Dlaczego południowa flanka NATO jest tak ważna?
• Choć Polskę niepokoi Wschód, także na południowej flance NATO nie brak zagrożeń
• Wojny, terroryzm, proliferacja broni i kryzys migracyjny to niektóre z nich
• Zdaniem prof. Ryszarda Machnikowskiego ten ostatni to najtrudniejsze z wyzwań
• Z kolei Wojciech Lorenz z PISM podkreśla, jak ważna jest "spójność NATO"
• Na szczycie Sojuszu w Warszawie nie powinno więc zabraknąć deklaracji ws. Południa
• W przeciwnym razie kraje te mogłyby być niechętne wzmacnianiu sił na wschodzie
• Nie bez wpływu na całe NATO, a więc i jego południe, ma decyzja o Brexicie
29.06.2016 | aktual.: 04.07.2016 08:17
Aneksja Krymu, wojna w Donbasie, "zielone ludzki" i jawne rosyjskie prowokacje w rejonie Morza Bałtyckiego - wszystko to sprawiło, że Polska z coraz większym niepokojem spogląda w ostatnich latach na wschodnie granice. A jako członek NATO liczy, że nie będzie pozostawiona sama sobie z tymi obawami. Jednak wschodnia flanka to nie jedyne zmartwienie dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, bo zagrożenia i wyzwania pukają do jego drzwi (a z migracyjnymi falami wręcz je wyważają) także od południa. Jak poważne są to groźby, przekonały się w ciągu ostatniego roku Paryż, Bruksela czy Stambuł, gdzie islamscy terroryści urządzali krwawe ataki, ostatni na międzynarodowe lotnisko w Turcji. Z każdym dniem przekonują też Grecja i Włochy - pierwsze kraje, do których trafiają imigranci i uchodźcy z ogarniętych walkami, chaosem czy po prostu biedą państw zza południowej granicy NATO.
Kalejdoskop zagrożeń i wyzwań
Południowe sąsiedztwo NATO nigdy nie było najspokojniejsze. Wyniszczające wojny domowe, konflikty między sąsiadami, dyktatury, zamachy stanu i ataki terroru - Bliski Wschód i Afryka Północna znają je wszystkie aż nazbyt dobrze, nawet jeśli przeplatane były latami, czasem dekadami, względnej stabilizacji. I choć początek 2011 r. i Arabskiej Wiosny mógł dla wielu nieść nadzieję na zmiany, jego koniec nie pozostawiał już złudzeń: punktów zapalnych wcale nie ubyło. Przeciwnie.
Dziś wojny trwają w Syrii, Iraku i Jemenie. Tunezja stała się celem zamachów terrorystycznych, podobnie jak Egipt, gdzie ponownie rządy objął były wojskowy oskarżany o autorytarne zapędy. Co i tak stawia ten kraj w lepszej pozycji niż sąsiednią Libię, rozdartą walkami o władzę między różnymi obozami. Algieria i jej starzejący się prezydent pozostają wielką niewiadomą na przyszłość. Zwłaszcza że między tym krajem a sąsiednim Marokiem po dekadach od wojny piaskowej wciąż jest, jak określił to ośrodek Stratfor, "zła krew". Z kolei Iran, choć przystał na układ ws. swojego programu nuklearnego, nadal rozwija technologię balistyczną. A zastępczy, szyicko-sunnicki, konflikt o hegemonię, który Teheran prowadzi z Arabią Saudyjską dodatkowo pogrąża region. Mało? To wciąż nie wszystko.
Jednym z ważniejszych wyzwań dla krajów NATO staje się islamski terroryzm, który pęcznieje już nie tylko w tym regionie, ale dosięga też Europy. Boleśnie odczuły to w ostatnim roku choćby Francja i Belgia. A eksperci są pewni, że kolejne zamachy to tylko kwestia czasu. Zwłaszcza że, jak się szacuje, do szeregów Państwa Islamskiego wstąpiło już ok. 6 tys. Europejczyków.
- Nawet po tym, jak zdziesiątkowana została Al-Kaida, terroryzm znajduje, pod tą czy inną nazwą, podatny grunt do rozwoju na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej. Stanowi też coraz większe zagrożenie dla państw demokratycznych, dla całej UE, nie tylko ze względu na ryzyko zamachów terrorystycznych, ale też zdolność oddziaływania np. tzw. Państwa Islamskiego na duże grupy społeczeństwa na zachodzie kontynentu. To może prowadzić do obracania się różnych społeczności przeciwko sobie, wzrostu populizmu, radykalizmu i rozpadu tkanki społecznej tych krajów - ostrzega w rozmowie z WP Wojciech Lorenz, ekspert PISM.
Z ekstremistami wiąże się jeszcze jedna poważna obawa - o proliferację broni masowego rażenia. Walczący z dżihadystami samozwańczego kalifatu kurdyjscy bojownicy już w 2014 roku donosili, że w rękach ich wrogów są trujące gazy. A w ciągu ostatnich lat kilka razy udaremniono sprzedaż materiałów radioaktywnych bliskowschodnim ekstremistom.
Czytaj również: Broń masowego rażenia w rękach terrorystów? Już eksperymentują z trującymi środkami.
Na tle tak zaognionego południowego sąsiedztwa NATO zrodził się kolejny kryzys - imigracyjny. Przez wojnę w Syrii do sąsiednich państw - niewielkiego Libanu, Jordanii czy Turcji - uciekły miliony ludzi. Część z nich obrała później za swój cel Europę. Do tej rzeszy trzeba doliczyć uciekinierów z wciąż niespokojnego Afganistanu i państw afrykańskich, którzy również przybywają łodziami na Stary Kontynent, czy to ze strony Turcji przez Grecję, czy Libii, licząc, że dopłyną do jednej z włoskich wysp lub wybrzeży Hiszpanii. Według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) w 2015 r. przez morze przybyło do Europy ponad milion ludzi.
- Zawsze na Bliskim Wschodzie sytuacja była napięta. Nie skutkowało to jednak do tej pory tak dużym natężeniem uchodźstwa i migracji - mówi WP wykładowca Uniwersytetu Łódzkiego prof. Ryszard Machnikowski, dla którego to właśnie kryzys imigracyjny jest największym wyzwaniem, z jakim będzie się musiała zmierzyć UE, ale też NATO.
Co więcej, jak zauważa prof. Machnikowski, lista niebezpieczeństw może się wcale nie kończyć na najbliższych południowych granicach NATO, ale sięgać dalej poza pas Sahary. - Na dalszym w stosunku do Europy południu jest również nagromadzenie sytuacji kryzysowych, które w przyszłości mogą się przekształcić w wyraźniejsze zagrożenia - ostrzega ekspert.
Partnerzy Europy i NATO
Eksperci zauważają, że próżnia bezpieczeństwa na południowej flance NATO wiąże się nie tylko z sytuacją w Syrii, Iraku, Libii czy nawet Egipcie, ale także zamianą priorytetów USA. Dla Waszyngtonu, jak podkreśla Lorenz, największym strategicznym wyzwaniem staje się coraz bardziej asertywna polityka Chin w regionie Mórz Południowo- i Wschodniochińskiego, a nie Bliski Wschód. - Amerykanie muszą po prostu swoje kurczące się zasoby przesuwać w stronę Azji i Pacyfiku - tłumaczy.
Także prof. Machnikowski zawraca uwagę, że USA, w przeciwieństwie do Europy, nie są bezpośrednio dotknięte kryzysem migracyjnym, a dodatkowo w coraz mniejszym stopniu zależą do bliskowschodniej ropy naftowej. - Brak zdecydowanej reakcji amerykańskiej (w regionie - red.) tylko nakręca kryzys - dodaje prof. Machnikowski.
Z kolei Lorenz ocenia również: - Jeżeli chodzi o sytuację na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, (Amerykanie - red.) będą musieli w większym stopniu polegać na sojusznikach, także tych z Europy. A ci ciągle nie zdają sobie sprawy z historycznego wyzwania, jakie przed nimi stoi i nie są w stanie wytłumaczyć swoim społeczeństwom, dlaczego, mimo błędów popełnionych w Iraku czy w Libii, trzeba się w tamtym regionie zaangażować.
Również współpraca z regionalnymi partnerami Sojuszu może nie być najłatwiejsza. NATO ma dwa sojusznicze fora na swojej południowej flance: Dialog Śródziemnomorski i Stambulską Inicjatywę Współpracy. I choć w ich skład wchodzi w sumie 11 państw, opinie ws. ich skuteczności są podzielone. Przed kilkoma miesiącami ostro ocenił je na łamach "Foreign Affairs" Christopher S. Chivvis, związany z centrum badawczym RAND Corporation. Choć przyznał, że wyjątkiem stała się interwencja w Libii w 2011 r. Nie da się jednak zaprzeczyć, że wciąż trudne są np. relacje Algierii i Maroka, które współtworzą Dialog Śródziemnomorski, a Egipt - jak zauważał w swojej analizie Chivvis - szuka bliższej współpracy z Rosją. Z kolei w Stambulskiej Inicjatywie Współpracy brakuje Arabii Saudyjskiej, jednego z głównych graczy rozdających karty na Bliskim Wschodzie.
Prof. Machnikowski również przyznaje, że w tej chwili trudno o niezawodnego partnera dla NATO na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. - Izrael był tradycyjnie sojusznikiem, ale jego znaczenie maleje. Relacje między krajami Europy i USA a Izraelem wyraźnie ochłodziły się w ostatnich latach - ocenia.
Z kolei Wojciech Lorenz broni struktur takich jak Dialog Śródziemnomorski czy Stambulska Inicjatywa Współpracy. - One oferują bardzo daleko posunięte możliwości współpracy tych państw z NATO, których wymierne efekty było widać podczas prowadzenia misji reagowania kryzysowego w Libii, do której dołączyły Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA) czy podczas zaangażowania Bahrajnu, Arabii Saudyjskiej i ZEA w międzynarodowej koalicji przeciw IS - mówi.
Decyzje
Wszystkie te wyzwania na południowej flance NATO nie mogą zostać pominięte podczas warszawskiego szczytu Sojuszu, który odbędzie się już w przyszłym tygodniu. Czy zapadną tam jakieś przełomowe decyzje? Tego nie wiadomo, ale eksperci są pewni, że ważne deklaracje wobec członków Sojuszu z tego regionu są potrzebne.
- Gdyby nie zapadły takie decyzje, byłoby to bardzo groźne. Państwa południowej flanki, które są bezpośrednio narażone na negatywne skutki napływu uchodźców, radykalizację i aktywność ekstremistów oraz ataki terrorystyczne nie byłyby skłonne do angażowania się czy nawet popierania działań, które mają wzmocnić wschodnią flankę. Absolutnie priorytetem jest utrzymanie spójności NATO - tłumaczy Lorenz, dodając, że działania NATO wobec południowych granic nie muszą oznaczać dużych misji pod flagą tej organizacji, ważne są również deklaracje współpracy z UE czy partnerami spoza Sojuszu poszczególnych krajów.
A o jakich konkretnie krokach mówimy? Obaj polscy eksperci zwracają uwagę przede wszystkim na dwie rzeczy: wzmocnienie granic krajów południa NATO i zwiększenie kontroli nad szlakami przemytniczymi imigrantów przez Morze Śródziemne. Analityk PISM dodaje do tego także deklaracje, że "w momencie, gdy będą do tego dogodne warunki, to sojusznicy będą gotowi zaangażować się we wzmacnianie stabilności Libii". Do tego dochodzi projekt o nazwie Defence and Related Security Capacity Building Initiative (DCBI), na który zwraca uwagę ekspert. Zainicjowana jeszcze podczas natowskiego szczytu w Walii inicjatywa ma na celu wsparcie ze strony krajów Sojuszu i ich parterów w zakresie wzmacniania bezpieczeństwa innych państw. Chodzi o szkolenia lokalnych sił bezpieczeństwa czy doradztwo choćby w kwestii cyberobrony. Jego beneficjentami mają być Irak, Jordania, ale też Gruzja i Mołdawia.
Z kolei Christopher S. Chivvis zaproponował w swojej niedawnej analizie utworzenie również centrum wywiadowczego NATO, które wymieniałoby się informacjami ws. basenu Morza Śródziemnego z takimi agencjami jak Europol czy Frontex. W skuteczność takiego projektu wątpi jednak polski ekspert. - Nie bardzo wierzę w integrację wywiadowczą, bo poszczególne państwa i tak najcenniejsze informacje będą trzymały dla siebie. A jeśli dopuszczają innych do swoich tajemnic wywiadu, to ma to swoją określoną cenę - mówi prof. Machnikowski.
Eksperci są także zgodni, że USA i NATO nie zrezygnują z obrony przeciwrakietowej w Europie, mimo podpisania przed rokiem z Teheranem umowy ws. irańskiego programu nuklearnego. Bo choć, jak ocenia prof. Machnikowski, Amerykanie mogą w szyickim Iranie widzieć nawet dziś stabilizatora w regionie przeciw sunnickim ekstremistom, kraj ten jednak wciąż rozwija swój program rakiet balistycznych. I co rusz przeprowadza kolejne testy tych pocisków.
- Program rakiet balistycznych Iranu rozwija się w szybkim tempie. Zasięg rakiet wynosi już 2500-3000 km. Pod pretekstem badań kosmicznych Iran pracuje nad zwiększeniem tego zasięgu. To oznacza, że w przypadku zerwania porozumień ws. irańskiego programu nuklearnego, który mógłby zmierzać do wyprodukowania głowicy nuklearnej, należałoby się liczyć z tym, że Teheran w krótkim czasie miałby zdolność zagrożenia Europie i amerykańskim interesom. Biorąc to pod uwagę, NATO rozwija swój własny system obrony przeciwrakietowej przed zagrożeniami z południa - mówi Lorenz. Także w ocenie prof. Machnikowskiego system obrony przeciwrakietowej jest systemem "na wszelki wypadek".
Program ten jest zresztą solą w oku Moskwy, która uważa, że jego instalacje mogą zagrozić też Rosji. Ekspert PISM określa to jednak "czystą propagandą", choć przyznaje, że to jeden z powodów, podobnie jak wysokie ceny budowy antyrakietowej tarczy, przez które części państw Sojuszu "brakuje zapału do inwestowania w system". Mimo to kolejne jego etapy są realizowane. - Choć nie zostało to jeszcze przesądzone, jest szansa, że na szczycie NATO ogłoszona będzie tzw. wstępna częściowa zdolność operacyjna tego systemu - mówi Lorenz. Według eksperta chętnych na technologię balistyczną w regionie Bliskiego Wschodu może być wielu, a to tylko czyni starania NATO do budowy systemu obrony jeszcze bardziej sensownymi. Zwłaszcza że potrwają one jeszcze latami.
Echa Brexitu
Eksperci zawracają uwagę na jeszcze jedną rzecz: na całe NATO, a więc i na jego politykę wobec południowych granic, wpływ może mieć ostatnia decyzja Wielkiej Brytanii o wyjściu z UE. Choć Brexit nie oznacza "exitu" z Sojuszu, istnieje ryzyko, że mocno zachwieje fundamentami bezpieczeństwa Europy.
Według prof. Machnikowskiego zabraknie przez to brytyjskiego "głosu rozsądku" ws. Bliskiego Wschodu, a to wpłynie na relacje między krajami Unii a południową flanką.
Z kolei Lorenz uważa, że nie można też wykluczyć scenariusza, gdy "sprowokowana czy też nie Rosja będzie próbowała podważyć wiarygodność NATO". - Gdyby coś takiego się powiodło, doszłoby do konsolidacji Sojuszu wokół starych państw członkowskich i pozostawienia reszty krajów na obrzeżach między Rosją i Zachodnią Europą. To jest w tej chwili strategicznie największe zagrożenie dla całego regionu - ocenia.
NATO będzie więc w najbliższych latach musiało stawić czoło niełatwym wyzwaniom na różnych frontach, i na południe, i na wschód od swoich granic. Jeśli dojdzie do tego jeszcze front wewnętrzny, tym to zadanie stanie się trudniejsze.
Przed zbliżającym się kluczowym szczytem Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie rozpoczynamy w Wirtualnej Polsce cykl dziennikarski Polska w NATO, NATO w Polsce. Jaka jest historia najpotężniejszego sojuszu świata i jak się w nim znaleźliśmy? Czy natowskie bazy obroniłyby Polskę? Co by było, gdyby NATO zabrakło? To tylko część zagadnień, nad którymi chcemy się pochylić.