Tego listu już nie przeczytała
Gaja do Jacka, 8 listopada, 1982 r.: "Jacku mój jedyny, całuję Twoje najukochańsze na świecie oczy, uśmiecham się do Ciebie. Nic się o mnie nie martw, powoli, powoli zdrowieję i - zaręczam - kiedy będziemy mogli być razem, będę już zupełnie zdrowa. Może zostaną drobne felery, jak niemożność chodzenia po górach, zabawy w narty czy w ogóle większy wysiłek - ale tym będziemy się martwić, kiedy przyjdzie stosowna pora, w żadnym wypadku na zapas. (...) Im dłużej jesteśmy razem, Jacku, tym intensywniej odbieram szczęście naszej wspólnoty, tym większy lęk, żeby nie zmarnować, nie uronić ani chwili, nie rozminąć się. Pomogło nam w tym życie, los, jaki sobie wybraliśmy; dzięki obłędnemu tempu, ciągłym rozstaniom czy zagrożeniom rozstaniem każda chwila wspólna nabrała znaczenia, sensu, barwy. I czekamy na siebie pewni, że będzie jeszcze piękniej, jeszcze intensywniej, jeszcze bezpieczniej".
Jacek do Gai, 21 listopada 1982: "Ale przede wszystkim, to Ciebie kocham. Tego nie sposób opisać ani nawet nazwać, to jest ze mną w każdym momencie, w każdym oddechu i wtedy, kiedy robi się mroczno, bo bywa mroczno, i wtedy, a nawet przede wszystkim wtedy, kiedy słonecznie. Bo dzięki Tobie słońce tu świeci także w pochmurne dni. Pa - Ja". Tego listu Gaja już jednak nie przeczytała.