Dowódca pododdziału odsłania kulisy działania pułku Azow w Charkowie

- Nie wiemy, kiedy skończy się wojna, ale jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz - mówi Anatolij Sydorenko, dowódca pododdziału pułku Azow w Charkowie, jednego z najsłynniejszych pododdziału ukraiński. Sydorenko podkreśla, że pułk jest przygotowany na długą walkę z Rosjanami. Ma też słowa podziękowania dla Polski.

Emblemat pułku "Azow" – jednego ze Specjalnych Pododdziałów Ochrony Porządku Publicznego Ukrainy w Charkowie
Emblemat pułku "Azow" – jednego ze Specjalnych Pododdziałów Ochrony Porządku Publicznego Ukrainy w Charkowie
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Lange

06.06.2022 | aktual.: 06.06.2022 15:52

Sydorenko jest żołnierzem pułku Azow od ośmiu lat. Nie ujawnia, w której części kraju walczy teraz. - Dopóki nie zakończymy naszych działań, nie możemy niczego powiedzieć - wyjaśnia i dodaje, że można mu zrobić zdjęcie.

Z dziennikarką Polskiej Agencji Prasowej spotkał się w Charkowie, gdzie półtora miesiąca temu działać zaczął charkowski pododdział Azowa. Sydorenko odpowiada za szkolenie nowych żołnierzy.

Dobrowolnie zgłosił się do Azowa w 2014 roku. - Wtedy wszystko się zaczęło, bo wojna nie trwa od 24 lutego, tylko od 2014 roku - podkreśla i przypomina, że Donbas jest miejscem nieustannych walk. Zaznacza, że żołnierze pułku nie chcieli wojny, ale wiedzieli, że ona wybuchnie. - 24 lutego Rosjanie niczym nas nie zaskoczyli. Cała nasza azowska rodzina przygotowywała się do wojny od dawna - przyznaje.

Podkreśla, że pułk Azow od ośmiu lat robi wszystko, by Ukraina była bezpieczna, suwerenna, a jej granice nie były nienaruszane. - Każdy, kto ze śmiechem mówił o wojnie jeszcze kilka miesięcy temu i używał argumentów, że w XXI w. jest to niemożliwe, nie zdawał sobie sprawy z tego, co dzieje się w Donbasie. Tam od ośmiu lat trwa regularna wojna - dodaje.

- Ludzie wreszcie przejrzeli na oczy i przekonali się, co tak naprawdę znaczy Federacja Rosyjska. Już wiedzą, że z nimi (Rosjanami - red.) nie można prowadzić żadnych rozmów ani podejmować prób negocjacji - wyjaśnia.

Wojna zastała go w Charkowie. - W nocy z 23 na 24 lutego przyjechałem z Kijowa do Charkowa, położyłem się spać, a po dwóch godzinach wszystko się zaczęło - wspomina.

- Byliśmy przygotowani, oddział był zebrany, nie cały, ale było nas tylu, ilu trzeba. Nasze pokoje były przygotowane, bardzo szybko rozłożyliśmy swoje rzeczy i rozpoczęliśmy pracę. Już wcześniej wywiozłem żonę i syna - kontynuuje.

Sydorenko nie zdradza, jak duża jest grupa tworząca charkowski pododdział Azowa. Zaznacza jedynie, że szkolenia bojowe trwają już od jakiegoś czasu. - Ci z nas, którzy danego dnia nie jadą na front, szkolą się, a później się wymieniamy - wyjaśnia.

- Większość żołnierzy, która z nami pracuje, to osoby z wojskowym doświadczeniem, chociaż są wśród nas także i tacy, którzy przed 24 lutego wojnę znali tylko z relacji w mediach - zaznacza.

- Ci ochotnicy mają jednak ogromny zapał do pracy i przez te trzy miesiące zdobyli na tyle duże doświadczenie w boju, że szybko osiągnęli taki poziom, że można ich spokojnie postawić na równi z naszymi weteranami - ocenia. Sydorenko i jego koledzy nie zapominają o swoich towarzyszach, którzy bronili Mariupola.

- Cały czas mamy nadzieję, że dojdzie do wymiany jeńców i nasi chłopcy szybko wrócą do nas z rosyjskiej niewoli - mówi. - Nasza legenda nigdy nie umrze, wciąż dołączają do nas kolejni ochotnicy, dlatego wierzę, że zwyciężymy - deklaruje.

Wojna w Ukrainie. "Gotowi na każdy scenariusz"

Sydorenko podkreśla, że cały pułk Azow jest przygotowany na długą walkę. - Nie wiemy, kiedy skończy się wojna, ale nasza azowska rodzina jest przygotowana na każdy scenariusz. Chcielibyśmy, żeby to skończyło się jak najszybciej, bo każdego dnia umierają Ukraińcy - oświadcza. Zwraca również uwagę, że Ukraińcy nie ustają w walce i nie dają się zepchnąć Rosjanom w głąb kraju.

- Nasze siły powoli poruszają się naprzód, powoli oswobadzamy nasz kraj, idziemy w kierunku (jego) wschodnich granic - relacjonuje. Zauważa przy tym, że o wiele trudniej jest podjąć ofensywę niż się bronić. - Tam, gdzie Rosjanie umocnili się na pozycjach, trudno atakować, dlatego potrzebujemy więcej czasu i sprzętu - przyznaje.

- Mamy świadomość, że nikt nie może zagwarantować, kiedy zakończy się wojna. Liczymy się z tym, że trzeba będzie długo walczyć. Miesiąc, rok, dwa? Dla nas to bez różnicy, bo my chcemy wyzwolić cały nasz kraj - zadeklarował.

- Czego potrzebujemy? Sprzętu. Mamy wiele rzeczy od naszych zachodnich przyjaciół, także od was, Polaków, za co jesteśmy wam naprawdę ogromnie wdzięczni i bardzo wam dziękujemy - kończy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie