Donald Tusk: Polska nie weźmie udziału w interwencji w Syrii w żadnej formie
Polska nie przewiduje uczestnictwa w żadnym typie interwencji w Syrii - oświadczył premier Donald Tusk. Jak przekonywał, atak zbrojny w Syrii nie może przynieść pożądanych efektów, a za takie uważa zatrzymanie fali zbrodni na terenie tego kraju.
- Rozmawiałem z ministrem (spraw zagranicznych Radosławem) Sikorskim i prosiłem, żeby przekazał informację (naszym) partnerom, że Polska nie przewiduje uczestnictwa w żadnym typie interwencji w Syrii - powiedział Tusk dziennikarzom w Sejmie.
Premier przyznał, że z jednej strony rozumie motywację i powody, dla których opinia międzynarodowa i niektóre z państw opowiadają się za interwencją w Syrii, natomiast - jak mówił - nie podziela wiary, czy entuzjazmu tych, którzy sądzą, że taka interwencja przyniesie właściwe efekty czy skutki.
Jak zauważył, mamy doświadczenia w tej części świata, które pokazują, że interwencje zbrojne, nawet z najbardziej oczywistych i szlachetnych pobudek, rzadko kiedy przynoszą pożądany skutek.
Stanowisko premiera jest zgodne z poglądem większości polskiego społeczeństwa. Według niedawnego sondażu przeprowadzonego przez Homo Homini dla "Rzeczpospolitej" 77 proc. Polaków nie zgadza się, by nasi żołnierze wzięli udział w ewentualnej wojskowej interwencji. "Za" jest jedynie 15 proc., natomiast 8 proc. nie ma zdania w tej kwestii.
Premier ocenił motywacje Zachodu
- Uważam za niestosowne i niekompetentne uwagi w rodzaju, że Ameryka idzie tam po ropę, wiadomo, że sytuacja w Syrii i ewentualna interwencja, to nie jest wyłącznie, czy głównie gra interesów - mówił szef polskiego rządu. Tusk wskazał, że w Syrii mamy do czynienia z olbrzymią tragedią - 100 tysiącami ofiar śmiertelnych oraz setkami tysięcy migrujących z tamtego regionu. Jego zdaniem, to nie tylko tragedia ludzi, ale także wielka destabilizacja dla całego świata.
Według premiera "nikt dla pieniędzy, czy dla jakiegoś łupu nie decyduje się, żeby interweniować w takiej sytuacji". - Stany Zjednoczone i inne państwa, które się na to decydują, stają przed wielkim, także moralnym dylematem. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, że to są dobre intencje - mówił Tusk.
Jak dodał, polski rząd nie ma przekonania, że atak zbrojny w Syrii może przynieść pożądane skutki, czyli przede wszystkim zatrzymać zbrodnie na terenie Syrii. - Ale nie chcę się wymądrzać, bo nikt dzisiaj na świecie, ja także nie, nie dysponuje receptą, co należy zrobić, żeby przerwać łańcuch zbrodni w Syrii - zaznaczył szef rządu.
Kwestia cen ropy
Tusk przyznał też, że sytuacja w Egipcie - choć nie tak dramatyczna jak w Syrii, jeśli chodzi o ofiary - wpływa, ale nie w sposób drastyczny na ceny ropy naftowej. - Chociaż Egipt nie jest de facto istotnym producentem, kwestia transportu i destabilizacji regionu to jest problem - podkreślił.
Jak zauważył, "Syria, ale także Liban, niepokoje w Jemenie, sytuacja w Egipcie, de facto cały Bliski i Środkowy Wschód, to jest jeden ciąg niepokojów, zamachów, rewolucji, a czasami wręcz zabójstw na skalę niespotykaną" i "to ma zły wpływ na światową gospodarkę, w tym na ceny ropy".
Premier zapewnił, że Polska monitoruje tę sytuację i ma świadomość, że "może ona przynieść negatywne skutki". - Ale zbyt dużo czasu nie poświęcam na sytuacje, co do których wiem, że nie mam na nie żadnego wpływu - dodał.
Tusk podkreślił też, że nie ma zagrożenia, jeśli chodzi o dostawy ropy, ale jest problem związany z cenami tego surowca.
Plan ataku już gotowy
Atak rakietowy USA na Syrię może się rozpocząć już w czwartek - informuje we wtorek telewizja NBC, powołując się na anonimowych przedstawicieli władz USA. Ataki o ograniczonym charakterze miałyby potrwać trzy dni. Syria zapowiada, że będzie się bronić. Według NBC celem tych ataków byłoby raczej ostrzeżenie reżimu prezydenta Baszara al-Asada, a nie zdziesiątkowanie jego potencjału militarnego.
Syryjska opozycja oskarżyła w zeszłym tygodniu siły reżimu Asada o użycie na przedmieściach Damaszku gazu bojowego i spowodowanie śmierci od kilkuset do 1300 osób. Syryjskie władze stanowczo zaprzeczają oskarżeniom.
Unia Europejska podkreśla, że potrzebne jest pełne śledztwo ONZ ws. ataku chemicznego w Syrii. Rzecznik KE ds. polityki zewnętrznej Sebastien Brabant wskazał, że w poniedziałek na miejscu domniemanego ataku chemicznego eksperci ONZ mogli przebywać zaledwie 90 minut.