Donald Trump obraził się na Rosjan. Konsekwencje mogą zaboleć Putina
Donald Trump wyraził swoje niezadowolenie z postawy Rosji, ale tym razem jego reakcja wykracza poza słowa. Departament Stanu USA ogłosił zawieszenie roli mediatora w negocjacjach pokojowych między Moskwą a Kijowem. Jednocześnie zatwierdzono istotny pakiet wsparcia technicznego, który, choć skromny w wymiarze operacyjnym, niesie ze sobą wyraźny sygnał polityczny: cierpliwość Waszyngtonu się kończy.
Moskwa odrzuciła propozycję zawarcia 30-dniowego zawieszenia broni, mimo że - jak podkreśla rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa - "Rosja nigdy nie była przeciwna rozejmowi". To klasyczna strategia Kremla: deklaratywna otwartość przykrywa sztywny zestaw warunków nie do przyjęcia dla drugiej strony. Zacharowa w swojej wypowiedzi winą za fiasko rozmów obarczyła Kijów, stwierdzając, że "to ukraińska strona nie chce rozmawiać poważnie, dopóki nie przeforsuje swojego ultimatum".
Zamiast realnego kompromisu, Moskwa po raz kolejny powtórzyła katalog żądań: uznanie aneksji czterech okupowanych obwodów, gwarancje trwałej neutralności Ukrainy, całkowite wycofanie wojsk NATO z regionu i demilitaryzację ukraińskiej armii.
- Nie będziemy prowadzić rozmów pod dyktando. Ukraina musi zaakceptować realia nowego porządku terytorialnego - stwierdziła Zacharowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump ocenił pomysł Putina. "To dużo"
Prezydent traci cierpliwość
Dla Donalda Trumpa, który jeszcze niedawno obiecywał zakończyć wojnę w ciągu 24 godzin od objęcia urzędu, taka gra ze strony Kremla jest policzkiem. Trump przywykł do transakcyjnego stylu polityki, w którym nawet najtwardszy przeciwnik w końcu "się dogaduje".
Tymczasem Putin nie tylko się nie dogaduje, ale publicznie ignoruje amerykańskie próby nacisku. Stąd słowa prezydenta USA: - Wielu ludzi mówiło, że tylko ja mogę zatrzymać tę wojnę. I to prawda. Ale Putin musi chcieć pokoju. A na razie wygląda na to, że robi wszystko, żeby pokazać, że może mnie zignorować. To błąd. Wielki błąd.
- Mamy dość bycia stroną, która lata po świecie i rozdaje ulotki z ofertą pokoju. Jeśli Rosja i Ukraina chcą pokoju, muszą pokazać to czynami - oświadczyła z kolei Tammy Bruce, rzeczniczka Departamentu Stanu USA, wyraźnie dystansując się od dotychczasowego zaangażowania Waszyngtonu.
- Zaoferowaliśmy Rosji szansę. Odrzucili ją. To pokazuje, że nie są gotowi na pokój. I właśnie dlatego nasza pomoc Ukrainie zostanie wzmocniona, mimo że wolałem inny scenariusz - stwierdził Trump.
Jego frustracja przyczyniła się do podjęcia ważnej decyzji: Stany Zjednoczone przekażą Ukrainie niezdolne do lotu samoloty F-16 oraz pakiet wsparcia technicznego i szkoleniowego. Choć na pierwszy rzut oka ten gest może wydawać się tylko symboliczny, to jego znaczenie operacyjne i polityczne jest istotne. Zwłaszcza że do niedawna to właśnie Republikanie blokowali wszelką pomoc wojskową.
Dodatkowo - jak ujawnił amerykański serwis informacyjny Defense One, specjalizujący się w tematyce obronności i bezpieczeństwa narodowego - przekazanie sprzętu odbywa się w ramach nowego porozumienia handlowego dotyczącego eksploatacji ukraińskich surowców mineralnych przez amerykańskie firmy. W praktyce oznacza to obejście Kongresu i sfinansowanie pomocy bez angażowania budżetu federalnego, czyli rozwiązanie wygodne zarówno politycznie, jak i medialnie.
Reaktywacja z pustyni
Amerykańskie magazyny wojskowe, zwłaszcza słynna baza 309th AMARG w Arizonie, przechowują tysiące egzemplarzy sprzętu bojowego, w tym setki F-16, A-10 Thunderbolt II, haubic, wyrzutni rakiet i dronów bojowych starszego typu. Wiele z tych maszyn zostało zakonserwowanych dekady temu, ale wciąż mogą stanowić rezerwuar cennych części lub nawet wrócić do służby po modernizacji.
F-16 stanowią dziś jeden z filarów ukraińskiej obrony powietrznej. Ich głównym zadaniem nie jest jednak wsparcie ataków naziemnych, lecz przechwytywanie rosyjskich bomb szybujących i pocisków manewrujących, które regularnie uderzają w ukraińskie miasta i infrastrukturę. Ataki z użyciem precyzyjnej amunicji powietrze-ziemia nadal są prowadzone, ale znacznie rzadziej. Również dlatego, że Ukraińcy muszą gospodarować zasobami z najwyższą ostrożnością, a ataki na cele naziemne generują duże straty.
Ciekawie brzmi również dopuszczenie możliwości wysłania do Ukrainy A-10 Thunderbolt II, których przekazanie sojusznikom od lat było blokowane z powodów politycznych. Jednak w realiach wojny pozycyjnej w Donbasie A-10 - z ich potężnym działkiem GAU-8 i zdolnością do przenoszenia dużej liczby pocisków AGM-65 Maverick - mogłyby odegrać znaczącą rolę, zastępując wysłużone Su-25.
- Z pustynnych składów można dziś złożyć eskadrę w kilka tygodni - ocenił płk John Ferris (USAF, w stanie spoczynku), specjalista ds. regeneracji sprzętu. - Jeśli politycy wyrażą zgodę, Pentagon może bardzo szybko wzmocnić siły powietrzne Ukrainy.
Irytacja zamiast strategii?
Trudno jednoznacznie przesądzić czy reakcja Trumpa wynika z przemyślanej strategii, czy z osobistego rozczarowania. Ale jego impulsywność i potrzeba pokazania siły, mogą tym razem zadziałać na korzyść Ukrainy. Wobec publicznego odrzucenia amerykańskich propozycji przez Rosję i utraty twarzy przez Trumpa na arenie międzynarodowej realne staje się uwolnienie większej ilości sprzętu wojskowego.
USA już wielokrotnie zmieniały zdanie: najpierw odmawiając dostaw HIMARS, potem F-16, by ostatecznie je zatwierdzić. Tym razem, dzięki nowej formule finansowania, bramy amerykańskich pustynnych magazynów mogą otworzyć się szerzej. A Ukraina - choć nadal pod presją - może zyskać długo wyczekiwane wsparcie techniczne i logistyczne, niezbędne do utrzymania skutecznej obrony w obliczu eskalacji rosyjskich działań.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski