Donald Trump to katastrofa dla Ziemi?
• Trump chce uchylenia planu, ograniczającego emisję CO2 w elektrowniach
• Zapowiadał likwidację Agencji Ochrony Środowiska
• Nazywał globalne ocieplenie chińskim spiskiem
• Planował odstąpienie od podpisanej w ubiegłym roku umowy międzynarodowej o redukcji emisji CO2, czym wywołał krytykę Chin
• Efekty mogą być opłakane dla klimatu i przyniosą nieodwracalne zmiany na Ziemi
09.11.2016 17:43
Postanowienie ubiegłorocznej konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu w Paryżu być może przedwcześnie zostały ogłoszone jednym z największych globalnych sukcesów ubiegłego roku. Rok 2016 okazał się bowiem rokiem Trumpa, a z dziesiątek jego wypowiedzi wynika, że może on robić wszystko, by odwrócić klimatyczne trendy.
Globalne ocieplenie, czyli spisek Chin
O globalne ocieplenie Donald Trump wielokrotnie oskarżał Chiny. Jednak nie chodziło mu o wytykanie emisji gazów cieplarnianych, które w Państwie Środka osiąga rekordowe rozmiary. Jego tok myślenia był nieco bardziej zawiły. "Koncepcja globalnego ocieplenia została stworzona przez Chińczyków, by przemysł USA przestał być konkurencyjny" - tak Donald Trump pisał na Twitterze już w 2012 roku. W kolejnych latach powtarzał tego typu tezy.
Na początku listopada rzadki głos w sprawie Trumpa zabrały Chiny, które skrytykowały go za opinie, wyrażane o globalnym ociepleniu.
Chiny i USA są w gronie 195 państw, które pod koniec 2015 roku w Paryżu, podczas konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, osiągnęły porozumienie w sprawie globalnej umowy klimatycznej. Oba kraje są najważniejszymi sygnatariuszami paktu, bo emitują najwięcej gazów cieplarnianych na świecie.
Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której Pekin decyduje się na dalsze przestrzeganie warunków umowy, jeśli nie będą tego robiły USA, a Trump zapowiadał, że odstąpi od paryskiego porozumienia. W październiku Kevin Cramer, jego doradca ds. energetyki, mówił, że Trump, będąc prezydentem, skieruje umowę do opanowanego przez republikanów senatu, a ten ją zakwestionuje.
Taki scenariusz jest bardzo nie w smak Chinom, które zainwestowały już setki milionów dolarów w mechanizmy i pilotażowe programy, które w najbliższej przyszłości miały utworzyć chiński rynek handlu emisjami, anonsowany jako największy na świecie.
Czysty plan dla Ameryki do kosza?
W sierpniu 2015 roku prezydent Obama i Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ogłosiły Clean Power Plan (Plan Czystej Energii), który miał na celu redukcję emisji dwutlenku węgla przez istniejące elektrownie konwencjonalne. Program nakłada limity emisji na poszczególne stany, zakłada stopniowe zmniejszenie rachunków na energię w perspektywie 2030 roku i oszczędności w sektorze medycznym i mniejszą zachorowalność na choroby związane z zanieczyszczeniami. Naukowcy obliczyli, że do udałoby się uniknąć około 140-150 tys. zachorowań na astmę i 3-6 tys. przedwczesnych zgonów.
Według przedstawionych ekspertyz w dłuższej perspektywie wdrożenie i przestrzeganie planu będzie też opłacalne finansowo. W 2030 roku koszty utrzymywania Clean Power Plan miałyby wynosić 7,3-8,8 mld dol, podczas gdy szereg kosztów społecznych i ekonomicznych przekładałby się w tym samym roku na 55-93 mld dol. (jeśli nie wprowadzi się planu).
Donald Trump zapowiadał w czasie kampanii, że zamierza uchylić wszelkiego rodzaju regulacje odnośnie emisji gazów cieplarnianych, które wprowadził Obama. Jeśli w tej materii będzie z nim współpracował republikański parlament, to nie powinien mieć z tym problemu
Może się okazać, że sama likwidacja planu to za mało, bo Donald Trump kwestionował sam sens istnienia EPA, instytucji, która razem z prezydentem go wprowadziła. - To, co oni robią, to hańba. Każdego tygodnia wypuszczają nowe regulacje - mówił Trump. Dopytany przez dziennikarza telewizji Fox, jak w takim razie chronić środowisko naturalne, doparł, że "poradzimy sobie ze środowiskiem". - Możemy go trochę zostawić, ale nie możemy niszczyć biznesu - dodał.
Likwidacja EPA w najczarniejszym scenariuszu wiązałaby się ze zniesieniem ewentualnych regulacji odnośnie poziomu smogu, emisji popiołów lotnych czy poziomu zanieczyszczenia rtęcią.
Ropa i węgiel zamiast zieleni
"Jest teraz duży nacisk, by rozwijać alternatywne formy energii, tzw. zieloną energię z odnawialnych źródeł. To duży błąd. Zacznijmy od tego, że cały nacisk na odnawialną energię wynika ze złej motywacji, z błędnej wiary, że zmiana światowego klimatu jest wywołana emisją gazów cieplarnianych. Jeśli tego nie kupujesz, a ja nie kupuję, to widzisz, że otrzymujemy bardzo drogi sposób, aby robić dobrze szalonym eko-ludkom" - tak pisał w swojej książce "Crippled America", która była jego politycznym credo.
Wydana w ubiegłym roku, jest źródłem wielu spostrzeżeń nowego prezydenta na kwestie ochrony środowiska. Trump pisze w niej m. in., że nie podoba mu się energia słoneczna, bo po instalacji paneli trzeba "kilka dekad", by inwestycja się zwróciła. Nie podoba mu się też energetyka wiatrowa. - Patrzcie na wiatraki, które niszczą linię brzegową na całym świecie. Ekonomicznie też są słabe - mówił w 2012 roku.
Obserwatorzy wskazują, że niechęć Trumpa do zielonej energii jest tak naprawdę osobista. W przeszłości przegrał on bowiem proces z firmą budującą wiatraki, która stworzyła w Szkocji inwestycję pobliżu pól golfowych Trumpa.
W swojej książce, w miejsce zielonej energii, Donald Trump proponuje zwiększenie wydobycia gazu ziemnego i ropy naftowej. "Ropa jest do wzięcia, musimy ją tylko wydobyć. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego mają własne rezerwy, pozwalamy, by nasz kraj był trzymany jako zakładnik przez OPEC, kartel krajów producentów ropy, z których niektóre są wrogie Ameryce" - pisał.
- Zawsze będą jakieś problemy. Masz wyciek ropy, to go czyścić, naprawiasz i wszystko będzie w porządku - mówił w 2011 roku, zapytany czy nie obawia się, że energetyka, oparta na intensywnym wydobyciu ropy i gazu, może być niebezpieczna dla środowiska.
W wielu wypowiedziach Trump podkreślał, że zamierza ograniczyć federalne wydatki na czystą energię, łącznie z finansowaniem samochodów elektrycznych. Przy sprzyjających wiatrach w Kongresie, a te z uwagi na skład będą sprzyjające, może potencjalnie tego dokonać.
Efekty antyśrodowiskowego zwrotu
Niezależny instytut badawczy Lux Research obliczył, że polityka klimatyczna Trumpa doprowadziłaby po dwóch kadencjach do 16 proc. większej emisji gazów cieplarnianych niż kontynuacja kursu Obamy przez Clinton.
W ciągu ośmiu lat prezydentury Barack Obama starał się krok po kroku wprowadzać regulacje, które zmniejszałyby emisję CO2 Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie Waszyngtonowi udało się skłonić Pekin, by podobne przepisy stosował u siebie. W efekcie ubiegłorocznego porozumienia w Paryżu 195 krajów zgodziło się na ograniczenia emisji.
Umowa miała być początkiem walki z globalnym ociepleniem i instrumentem wzajemnego nacisku pomiędzy stronami układu. Jeśli USA od niej odstąpią, można sobie wyobrazić, że poważni emitenci, jak Chiny i Indie, stracą motywację do przestrzegania traktatu. Naukowcy przestrzegają, że kontynuowanie dotychczasowej polityki może być katastrofalne, bo doprowadzi do podwyższenia temperatur o 2-4 stopnie Celsjusza.
Zmiany klimatu mogą być niemożliwe do cofnięcia i potencjalnie przeorałyby światowy porządek. Ze wzrostem temperatur nierozerwalnie wiąże się topnienie lodowców, wzrost poziomu wody i w efekcie zalanie tysięcy kilometrów linii brzegowej na całym świecie.
To także dotkliwe susze na Bliskim Wchodzie, południowo-zachodnich Stanach Zjednoczonych czy państwach nad Adriatykiem i Morzem Śródziemnym.
Serwis Vox.com ocenia, że Trumpowi być może nie uda się przeprowadzić tego typu zmian. Odnawialne źródła energii czy samochody na prąd zaczęły żyć własnym życiem. Poszczególne stany, takie jak Kalifornia i Nowy Jork, wprowadzają swoje regulacje, które zaczynają przynosić pierwsze efekty. Jeśli okażą się opłacalne, za ich śladem pójdą kolejne stany.
Vox liczy na to, że gdy ten ruch zacznie się rozpędzać, nie uda się go już zatrzymać. Ta wiara zakłada też wygranie z rozpędzonym Trumpem.