Chiny przerywają milczenie ws. Donald Trumpa. Krytykują go za wypowiedzi o globalnym ociepleniu
• Do tej pory Chiny nie komentowały kampanii wyborczej w USA
• Teraz Pekin po raz pierwszy skrytykował kandydata Republikanów
• Poszło o jego deklaracje odnośnie do umowy klimatycznej, zawartej w Paryżu
• Trump zapowiedział, że USA powinny odstąpić od jej wykonywania
• W czasie kampanii kandydat republikanów wielokrotnie przywoływał Chiny jako przykład kraju, który wygrywa rywalizację gospodarczą z USA. W przeszłości mówił, że globalne ocieplenie to "mistyfikacja wymyślona przez Chiny"
Chinom nie spodobała się wypowiedź Trumpa, w której zapowiedział, że za jego rządów Stany Zjednoczone powinny odstąpić od umowy klimatycznej. Została ona wypracowana przez 195 państw pod koniec 2015 roku w Paryżu podczas konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu. W USA kończy się właśnie proces jej ratyfikacji. Umowa zacznie obowiązywać od najbliższego piątku.
Plan Trumpa, plan Chin
Odstąpienie od paryskiej umowy Donald Trump zapowiedział już w maju. Jednak dopiero we wtorek do tej deklaracji odniosła się strona chińska. - Sądzę, że rozsądny przywódca polityczny powinien zajmować stanowisko, które odpowiada trendom globalnym - mówił Xie Zhenhua, główny negocjator Pekinu w kwestiach umów klimatycznych.
Na konferencji prasowej chiński polityk, który od 2009 roku stoi na czele krajowego zespołu, biorącego udział w międzynarodowych konferencjach na temat zmian klimatycznych, podkreślił że USA nie powinny postępować wbrew globalnym tendencjom. - Świat przesuwa się w kierunku balansowania pomiędzy ochroną środowiska a wzrostem ekonomicznym - ocenił Xie.
Jeszcze zanim Trump zapowiedział odstąpienie od umowy, kilkakrotnie mówił, że nie wierzy w ludzki czynnik, powodujący ocieplenie klimatu. W 2014 roku posunął się do nazwania globalnego ocieplenia "mistyfikacją wymyśloną przez Chiny", a w 2012 roku pisał na Twitterze, że "zostało ono wymyślone przez i dla Chin, by uczynić niekonkurencyjnym amerykański przemysł".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Kevin Cramer, doradca Trumpa ds. energetyki, w ubiegłym miesiącu na łamach serwisu ClimateDesk.org nakreślił sposób, w jaki jego kandydat chciałby wystąpić z paryskiego układu. Jako prezydent USA skierowałby umowę pod głosowanie senatu, gdzie większość mają Republikanie, którzy z pewnością zakwestionowaliby porozumienie. Właśnie dlatego na taki krok nie zdecydował się Barack Obama, który uznał, że umowa z Paryża nie jest traktatem handlowym i w swojej większej części nie przewiduje prawnych sankcji. Z tego powodu Barack Obama mógł nie kierować jej do senatu, gdzie istniało poważne ryzyko odrzucenia.
Chińskie plany
Pekin zwykle nie komentuje wydarzeń związanych z bieżącymi polityką innych krajów. Wyjątek stanowią zjawiska, które bezpośrednio mogą wpłynąć na chińskie plany. Do takiej kategorii można zaliczyć właśnie wypowiedź Trumpa.
Chiny w przyszłym roku chcą zainaugurować krajowy system handlu emisji, którego wprowadzenie zapowiadają od 2008 roku. Wówczas zapowiedziano wdrażanie kompleksowej strategii cywilizacji opartej na ograniczonej emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Według najnowszych danych, przedstawionych przez Xie, w pilotażowe programy zainwestowano już 3,2 mld yuanów (ponad 470 mln dol.). Chiński rynek handlu emisjami jest anonsowany jako największe przedsięwzięcie tego rodzaju na świecie.
Czym jest handel emisjami?
Handel emisjami jest głównym rynkowym narzędziem do walki z emisją gazów cieplarnianych. Chodzi o ustalenie dozwolonych przydziałów zanieczyszczeń w ramach systemu pozwoleń. Takie "certyfikaty" na emisję gazów mogą być następnie sprzedawane i kupowane.
Państwo ma tu decydującą rolę regulatora rynku. Dzieje się tak za sprawą stopniowego ograniczania liczby zezwoleń, co automatycznie powoduje zwiększenie popytu, a co za tym idzie, także zwiększenie ceny certyfikatu. W efekcie korzystanie z energii, powstałej w wyniku spalania paliw kopalnych, staje się coraz mniej opłacalne. "Brudna" energetyka jest wypierana przez technologie oparte na odnawialnych źródłach.
Chiny nie blefują
O tym, że Chińczycy poważnie traktują ograniczenie gospodarki węglowej i związanych z nią szkodliwych emisji CO2 najlepiej świadczą statystyki.
W 2014 roku zużycie węgla spadło o 2,9 proc. w stosunku do roku poprzedzającego. Był to pierwszy rok w najnowszej historii, w którym konsumpcja się zmniejszyła. Kolejne 12 miesięcy przyniosły nawet większy spadek (o 3,9 proc.). Dla porównania w pierwszej dekadzie XXI wieku konsumpcja rosła o około 10 proc. każdego roku, co szybko uczyniło z Chin największego emitenta dwutlenku węgla na świecie, który w sumie produkował go więcej niż USA, Indie i Unia Europejska razem wzięte. Obecnie spada nie tylko konsumpcja, ale także wydobycie, eksport i import węgla przez Chiny.
Rok 2015 był także przełomowy, jeśli chodzi o zwiększenie produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Sektor fotowoltaiki urósł o 74 proc., a energetyki wiatrowej o 34 proc.
Na podstawie planów, liczb i deklaracji, takich jak ostatnie słowa głównego negocjatora klimatycznego, jasno widać, że zaangażowanie Chin w ograniczenie emisji jest strategią długofalową. Jej wdrażanie jest przy tym zależne od zgodnej egzekucji umowy paryskiej, w której trójka największych emitentów (Chiny, USA, Indie), odpowiedzialnych za wytwarzanie 42 proc. dwutlenku węgla, uzgodniła ramy ograniczeń.
Ewentualne odstąpienie Trumpa od umowy klimatycznej dałoby zielone światło innym państwom i podkopałoby sens chińskiej koncepcji ograniczenia własnej emisji gazów cieplarnianych. Jak na ironię, 22. doroczna konferencja Narodów Zjednoczonych ws. zmian klimatycznych rozpoczyna się w Marakeszu na dzień przed wyborami prezydenckimi w USA. Zwycięstwo Trumpa może oznaczać, że będzie to ostatnie spotkanie, na którym kraje wspominanej "wielkiej trójki" będą po tej samej stronie barykady.