"Do końca wyglądali tak, jakby wciąż przeżywali miesiąc miodowy"
Z 27 lat wspólnego życia, w sumie około 9 Jacek Kuroń spędził w więzieniu. Po raz pierwszy w 1965 r. - za "List do Partii", 3 lata, odsiedziane 2 lata i dwa miesiące. Drugie, w 1968 r., za Marzec - 3 i pół roku. Trzecie za "Solidarność" - 3 lata. Między więzieniami areszty - często na czterdzieści osiem godzin. W 1977 r. sankcja na trzy miesiące. Plus wojsko, kilka miesięcy zamiast aresztu. Jak pisze Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, między Jackiem a Gajką zawsze było coś, co ludzie zazwyczaj czują do siebie na początku, a potem gdzieś gubią. Zakochanie, czułość, fascynacja? Oni do końca wyglądali tak, jakby wciąż przeżywali miesiąc miodowy. Brat Jacka, Andrzej, jeszcze z czasów harcerstwa walterowskiego nazywany przez wszystkich znajomych Felkiem, ma na ten temat własną teorię. Gajka i Jacek, według niego, nie mieli kiedy się sobą znudzić - był wciąż albo przed albo po zamknięciu. W dodatku kiedy akurat nie siedział, też z rzadka bywał w domu. A kiedy już był, to nie sam, bo zawsze ktoś przychodził.
Seweryn Blumsztajn, jeden z najbliższych przyjaciół Jacka i Gajki od czasów walterowskich wspomina w "Gajce i Jacku Kuroniach": - Patrząc na tę historię z perspektywy Gajki, pamiętam więcej momentów, w których Jacka nie było, niż kiedy był. A nawet jak był, wówczas jego życie nabierało takiego tempa, że oni nie mieli czasu dla siebie.