"Bez niej był bezradny"
Zdaniem Jana Lityńskiego Kuroń był z Gajką organicznie związany, był od niej zależny. Ona mu zapewniała komfort istnienia, komfort działania, komfort bycia. Bez niej był bezradny. Nie w stosunkach z ludźmi, tylko w codziennym normalnym życiu. To Gajka zajmowała się gotowaniem, praniem, prasowaniem, zakupami, sprzątaniem.
To ona zarabiała na dom, bo Jacek nie miał pracy. Kłopoty z jej znalezieniem zaczęły się jeszcze przed publikacją "Listu do Partii" i trwały nieprzerwanie do 1989 r. (w 1968 r. brał czynny udział w organizowaniu protestów przeciw zdjęciu "Dziadów", a następnie w wiecu protestacyjnym przeciw relegowaniu z uczelni studentów Adama Michnika i Henryka Szlajfera, stając się w ten sposób "inspiratorem" wydarzeń marcowych. Od 1977 r. w redakcji nielegalnego kwartalnika "Krytyka". Od 1978 r. członek wywrotowego Towarzystwa Kursów Naukowych, 1977-1978 wykładowca Uniwersytetu Latającego. W lipcu i sierpniu 1980 r. współorganizator sieci informacji o ruchu strajkowym, od września 1980 r. doradca NSZZ "Solidarność", współautor strategii działania związku. Internowany 13 grudnia 1981 r., w 1982 r. aresztowany pod zarzutem próby obalenia ustroju...).
"Codziennie o godz. 8 rano oprócz niedziel Gaja wychodziła z domu i szła na przystanek. Tramwajem jechała na Pragę, gdzie pracowała w przychodni zawodowo-pedagogicznej. Dostała tę pracę cudem. Po studiach psychologicznych chciała zostać na uczelni, robić doktorat, miała jednak jedną wadę - była żoną Kuronia. SB nie zapomniała o konotacjach rodzinnych pani psycholog, nasyłała na nią regularnie kontrole NIK-u. W dokumentacji powadzonej przez Gaję trudno byłoby znaleźć luki. W efekcie pozytywne oceny wystawiane przez regularne kontrole NIK-u doprowadziły do tego, że Gajka stała się nauczycielem mianowanym, którego można wyrzucić z pracy wyłącznie dyscyplinarnie, za rażące uchybienia" - czytamy w "Gajce i Jacku Kuroniach".
Jacek był lekkoduchem, chyba nawet nie wiedział, ile co kosztuje, na co starcza. Poza tym nie dość, że nie zarabiał, to jeszcze... szastał pieniędzmi. Jak pisze Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, nałogowo jeździł taksówkami, chociaż w domu brakowało na podstawowe potrzeby. Rozdawał każdemu, kto poprosił. Obcemu człowiekowi w knajpie zabrakło na rachunek? Proszę bardzo. Menel potrzebuje na piwo? Proszę. Znajomy chce pożyczyć? Widać potrzebuje, proszę.