Donald Trump planuje czystki w armii
Pete Hegseth, kandydat Donalda Trumpa na sekretarza obrony powiedział, że zwolni "każdego generała, który nosił wodę za Obamą i Bidenem". Jest to pierwsza taka operacja w historii USA. Dotychczas każda administracja trzymała się ściśle zasady, że nie ingeruje w wewnętrzne sprawy wojska. Tym razem na liście znaleźli się najważniejsi dowódcy w armii.
Jedną z niepisanych zasad, jakie panowały w relacjach między politykami a wojskiem, było wzajemne poszanowanie bez względu na poglądy polityczne. Armia była apolityczna niezależnie od tego, kto był lokatorem Białego Domu. Administracja Donalda Trumpa ma zamiar odejść od tej zasady, co jego otoczenie zapowiadało od kilku miesięcy.
Sam Trump podczas kampanii wyborczej obiecał oczyścić wojsko z tak zwanych "przebudzonych generałów". Czyli tych, którzy, mimo że byli nominowani na stanowiska jeszcze za czasów jego prezydentury, wykonywali polecenia nowej administracji w kwestii wprowadzania równości w armii, jak np. zezwolenia na służbę gejów w wojsku.
Pierwszą ofiarą czystek stał się generał Mark Milley. Były przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów do wtorku był członkiem Narodowej Rady Doradczej ds. Infrastruktury. Na stanowisko przewodniczącego mianował go Trump. Potem jednak kilkukrotnie zablokował radykalne zmiany, jakie chciała wprowadzić republikańska administracja, czym naraził się prezydentowi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Motorniczy i pasażerka powstrzymali rasistę. Nagranie z Torunia
Oponował m.in. w sprawie sposobu wycofania wojsk z Afganistanu, o czym mówił podczas przesłuchania przed senacką komisją. Podczas szturmu na Kapitol wysłał Gwardię Narodową do ochrony najważniejszych instytucji i wraz z innymi szefami sztabów wydał oświadczenie potępiające działania Trumpa i przypominające wszystkim członkom służb o ich obowiązku wspierania i obrony Konstytucji oraz odrzucania ekstremizmu.
Rok później Trump zasugerował, że Milley powinien zostać skazany na karę śmierci za prowadzenie tajnych rozmów z Chinami. Chodziło o rozmowę przeprowadzoną jeszcze za czasów pierwszej prezydentury Trumpa, która miała uspokoić napięte relacje między państwami, a którą przeprowadził za zgodą i wiedzą ówczesnego sekretarza obrony Christophera C. Millera.
Generałowie "do odstrzału"
Tuż po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich pojawiła się lista 20 pułkowników, generałów i admirałów, którzy wyrazili poparcie dla inicjatyw na rzecz różnorodności i integracji w wojsku. Znalazła się na niej m.in. admirał Lisa Franchetti, Szefowa Operacji Morskich. Ta nie tylko naraziła się poparciem dla wcielania gejów i lesbijek do armii, ale też tym, że jest... kobietą.
Kiedy Senat głosował nad jej nominacją, Republikanie z jednej strony doceniali jej wiedzę i doświadczenie, a z drugiej stwierdzili, że "prezydent Biden nominował adm. Franchetti nie dlatego, że jest wykwalifikowana lub kompetentna do wykonywania tej pracy, ale z powodu obsesji tej administracji na punkcie różnorodności i integracji" — jak pisał w oświadczeniu senator Roger Marshall, Republikanin z Kansas (głosował przeciwko jej nominacji).
W tym samym czasie senator Tommy Tuberville - Republikanin z Alabamy, blokował w Senacie ponad 400 nominacji na stanowiska wojskowe w ramach protestu przeciwko polityce Departamentu Obrony w sprawie aborcji. Doszło do tego, że nawet ich partyjni koledzy, jak senator z Alaski Dan Sullivan czy senator z Iowa Joni Ernst, namawiali ich do ustąpienia i nie wprowadzania chaosu w funkcjonowaniu sił zbrojnych.
Dziś wówczas nominowani oficerowie są najbardziej zagrożeni odwołaniem. Na republikańskiej liście znalazło się nazwisko gen. Davida Allvina, szefa sztabu Sił Powietrznych, czy gen. por. Christophera Mahoneya, zastępcy dowódcy Korpusu Piechoty Morskiej
Rozbijanie systemu
Republikanin Dan Sullivan jest pułkownikiem rezerwy Korpusu Piechoty Morskiej, weteranem z Afganistanu. Wcześniej wielokrotnie podkreślał, że najważniejsze jest dla niego sprawne działanie systemu, któremu jego partyjni koledzy sypią piach w tryby. Teraz jednak popiera wybór Pete’a Hegsetha na szefa Pentagonu. Ten jeszcze przed wyborami zapowiedział, że zwolni "każdego generała, który nosił wodę za Obamą i Bidenem".
Nie chodzi przy tym o kompetencje, czy z czyjej nominacji oficer został mianowany. Kluczem, wedle którego żołnierze mają być dymisjonowani będą poglądy. Ekipa Trumpa za zdrajców uważa każdego oficera, który poparł służbę gejów i lesbijek, jest zwolennikiem aborcji, in vitro, czy różnorodności w armii. Amerykańscy komentatorzy zauważają, że takie działanie może rozłożyć złożony system nominowania oficerów, który był wypracowany przez lata.
Mianowanie na najwyższe stanowiska w amerykańskiej armii to długi i skomplikowany proces, który trwa wiele lat, niezależnie od tego, kto aktualnie rządzi. Nim oficer zostanie nominowany, Pentagon zbiera opinie pozostałych dowódców, potem przedstawia kilka kandydatur prezydentowi, który wybiera tę, którą przedstawia do zaaprobowania Senatowi.
Znacznie łatwiej odwołać oficera. To jest jedno z uprawnień prezydenta, do którego nie potrzebuje zgody Senatu czy Pentagonu. Jednak zdymisjonowanie większości najwyższych oficerów i próba przepchnięcia tych z partyjnego rozdzielnika może spowodować paraliż. Demokratyczni senatorowie, jak i mniej radykalni republikańscy, jak Lisa Murkowski, mogą zablokować polityczne nominacje. Tak, jak to robili Tuberville i Marshall.
Może to utrudnić nie tylko funkcjonowanie amerykańskiej armii, ale także spowodować utrudnienia we współpracy międzynarodowej.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski