez Hiszpanów od 1973 roku, a także złoża tytanu, złota (nie do końca jeszcze oszacowane) i rudy uranowej. Wybrzeże jest wyjątkowo obfite w ryby, a na szelfie prawdopodobnie znajdują się bogate złoża ropy naftowej i gazu. I te bogactwa sprawiły, że Saharą Zachodnią zainteresowali się sąsiedzi, powodując szereg nieszczęść dla ludności zamieszkującej ten obszar.

WP: Kim są rdzenni mieszkańcy Sahary Zachodniej?

- To plemiona berberyjsko-arabskie, nie różniące się zbytnio od ludności zamieszkującej państwa sąsiednie, ale mówiące arabskim dialektem hassanija, którego używa się w Mauretanii, lecz już nie w Maroku. I w sensie kultury regionalnej najbliższa im jest właśnie kultura ludów Mauretanii. W 99 proc. to sunnici, w przeszłości prowadzący koczowniczy tryb życia. Żyli z hodowli zwierząt i transsaharyjskiego handlu, a nawet, co było bardzo intratne do końca XIX wieku, rabunku sąsiadów. Słynęli ze swojej wojowniczości, odwagi, nawet okrucieństwa, o czym przekonali się wszyscy najeźdźcy, w tym ostatni, czyli Marokańczycy.

WP: Dlaczego Sahara Zachodnia, jako jedyna z dawnych kolonii w Afryce, do tej pory nie uzyskała niepodległości?

- Od 1884 roku Sahara Zachodnia była kolonią hiszpańską, jednak Madryt początkowo nie przywiązywał do niej dużej wagi. Dopiero po odkryciu bogatych złóż fosforytów, Hiszpania generała Franco zaczęła angażować tam znaczne kapitały. Słabością Sahary Zachodniej było rzadkie zaludnienie - obszar o wielkości ponad ćwierć miliona kilometrów kwadratowych zamieszkiwało zaledwie sto tysięcy ludzi. I to właśnie niewielka liczba mieszkańców, brak zorganizowania sił narodowych oraz rządy twardej ręki gen. Franco spowodowały, że w odróżnieniu od innych części Afryki w latach 50. i 60. ubiegłego wieku, nie rozwinął się tam ruch wyzwoleńczy.

Dopiero pod wpływem następujących wydarzeń w koloniach afrykańskich, również nieliczna elita Sahary Zachodniej zaczęła marzyć o niepodległości, między innymi tworząc Ludowy Front Wyzwolenia Sakiji al-Hamry i Río de Oro (tak nazywały się dwie prowincje, na które podzielona była ówczesna hiszpańska kolonia - przyp. red.), znany pod skrótową nazwą Front Polisario - i to on rozpoczął walkę z Hiszpanami. Gen. Franco był już wtedy umierający, hiszpańska władza była chwiejna, a ponadto ONZ postulowała przyznanie Saharze Zachodniej niepodległości, naciskając w tej sprawie na rząd w Madrycie. W rezultacie Hiszpania postanowiła przeprowadzić referendum, aby zdecydować, czy ludność miejscowa chce niepodległości. Ale już od lat 60. pretensje do Sahary Zachodniej zgłaszały też kraje sąsiednie - Maroko i Mauretania. To pierwsze państwo powracało do sytuacji z wieku XVII i XVIII twierdząc, że terytorium to wchodziło w jego skład, a miejscowi władcy plemienni składali hołd sułtanowi Maroka. WP: Czy roszczenia Maroka były
uzasadnione?

- Ludność Sahary Zachodniej stanowiły plemiona koczownicze, które ciągle się przemieszczały, i oczywiście zdarzało się, że dla świętego spokoju wodzowie niektórych plemion uznawali zwierzchność marokańskiego sułtana, ale bardziej jako władcę religijnego, a mniej jako politycznego. Po uzyskaniu w 1956 roku niepodległości przez Maroko (które było protektoratem francuskim) wykuto tam teorię Wielkiego Maroka, w skład którego miała wchodzić nie tylko Sahara Zachodnia, ale cała Mauretania, część Mali, jak również zachodnie tereny Algierii. Te plany wywołały reakcję państw sąsiednich i były nawet przyczyną marokańskiej agresji na ten ostatni kraj w 1963 roku, która jednak zakończyła się powrotem do statusu quo.

WP: W jaki sposób tamte wydarzenia wpłynęły na losy Sahary Zachodniej?

- Jest to o tyle ważne, że Algieria walcząc z Marokiem o dominację w zachodniej części Afryki Północnej, zaczęła wykorzystywać walkę o niepodległość Sahary Zachodniej do szkodzenia sąsiadowi, jednocześnie mając po swojej stronie prawo międzynarodowe. Kiedy w 1973 roku powstał wspomniany już Front Polisario, najpierw wspomagała go Libia pułkownika Muammara Kadafiego, ale z Kadafim trudno było prowadzić na dłuższą metę stabilną politykę, ponieważ był on chimeryczny i zmienny w swoich poglądach. Później ten ruch zaczęła wspierać Algieria - i robi to do dziś.

WP: Ostatecznie Maroko, nie oglądając się na nikogo, siłą zajęło Saharę Zachodnią.

- Kiedy w 1960 roku powstała niepodległa Mauretania, a dwa lata później niepodległość uzyskała Algieria, wiadomo było, że Maroko nie przeprowadzi pożądanych przez siebie zmian na tym kierunku. Dlatego postanowiło, choćby dla prestiżu monarchy Hassana II, pozyskać ziemie Sahary Zachodniej, która rzekomo wchodziła w jego skład od niepamiętnych czasów. Maroko prowadziło rozmowy z sąsiadami na temat przyłączenia tego terytorium, ale napotykało ich niechęć, ponieważ jako jedyne państwo w Afryce do dziś domaga się przywrócenia stanu terytorialnego, jaki istniał przed czasami kolonialnymi. Inne państwa raczej stoją na stanowisku, że należy zachować podział dokonany przez kolonizatorów.

Mimo to Maroku udało się pozyskać do swoich planów Mauretanię. Oba kraje w tajnym porozumieniu ustaliły, że podzielą się Saharą Zachodnią i razem będą domagać się oddania im tego obszaru. Nie chciano referendum, bo jak wiadomo, żaden ruch niepodległościowy w Afryce nie przegrał powszechnego głosowania. Ostatecznie oba państwa w 1975 roku zwróciły się do ONZ, aby Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości rozstrzygnął, jaka powinna być przyszłość Sahary Zachodniej. Jednak wyrok Trybunału był dla Maroka niekorzystny, ponieważ stwierdzał, że należy przeprowadzić referendum wśród miejscowej ludności. Król Hassan II nie przyjął tego werdyktu, a nawet ogłosił, że wspiera on jego ambicję i nakazał przeprowadzenie tzw. Zielonego Marszu.

WP: Czym był ten marsz?

- Był to podchód ludności cywilnej w liczbie 350 tys. osób, który miał przekroczyć zieloną granicę z Saharą Zachodnią i zająć placówki hiszpańskie, ponieważ Hiszpanie twierdzili wtedy, że nie pozwolą na jego przeprowadzenie. W ten sposób, drogą biernego oporu, Marokańczycy chcieli opanować to terytorium. I co ważne, Zielony Marsz poparły Stany Zjednoczone, a dokładnie ówczesny sekretarz stanu Henry Kissinger, jak również Francja.

WP: Jaki interes mają USA i Francja w tym, żeby Sahara Zachodnia pozostawała pod kontrolą Maroka?

Rejon Maghrebu był i jest domeną Paryża, jest podstawą jego mocarstwowej pozycji na arenie pozaeuropejskiej. Już nie mówiąc o Saharze Zachodniej, świadczy o tym dzisiejszy udział Francji w wydarzeniach w Tunezji, Libii, a nawet Syrii. Po tym, jak w 1956 roku razem z Wielką Brytanią przegrała w kompromitujący sposób kwestię sueską, chciała zachować swe wpływy w tym regionie - i to się jej udaje do dzisiaj.

Warto pamiętać, że w Maroku znajduje się największa mniejszość francuska w całej Afryce, a z kolei we Francji mieszka około miliona Marokańczyków. Francja szkoli armię marokańską, sprzedaje tam uzbrojenie i zdecydowanie pilnuje interesów tego państwa na arenie międzynarodowej. Król Hassan II cieszył się poparciem kolejnych francuskich prezydentów, podobnie jak obecny władca Maroka - Muhammad VI. Można powiedzieć, że to jest "teren" Francji - urządza go sobie tak, żeby służył jej wielkości w tym rejonie i, jak określił to prezydent Giscard d'Estaing, nie życzy sobie tutaj żadnych "mikropaństw". Było to stwierdzenie dosyć nieszczęśliwe, bo w czasie, gdy padły te słowa, Paryż godził się na niepodległość maleńkiego Dżibuti po drugiej stronie Afryki, choć z potężną francuską bazą morską i lotniczą.

W tamtym czasie Francja dostarczyła Maroku uzbrojenie, które miało zabezpieczać agresję na Saharę Zachodnią. Paryż do dnia dzisiejszego prowadzi tak daleko posuniętą ochronę Maroka, że kiedy inne państwa starały się nadać misji ONZ w Saharze Zachodniej, tzw. MINURSO, kompetencje monitorowania łamania praw człowieka, to Francuzi nie wyrazili na to zgody, choć swoją akceptację wyraziły nawet Stany Zjednoczone. Widocznie Francja, będąca kolebką praw człowieka, uważa, że prawa te powinny obowiązywać w Tybecie, w Czeczenii czy na Bałkanach, ale nie we francuskiej strefie wpływów.

WP: Jak do problemu Sahary Zachodniej odnoszą się USA?

- Stany Zjednoczone wykazują się jeszcze większą hipokryzją niż Francja. Maroko z racji swojego położenia zawsze było ważne dla USA. Pomińmy już fakt, że pierwszy układ o przyjaźni niepodległe państwo amerykańskie zawarło w 1787 roku właśnie z tym krajem. Można powiedzieć, że to jest taki sentyment historyczny, ale poza tym Maroko stanowi ważny bastion leżący między Europą a Afryką, między Morzem Śródziemnym a Atlantykiem, i to taki bastion monarchiczno-konserwatywny, który zabezpieczał region przed wpływami komunistów, a od lat 90. jest najwytrwalszym amerykańskim sojusznikiem w zwalczaniu islamskiego terroryzmu. Z drugiej strony państwo marokańskie stara się być przedstawiane jako taki "dobry uczeń" w dziele przeprowadzania liberalnych reform. Ponadto, o czym niewielu Polaków zapewne wie, jest to jedyny kraj arabski, który utrzymuje kontakty z Izraelem, choć nie na szczeblu ambasad, a placówek mniejszego znaczenia. Dzięki temu cieszy się poparciem żydowskiego lobby w amerykańskim Kongresie, a także
wszystkich prezydentów USA począwszy od Dwighta Eisenhowera. WP: Na czym polega hipokryzja Stanów Zjednoczonych?

- Ameryka nie potrafi albo nie chce pogodzić własnych, bardzo ważnych globalnych interesów geopolitycznych z wymogami prawa międzynarodowego. Nieformalnie uznaje marokańską zwierzchność nad Saharą Zachodnią, dając światu sygnał, że można zająć pewne tereny w sposób bezprawny i nawet je kolonizować, o ile jest się sojusznikiem USA. Tutaj trzeba powiedzieć, że wyraźnie występuje podobieństwo między Izraelem okupującym ziemie palestyńskie, a Marokiem kontrolującym Saharę Zachodnią.

Amerykanie wszędzie głoszą ochronę praw człowieka, w tym prawa narodów do samostanowienia, również poprzez referenda. Odbywały się one w wielu krajach Afryki, na przykład we wszystkich koloniach francuskich, i to jest znany na świecie sposób przeprowadzania dekolonizacji. Natomiast w Saharze Zachodniej nigdy go nie przeprowadzono, mimo stanowiska Rady Bezpieczeństwa i Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które zalecało takie referendum. Wtedy nawet USA i Francja nie postawiły weta, tylko wstrzymały się od głosu.

WP: Jaki jest zatem obecny oficjalny status Sahary Zachodniej? Czy decyzja Narodów Zjednoczonych o przeprowadzeniu referendum jest nadal wiążąca?

- Do dzisiaj Sahara Zachodnia znajduje się na liście terytoriów niesamodzielnych pod opieką Organizacji Narodów Zjednoczonych, choć ONZ zgadza się, że w praktyce 80 proc., najważniejsza i najbogatsza część, znajduje się pod marokańską okupacją, a 20 proc. znajduje się w rękach Polisario i jego agend rządowych. Ale jeżeli żadne państwo świata, nawet USA i Francja, nie uznały formalnie marokańskiego zaboru, to nie ma innej drogi niż referendum. Są procedury wytyczone przez ONZ, zaakceptowane przez prawo międzynarodowe, i należałoby ich przestrzegać. Jednak obu mocarstwom na tym nie zależy, bo konflikt ten służy ich interesom, skłócając niektóre kraje arabskie. W czasie zimnej wojny były to, z jednej strony zwracające się w kierunku Zachodu Maroko, a z drugiej - Algieria i Libia, szukające oparcia w Związku Radzieckim.

Ale nawet ZSRR w owym czasie wcale nie był za niepodległością Sahary Zachodniej. Moskwa uważała Maroko za o wiele poważniejszego partnera, bo państwo liczące wtedy ponad 20 milionów mieszkańców było bardziej znaczącym podmiotem w globalnej radzieckiej polityce rozszerzania idei socjalizmu i pozyskiwania narodów świata niż mało ludna Sahara Zachodnia. Ponadto Sowietom było na rękę, że Zachód jedną noga tkwi w Saharze Zachodniej i ten nierozwiązany problem psuje opinię Francji, szczególnie wśród mieszkańców Czarnej Afryki. Tam zdecydowana większość państw do dnia dzisiejszego uznaje Saharyjską Arabską Republikę Demokratyczną (SADR), jak nazywa się proklamowane przez Front Polisario państwo. Kiedyś SADR uznawało 80 państw, teraz jest to ok. 40, ponieważ na skutek nacisków ze strony Francji i USA, dużo rządów zmieniło swoje stanowisko.

WP: Saharyjczycy postanowili jednak wziąć sprawy we własne ręce i zbrojnie wywalczyć o niepodległość.

- Powstanie zbrojne rozpoczęło się już w 1973 roku, jeszcze przeciwko Hiszpanom. W czasie, gdy odbywał się marokański Zielony Marsz, gen. Franco zapadł w śpiączkę, która okazała się śmiertelna. Nie mogąc utrzymać Sahary Zachodniej, Hiszpania postanowiła ją korzystnie dla siebie "przehandlować". 14 listopada 1975 roku podpisano w Madrycie umowę z Mauretanią i Marokiem, obiecując im przekazać do końca miesiąca pełną władzę administracyjną nad Saharą Zachodnią. Terytorium zostało podzielone - dwie trzecie północnej części oddano Maroku, a południową część przekazano Mauretanii.

Kiedy armia marokańska wkraczała do Sahary Zachodniej, była bardzo brutalna - nie szli jak wyzwoliciele, tylko jak zdobywcy, dopuszczając się szeregu niegodnych czynów. Wobec tego część miejscowej ludności zaczęła uciekać na pustynię, a Front Polisario skierował broń przeciwko nim. Ale cóż mogło zrobić kilku tysięcy bojowników przeciwko kilkudziesięciotysięcznej armii marokańskiej i idącym od południa siłom mauretańskim. Lotnictwo marokańskie, używając bomb kasetowych i napalmu, zaczęło bombardować pustynne obozy Saharyjczyków, w których chcieli przeczekać niebezpieczeństwo. W rezultacie ta część ludności, która nie chciała marokańskiego panowania lub była związana z ideą niepodległości, przekroczyła granicę z Algierią, gdzie w okolicach garnizonowego miasta Tindouf utworzyła cztery obozy dla uchodźców.

WP: Tak powstało państwo i rząd na obczyźnie.

- Jeszcze w czasie, gdy Hiszpanie wycofywali się z Sahary Zachodniej, liderzy Polisario, chcąc uniknąć "okresu niczyjego", ogłosili powstanie Saharyjskiej Arabskiej Republiki Demokratycznej, którą zaczęły uznawać inne państwa. Tak się złożyło, że w tym samym czasie przeprowadzana była dekolonizacja posiadłości portugalskich, w których po uzyskaniu niepodległości do władzy dochodziły związane z Moskwą siły lewicowe. Dlatego Zachód, w tym amerykański sekretarz stanu Henry Kissinger, postanowił zrobić wszystko, żeby chociaż tutaj, w tak ważnym strategicznie miejscu, do tego nie doszło. Bo Front Polisario uchodził za organizację radykalnie lewicową, wręcz komunistyczną, o ile w warunkach ludzi praktykujących islam można mówić o komunizmie. W realiach zimnej wojny taki obrót spraw był dla Stanów Zjednoczonych i Francji nie do przyjęcia. WP: W swojej książce podkreśla Pan, że walczący z najeźdźcami Front Polisario był bardzo bliski zwycięstwa, ale jednak przegrał.

- Przeciwko Maroku i Mauretanii, które zajęły większość obszaru Sahary Zachodniej, stanęły nieliczne, ale bardzo mobilne, sprawne i zaprawione w bojach siły Polisario, wspierane przez Algierię, bez której w tamtym okresie nic by z tego nie było, a w dalszej kolejności również przez dostarczającą uzbrojenie Libię. I ku zaskoczeniu całego świata, te nieliczne siły Saharyjczyków, które w sumie jednorazowo w polu nigdy nie liczyły więcej niż 6-8 tys. ludzi, rozbijały kolumny marokańskie, a szczególnie mauretańskie. Oddziały Polisario nawet dwukrotnie zaatakowały stolicę Mauretanii - Nawakszut. Były to rajdy liczące 1000 kilometrów - proszę sobie wyobrazić, jak wielka jest to odległość. Mauretańczyków uratowało wówczas lotnictwo francuskie, które zbombardowało kolumny Polisario, niemniej jednak wojnę przegrali i w 1978 roku wycofali się z Sahary Zachodniej, a na początku lat 80. zrezygnowali z roszczeń terytorialnych.

WP: Jak wyglądały walki z Marokiem?

- Maroko nie chcąc, żeby na obszarze opuszczonym przez Mauretanię władzę ogłosił Front Polisario, wysłało tam swoje siły. Ale wojska marokańskie, złożone w większości ze słabo przygotowanych do walk pustynnych i cechujących się niskim morale żołnierzy poborowych, zaczęły przegrywać z bojownikami Polisario. Saharyjczycy szybkimi rajdami atakowali od tyłu posterunki i garnizony marokańskie, odcinali zaopatrzenie i zmuszali wroga do poddania. W 1981 roku doprowadzili do sytuacji, że kontrolowali już 80 proc. terytorium Sahary Zachodniej; pod panowaniem Maroka pozostała tylko najbogatsza, północna część, ze stolicą Al-Ujun. Ale Front Polisario nie mógł obsadzić wyzwolonych obszarów własnymi wojskami, bo nie miał tylu ludzi. Proszę pamiętać, że tylko do Algierii uciekły dziesiątki tysięcy Saharyjczyków. Poza tym wyjeżdżali też do innych krajów, w szczególności do Hiszpanii, a nawet do Mauretanii.

Wówczas Maroko, przy wsparciu Stanów Zjednoczonych, Francji , a także, co ciekawe, Izraela, który przecież w stolicach państw arabskich uznawany jest za wroga, rozpoczął budowę linii umocnień na terenie Sahary Zachodniej. Jest to siedem ziemno-kamiennych wałów, stopniowo rozbudowywanych za pomocą potężnych amerykańskich buldożerów, o średniej wysokości około trzech metrów i tworzących razem jeden wielki mur. Co kilkadziesiąt kilometrów jest on chroniony przez wojskowe posterunki i jednocześnie zabezpieczony zasiekami drutu kolczastego, polami minowymi oraz dostarczonymi przez USA urządzeniami nadzoru elektronicznego.

WP: Jak mur wpłynął na losy wojny?

- Zmieniły się role. Od tej pory Marokańczycy mogli prowadzić wojnę defensywną, a Front Polisario musiał podjąć działalność aktywną. Swoją drogą, saharyjskie oddziały partyzanckie były bardzo specyficzne i niecodzienne, ponieważ posiadały własne czołgi, działa samobieżne, a nawet dostarczane za pośrednictwem Algierii i Libii radzieckie rakiety ziemia-powietrze. Tylko w czasie jednej bitwy w 1981 roku Maroko straciło pięć samolotów. To był jeden z powodów, kiedy Marokańczycy zorientowali się, że bardzo trudno będzie im wygrać wojnę manewrową i przystąpili do budowy muru. Warto w tym miejscu podkreślić, że w sumie ma on ponad trzy tysiące kilometrów długości i jest najdłuższym murem na świecie po Wielkim Murze Chińskim. Co więcej, okazał się skuteczny. Wojna trwała do 1991 roku - oddziały Polisario mogły przekraczać wały, ale musiały bardzo szybko uciekać przed marokańskim lotnictwem, natomiast Maroko nie mogło zniszczyć wojsk powstańczych, ponieważ wycofywały się one na terytorium Algierii. Wobec tego za
pośrednictwem ONZ zawarto rozejm.

WP: Dlaczego Izrael pomagał Maroku zbudować tę linię umocnień?

- Trzeba pamiętać, że do dzisiaj żyje tam kilkutysięczna mniejszość żydowska, która jest chroniona przez oficjalne władze. Ale to jest mniej ważna kwestia, bowiem wydaje się, że najważniejsze dla Izraela było rozbijanie jedności świata arabskiego. Algieria i Libia, razem z Syrią i Jemenem, należały do największych przeciwników państwa żydowskiego, tzw. grupy nieprzejednanych. Pomoc dla Maroka była dla Izraela wspieraniem drugiej opcji, a samo Maroko do dzisiaj ukrywa ten fakt. Zresztą Izrael cały czas prowadzi politykę rozbijania jedności Arabów i jest to dla niego polityka bardzo rozsądna. Ponadto państwo żydowskie prawdopodobnie wykorzystało tamte doświadczenia, by wybudować własny mur odgradzający go od okupowanych ziem palestyńskich. I też się on sprawdza, bo zakres i liczba ataków terrorystycznych zmalała o 90 proc.

WP: Co działo się z Saharą Zachodnią po zakończeniu wojny?

- Od zawarcia rozejmu w 1991 roku toczyły się rokowania pod egidą ONZ, które miały przygotować grunt pod referendum. W tamtym okresie Maroko się na nie zgadzało, ale kiedy pokój został wprowadzony w życie okazało się, że dla Maroka, które jest praktycznie monarchią absolutną, przeprowadzenie referendów jest właściwie niezgodne z podstawowymi założeniami ustrojowymi. W monarchii absolutnej nie pyta się ludności o kwestie zasadnicze, decyzje podejmuje tylko władca. Sama obietnica przeprowadzenia referendum dla władzy absolutnej w Maroku była ryzykowna i państwo to nie będzie starało się wprowadzić jej w życie, a wręcz przeciwnie - będzie robić wszystko, by do referendum nie doszło.

WP: Wróćmy jeszcze do Saharyjczyków żyjących na wygnaniu w obozach w Algierii. Ich exodus trwa już 40 lat, na uchodźstwie rośnie kolejne pokolenie. Jak wygląda egzystencja tych ludzi?

- Rzeczywiście, dorosło już pokolenie Saharyjczyków, które nie pamięta sytuacji sprzed zaboru ich ziem. Dodajmy jeszcze, że obozy powstały w najgorętszym, najtrudniejszym do przeżycia obszarze Sahary, ale jednocześnie jest to miejsce, które leży blisko ich ojczyzny i zapewniało zaplecze dla walczących z Marokiem bojowników. Uchodźców saharyjskich uważa się za najbardziej wyjątkowych uchodźców we współczesnej historii. Są znakomicie zorganizowani - pomimo tego, że brakuje żywności, szczególnie warzyw i innych źródeł witamin, co skutkuje tym, że połowa tamtejszych dzieci cierpi na anemię, nikt nie jest głodny i wszyscy mają zapewniony byt. Została rozwinięta opieka lekarska, są cztery szkoły średnie w tych obozach, kilkadziesiąt szkół podstawowych i jedna uczelnia półwyższa - szkoła pielęgniarska. Saharyjczycy wysyłają też duże grupy młodzieży na studia zagraniczne. To wszystko spowodowało, że cieszą się oni procentowo bardzo wysokim współczynnikiem alfabetyzmu. Poza tym wykształcili bardzo wielu lekarzy - na
jednego lekarza przypada 1000-1200 osób, więc są to proporcje niebywałe jak na Afrykę.

Uchodźcy rozwinęli wszystkie instytucje, które są niezbędne do przeżycia i jednocześnie poprzez system oświaty starają się wychować Saharyjczyków na obywateli o poglądach postępowych, w pewnym sensie lewicowych, choć po przełomie lat 80. i 90., gdy odbyła się tam ich swoista "pierestrojka", przywódcy Polisario odeszli od idei budowania bezklasowego społeczeństwa komunistycznego. Zamiast tego dopuszczono wolny rynek, pojawił się pieniądz i pensje. Należy jednak zrozumieć, że jeżeli na pustyni zgromadziło się 100 tys. ludzi, którzy prawie nic nie produkowali i utrzymywali się wyłącznie dzięki pomocy międzynarodowej, wszystkie rzeczy, które przecież przychodziły z zewnątrz, trzeba było dzielić. W tych warunkach naturalne jest, że państwo, utworzone i działające na uchodźstwie, stara się wszystko kontrolować. Oczywiście nie jest to do końca równość, bo, jak wszędzie, elita rządząca żyje tam w dostatku.

Ciekawostką jest, że do rozejmu w 1991 roku w obozach praktycznie nie było dorosłych mężczyzn, gdyż walczyli oni na froncie. Stąd też, co jest bardzo nietypowe dla społeczeństw afrykańskich, a w tym przypadku arabskich, decydującą rolę w prowadzeniu tych obozów odegrały kobiety. Było to swoiste zrównanie płci, wprawdzie wymuszone okolicznościami, ale jednak. WP: Jak wygląda sytuacja Saharyjczyków żyjących pod okupacją?

- Część Saharyjczyków mieszkających pod okupacją współpracuje z Marokiem, które przekupstwem pozyskuje saharyjskich wodzów i starszyznę plemienną. Ale zwykli ludzie zauważyli, że stają się na swoim terenie obywatelami drugiej kategorii. Władze okupacyjne prowadzą świadomy proces marokanizacji ludności Sahary Zachodniej, który jednak tylko w części gwarantuje powodzenie. Marokańczycy, spodziewając się, że wkrótce po zakończeniu wojny zostanie przeprowadzone referendum, sprowadzili na teren Sahary Zachodniej kilkadziesiąt tysięcy swoich obywateli pochodzenia saharyjskiego, żeby wzięli udział w głosowaniu i przeważyli jego szalę. Poza tym przybywają tu marokańscy koloniści, których przyciąga system zachęt wprowadzonych przez państwo - wyższe pensje w administracji, niższe podatki czy różne dodatki, jak dopłaty do żywności. Doprowadziło to do tego, że w saharyjskich miastach są już całe dzielnice, w których wyraźnie widać dominację ludności napływowej .

WP: Jak Saharyjczycy odnoszą się do marokańskich osadników?

- Przybysze przejmują większość miejsc pracy i to wzbudza niechęć Saharyjczyków. Poza tym każda akcja oporu, nawet okrzyk typu "Niech żyje niepodległa Sahara!", spotyka się z agresywnym atakiem sił bezpieczeństwa - aresztowaniem i długoletnim więzieniem, często bez powiadamiania bliskich skazanego. Bardzo wiele osób po prostu zniknęło i nic o nich nie wiadomo - prawdopodobnie albo siedzą w więzieniach, albo zostali zamordowani. Wiatr pustynny i ruchome piaski niekiedy odsłaniają ciała zabitych ludzi.

Maroko wszelkimi sposobami i z całą bezwzględnością zwalcza opcję niepodległościową, mimo że na terenie Sahary Zachodniej urzęduje ONZ-owska misja MINURSO, która powinna dbać o interesy miejscowej ludności. W czasie przygotowań do referendum obie strony, zarówno opcja niepodległościowa, jak i opcja związania się z Marokiem, powinny mieć równe prawa głoszenia swoich haseł. Tu nigdy nie było żadnej równości, ta pierwsza opcja zawsze była prześladowana. To prowadzi do tego, że na terenach okupowanych znaczna część ludzi, zwłaszcza młodego pokolenia, sprzyja Polisario. Mało tego, nawet niektórzy Saharyjczycy przesiedleni z Maroka zaczynają przejmować hasła niepodległościowe. Dzieje się tak również z powodów ekonomicznych, ponieważ gdyby dzielić obfite bogactwa naturalne Sahary Zachodniej na mniejszą liczbę ludności, to byłaby ona bogatsza, nawet włączając w to przybyszy. Maroko zorientowało się, że nie może liczyć nawet na tych głosujących, których sami sprowadzili i boi się wyniku referendum.

WP: Sahara Zachodnia ma jeszcze realne szanse wybić się na niepodległość, czy zostały jej już tylko sny o autonomii?

- Można tutaj przytoczyć przykład Kuwejtu - gdy został zajęty przez Irak, powstała międzynarodowa koalicja, żeby go wyzwolić. Ale jak podsumował to James Baker, osobisty wysłannik sekretarza generalnego ONZ ds. Sahary Zachodniej, "Maroko to nie jest Irak, a Sahara Zachodnia do nie Kuwejt". Pod naciskiem Stanów Zjednoczonych Maroko przedstawiło opcję autonomii dla tego obszaru i do tej pory toczą się rozmowy, ale niczego właściwie nie osiągnięto. Front Polisario domaga się referendum niepodległościowego, a Maroko, wiedząc, że go nie wygra, nigdy się na to nie zgodzi. Tutaj można podać z kolei przykład Izraela, który też gra na czas, jednocześnie nasycając kolonistami i podporządkowując sobie ziemie palestyńskie. Maroko podobnie ma nadzieję, że skolonizuje Saharę Zachodnią i tak zwiąże gospodarczo, że obszar ten zostanie uznany de facto za jego terytorium.

WP: Jak do problemu Sahary Zachodniej odnosi się Polska?

- Sądzę, że dla polskiego czytelnika sama nasuwa się myśl, że naród polski, który doświadczył tylu cierpień walcząc o swoją niepodległość, chce pamiętać i rozumieć walkę innych o niepodległość. Kiedy Polska była częścią bloku radzieckiego, w Moskwie uważano, że dla przyszłości stosunków ze światem arabskim ważniejsze są relacje z ludnym, silnym Marokiem. Tym niemniej Kreml wspierał też Algierię i Libię dostawami uzbrojenia, co należy odczytywać, że Sowieci nie liczyli na szybkie rozwiązanie problemu. W tamtym czasie Polska nie miała własnego stanowiska.

Kiedy w 1999 roku znaleźliśmy się w NATO, a później w Unii Europejskiej, polskie władze nie artykułują własnych celów w polityce zagranicznej dotyczącej obszaru Morza Śródziemnego, zostawiając go Francji, Włochom, Hiszpanii, a podkreślając naszą rolę na tzw. kierunku wschodnim. I w związku z tym sprawa Sahary Zachodniej nie jest w Polsce w ogóle znana, w odróżnieniu do niektórych krajów europejskich, jak państwa skandynawskie, Holandia czy Niemcy. W społeczeństwie niemieckim zbierane są różnego rodzaju datki na obozy uchodźców saharyjskich, u nas o takich akcjach nie słyszałem. Co prawda istnieją polskie strony internetowe, które skupiają ludzi zainteresowanych tą kwestią, ale one obejmują bardzo nieliczne grona osób. I szkoda, że kiedy mamy własną suwerenność, nie mamy za wiele do powiedzenia w kwestii niepodległości innych narodów.

Na zakończenie warto jednoznacznie podkreślić, iż dla społeczności międzynarodowej nie powinno być ważne to, czy Sahara Zachodnia będzie niepodległa, czy autonomiczna w ramach Maroka, ale najważniejszym jest, aby decyzję o tym podjęli sami Saharyjczycy w zgodzie z prawem międzynarodowym i ustaloną przez ONZ - i wielokrotnie stosowaną gdzie indziej - procedurą. Jakieś prawo musi przecież kwestie samostanowienia regulować, tym bardziej, że centrum świata kieruje się jedynie własnymi interesami, zapominając często o prawach człowieka.

Rozmawiał Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)