Wojna w UkrainiePutin sypnął kasą. Obcokrajowcy nie garną się jednak do rosyjskiej armii

Putin sypnął kasą. Obcokrajowcy nie garną się jednak do rosyjskiej armii

Po stronie Rosji walczą nie tylko Koreańczycy Kim Dzong Una. Duże pieniądze skusiły również obywateli niektórych państw Azji i Afryki. Tam, gdzie nie działa kasa, tam stosowany jest szantaż - podpisujesz kontrakt lub zostaniesz deportowany z Rosji. Coraz więcej jeńców z tej branki trafia do ukraińskiej niewoli.

Władimir Putin kusi rekrutów wysokimi zarobkami
Władimir Putin kusi rekrutów wysokimi zarobkami
Źródło zdjęć: © PAP | VYACHESLAV PROKOFYEV/SPUTNIK/KREMLIN POOL

Bohaterem rosyjskich mediów został w ostatnim czasie Porfirij Guśkow. Na wyścigi opisywano historię jego rodziny, która w ramach repatriacji wróciła z Brazylii do Rosji i zamieszkała we Władywostoku w Kraju Nadmorskim. Pięcioosobowa rodzina otrzymała rosyjskie obywatelstwo, a Porfirij - razem z paszportem - otrzymał wezwanie do wojska.

Czy wróci żywy z Ukrainy, oczywiście nie wiadomo, na razie istotne jest to, że Guśkow z dumą ogłosił, że zamierza wypełnić obowiązek wobec swojej ojczyzny i wzywał, aby inni poszli jego śladem.

Propagandowo wykorzystano również Ericha Bittermanna. Niemiec już w 2014 roku walczył w Doniecku po stronie separatystów, a w grudniu 2024 roku otrzymał rosyjski paszport. Bittermann ogłosił, że kierował się chęcią walki z "ukraińskimi nacjonalistami"

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Żołnierze Kima wpadli pod Kurskiem. Ukraińcy nagrali ich twarze

"Bić faszystów" poszedł z rosyjskim paszportem również Gianni Chenni. Akurat o jego motywacji świat się dowiedział, gdy 51-latek, który przed wojną był kucharzem we włoskiej restauracji w Samarze, dostał się do niewoli.

Dla niektórych obcokrajowców przebywających w Rosji paszport może być wabikiem - Niemiec i Włoch zgłosili się do wojska na ochotnika. Takich, jak oni, jest jednak niewielu. Wobec innych obcokrajowców stosowany jest szataż - przyjmą obywatelstwo i kartę powołania albo zostaną deportowani. Dotyczy to głównie zwykłych robotników i studentów kierunków technicznych i medycznych.

Kusząca góra pieniędzy

Kreml nadal wystrzega się powszechnej mobilizacji i stara się pozyskiwać nowych rekrutów dość niekonwencjonalnymi metodami. Najpierw rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę kampanię werbunkową w krajach, które zachowują neutralność wobec Federacji Rosyjskiej lub ją wspierają.

Akcja werbunkowe bezpośrednio w Erytrei, Etiopii, Mali, Republice Środkowoafrykańskiej czy Zimbabwe nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Stało się tak, choć jeszcze marcu 2022 r. ówczesny minister obrony Sergiej Szojgu mówił, że do walki w szeregach armii rosyjskiej zgłosiło się ochotniczo ponad 16 tys. mężczyzn z Bliskiego Wschodu i Afryki. Dane musiały być zdecydowanie zawyżone, bo "Afrykański Korpus Rosji" - jak nazywała go kremlowska propaganda - nie powstał, a ochotników, jako uzupełnienia, rozsiano po różnych jednostkach. Tych z Afryki początkowo rezerwowano na potrzeby Grupy Wagnera. Po śmierci Jewgienija Prigozyna ci żołnierze byli rzucani do "mięsnych szturmów" skazani w praktyce na śmierć. Byli nieprzeszkoleni, a niemal żaden z nich nie mówił po rosyjsku.

Rosjanie nadal rekrutują w Afryce i Azji. Teraz oferują chętnym 2200 dolarów miesięcznie za "pracę" na froncie i jednorazowe 2000 dolarów za podpisanie umowy. W bonusach jest też ubezpieczenie medyczne i rosyjskie obywatelstwo dla ochotnika i jego najbliższej rodziny.

Oferowane pieniądze kuszą, bo to wynagrodzenie znacznie wyższe niż średnie zarobki w wielu krajach, z których pochodzą rekruci. Tak jest np. z Kubańczykami - średnia pensja na wyspie to równowartość około 17 dolarów. Dokładna liczba obywateli Kuby służących w rosyjskiej armii nie jest znana. Według różnych źródeł może ich być od kilkuset do kilku tysięcy. Nawet jednak w przypadku tego kraju, niektórzy zwerbowani przez Rosję zostali oszukani - mieli pracować w przemyśle, a wylądowali na froncie. Kubańskie MSW poinformowało o wykryciu siatki handlarzy ludźmi, która zmuszała obywateli Kuby do walki po stronie Kremla. Rząd w Hawanie podkreślił, że nie jest stroną w wojnie i będzie zwalczać przemyt ludzi i siatki rekrutujące najemników.

Niektóre kraje, z których pochodzą rekruci, również podejmują działania prewencyjne. Na przykład, władze Uzbekistanu wydały rozporządzenie zakazujące obywatelom udziału w wojnie po stronie Rosji, a Tadżykistan sporządza listy walczących w rosyjskiej armii.

Żołnierze z łapanki

Wynagrodzenie oferowane przez Rosjan jest kuszące, ale chętnych nadal nie ma zbyt wielu. Portal telewizji Biełsat poinformował, że w 2023 r. zaledwie 50 cudzoziemców zdecydowało się podpisać kontrakty. W teren ruszyły więc mobilne grupy, które w rosyjskich miastach wyłapują obcokrajowców.

Szerokim echem odbiła się historia Madana Kumala. Nepalczyk, który przyjechał do Rosji szukać pracy na budowie, podpisał w urzędzie imigracyjnym dokumenty wypełnione po rosyjsku. Nie znał języka, więc nie wiedział, co podpisuje. W efekcie, zaraz po złożeniu podpisu, zamiast trafić na budowę, został wysłany na dwutygodniowe szkolenie, a potem na front.

Kumala dwukrotnie uciekał z armii. Raz zatrzymano go pod budynkiem ambasady Nepalu, odebrano paszport, wsadzono do aresztu, z którego znów trafił na front. Tym razem do batalionu karnego. Wiedząc, że ucieczka na wschód jest niemożliwa, Nepalczyk uciekł na zachód do ukraińskiej niewoli. Oficjalnie wiadomo przynajmniej o pięciu podobnych przypadkach "rekrutowania" Nepalczyków. Ukraińcy mówią o kilkuset.

W ukraińskiej niewoli znalazł się również Richard Kanu ,weteran wojny domowej w Sierra Leone, który przyjechał do Rosji na studia. Na rostowskim uniwersytecie zabrano mu paszport, wręczając w zamian legitymację studencką a z nią kartę powołania do wojska. Okazało się, że podpisując umowę z uczelnią, podpisał także zgodę na służbę w rosyjskiej armii.

W wielu przypadkach, dotyczących zwłaszcza obywateli dawnych środkowoazjatyckich republik radzieckich, ludzie stawiani przed wyborem: armia lub deportacja. Tak się stało w przypadku Uzbeka, który poddał się Ukraińcom na początku stycznia tego roku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

65 бригада узяття полоненого з Узбекистану дроном

Jeńcy drugiej kategorii

Ukraińskie organizacje pozarządowe szacują, że podobnych pechowców w ukraińskiej niewoli jest przynajmniej kilka tysięcy. W teorii są oni jeńcami wojennymi i tak są obecnie traktowani. W praktyce - zgodnie z literą prawa , są to najemnicy, a najemnicy nie podlegają Konwencji Genewskiej. Ich status ma określić proces, który jeszcze się nie rozpoczął.

Rosja nie prowadzi w ich sprawie rozmów o wymianie jeńców, tłumacząc, że nie są obywatelami rosyjskimi. Faktycznie bowiem nie otrzymali rosyjskich paszportów. Z kolei kraje macierzyste, zwłaszcza afrykańskie, nie interesują się ich losem.

Zwłaszcza że bardzo często "ochotnicy" są wyposażani w dokumenty wypisane na nieżyjących już rosyjskich żołnierzy. Ostatnio pojmany został Azjata, który miał rosyjską legitymację wojskową wydaną na inną osobę zarejestrowaną w Republice Tuwy w Federacji Rosyjskiej.

Dla Kremla ci jeńcy są już tylko kłopotem, więc Rosjanie nie mają zamiaru ich odzyskać. Są traktowani jako wkład mięsny do munduru. W końcu policjanci zawsze mogą wyłapać na ulicach nowych "ochotników". Rosjanie kolejny raz pokazują, że nie mają żadnych skrupułów w wykorzystywaniu ludzi i łamaniu prawa międzynarodowego. Wykorzystują przy tym głównie tych obcokrajowców, o których wiedzą, że rządy ich państw nie upomną się o nich.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie