Micheil Saakaszwili
© PAP | Radek Pietruszka

Dla Rosji agent USA, dla Zachodu ktoś, komu średnio można ufać. Wzloty i upadki Saakaszwilego

Jakub Majmurek
4 lutego 2023

Choć propaganda rosyjska przedstawiała go niemal jak agenta Waszyngtonu, to Stany odnosiły się do niego z dużą rezerwą. Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, jak mało kto uosabia tragedię poradzieckich peryferii. Wyrwały się ze szponów Kremla, by dowiedzieć się od Zachodu: Jesteście nam obojętne.

W środę Micheil Saakaszwili zeznawał przed sądem w Tbilisi. Nie stawił się w nim osobiście, połączył się za pomocą internetowego komunikatora z gruzińskiego szpitala, w którym od dawna pozostaje uwięziony.

W wyniszczonym, wychudzonym mężczyźnie trudno było rozpoznać byłego prezydenta Gruzji.

Saakaszwili zarzucił gruzińskim władzom, że w więzieniu jest "katowany i truty" – w listopadzie "Le Monde" dotarł do raportu amerykańskiego toksykologa stwierdzającego obecność metali ciężkich we krwi byłego prezydenta. Również w "Le Monde" opublikowano list, w którym Saakaszwili napisał: "Umieram, zostało mi niewiele czasu".

Tbilisi stanowczo zaprzecza tym oskarżeniom i twierdzi, że Saakaszwili sam doprowadził się do takiego stanu, odmawiając przyjmowania pożywienia.

Uwięzienie Saakaszwilego od początku budziło wątpliwości poza granicami Gruzji, szczególnie w Ukrainie, której obywatelem jest dziś były gruziński polityk. Agencja Ukrinform podała nawet, że według Wołodymyra Zełenskiego były prezydent Gruzji został otruty, a "teraz jest powoli zabijany".

Kadr z filmu, który Micheil Saakaszwili pokazał w mediach społecznościowych
Kadr z filmu, który Micheil Saakaszwili pokazał w mediach społecznościowych© Facebook
Prezydent Zełenski uważa, że Saakaszwili "jest powoli zabijany"
Prezydent Zełenski uważa, że Saakaszwili "jest powoli zabijany"© East News | Efrem Lukatsky

Pojawiają się oskarżenia, że rząd w Tbilisi instrumentalnie traktuje wymiar sprawiedliwości do wewnętrznej politycznej walki, łamie prawa człowieka i kosztem zdrowia Saakaszwilego usiłuje poprawić swoje relacje z Kremlem.

Jak jednak były gruziński prezydent, kiedyś fetowany jako symbol wolnościowy ambicji swojego kraju, w ogóle trafił do gruzińskiego więzienia?

W tej historii, jak w całej biografii Saakaszwilego, odbija się cała tragedia najnowszej historii poradzieckich narodów usiłujących - często bezskutecznie - wyrwać się z uścisku dawnego imperium.

Więzień Gruzji

Saakaszwili trafił do gruzińskiego więzienia z dwóch bezpośrednich powodów: po pierwsze - nielegalnie przekroczył granicę kraju w październiku 2021 roku, po drugie - ciążył na nim wyrok z 2018. Sąd skazał go wtedy na sześć lat więzienia za rzekome nadużycia władzy w okresie, gdy był prezydentem (2004-13).

Chodziło o to, że podobno próbował wyciszyć sprawę pobicia opozycyjnego wobec jego partii deputowanego gruzińskiego parlamentu. Przeciwnicy uwięzionego prezydenta zarzucali mu nawet, że sam zlecił pobicie polityka.

Wyrok został wydany in absentia, bo Saakaszwili od końca 2013 roku przebywał poza Gruzją, a w 2015 roku zrzekł się jej obywatelstwa i przyjął ukraińskie.

Proces i wyrok postrzegane były poza granicami Gruzji jako motywowane politycznie. Na emigracji były prezydent przebywał w wielu państwach – w Stanach, Holandii, skąd pochodzi jego żona, w Ukrainie – i żadne nie potraktowało zarzutów poważnie, nikt go nie aresztował i nie przekazał gruzińskim władzom.

Dlaczego Saakaszwili wrócił do Gruzji, wiedząc, jak wygląda jego sytuacja i jakie ryzyko podejmuje?

Ostateczną odpowiedź zna pewnie tylko on sam. My możemy tylko spekulować: prawdopodobnie liczył na to, że jego obecność wywoła w kaukaskim państwie przesilenie polityczne - wrócił do ojczyzny tuż przed wyborami lokalnymi.

Nie były to jednak zwykłe wybory samorządowe, miały o wiele większą polityczną wagę. Opozycja liczyła, że przy najkorzystniejszej dla niej koniunkturze mogą one nawet odsunąć od władzy partię Gruzińskie Marzenie, rządzącą krajem nieprzerwanie od 2012 roku.

W 2020 roku Gruzińskie Marzenie znów wygrało wybory parlamentarne. Zwycięstwu towarzyszyły jednak oskarżenia o kupowanie głosów, zastraszanie oponentów i podobne praktyki.

W proteście część deputowanych opozycji odmówiła udziału w pracach nowego parlamentu, co uniemożliwiało mu normalne funkcjonowanie. Porozumienie między dwoma stronami gruzińskiego sporu pomógł ostatecznie wynegocjować w kwietniu 2021 roku przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Zawarto w nim dwa kluczowe punkty.

Pierwszy zakładał uwolnienie z więzienia Nicka Melii – lidera największej partii opozycyjnej, założonego przez Saakaszwilego Zjednoczonego Ruchu Narodowego – i Giorgiego Rurua, właściciela telewizji sympatyzującej z opozycją.

Drugi punkt przewidywał, że jeśli Gruzińskie Marzenie w wyborach lokalnych zdobędzie mniej niż 33 proc. głosów, to automatycznie zostaną ogłoszone wcześniejsze wybory parlamentarne.

Saakaszwili liczył chyba na to, że jego obecność w kraju pomoże zmaterializować ten scenariusz. Stało się inaczej: Gruzińskie Marzenie przekroczyło próg 33 proc.

Jak twierdzili niektórzy komentatorzy, mogła mu w tym pomóc obecność Saakaszwilego, która zmobilizowała programowo niechętny byłemu prezydentowi elektorat tej partii.

Wygrana nie zakończyła jednak sporu politycznego w Gruzji, a uwięzienie Saakaszwilego zaostrzyło go jeszcze bardziej.

By uspokoić sytuację w kraju, z punktu widzenia władz sensowne byłyby ułaskawienie i deportacja Saakaszwilego, który nie jest dziś obywatelem Gruzji. W grę wchodziłoby też wydanie zgody na jego leczenie za granicą, czego domagają się sympatycy byłego prezydenta, z założeniem, że po jego zakończeniu po prostu nie wróci on do Gruzji.

Zażegnanie kryzysu wokół Saakaszwilego pomogłoby też rozładować napięcie międzynarodowe wokół Tbilisi. Dla Gruzińskiego Marzenia niechęć czy wręcz nienawiść do byłego prezydenta jest jednak sprawą tożsamościową i partia najwyraźniej nie jest tu w stanie działać pragmatycznie.

Przerwana droga na Zachód

W 2022 roku do sporu między opozycją a Gruzińskim Marzeniem o Saakaszwilego doszedł kolejny: o Unię Europejską.

W czerwcu zeszłego roku oficjalny status kandydata do Unii przyznano Mołdawii i Ukrainie, ale nie Gruzji. Przeciwnicy rządu zaczęli oskarżać Gruzińskie Marzenie, że świadomie sabotuje starania Gruzji o akcesję do europejskich struktur.

Aż 88 proc. Gruzinów widzi przyszłość swojej ojczyzny w Unii. Rządy po 2012 roku prowadzą tymczasem w tym obszarze dość kunktatorską politykę.

Bidzina Iwaniszwili, premier w latach 2012-13, do dziś kluczowa osoba w partii, w latach 90. prowadził interesy w Rosji. Dzięki nim zgromadził majątek wart miliardy dolarów, co uczyniło go najbogatszym obywatelem kraju. Po napaści Putina na Ukrainę Gruzja nie przyłączyła się do wymierzonych w Rosję sankcji gospodarczych, zarabia, eksportując do Rosji produkty, jakich Rosjanie nie mogą kupić od swoich zachodnich partnerów.

Gdy Gruzji odmówiono statusu kandydata do UE, politycy Gruzińskiego Marzenia przekonywali, że to kara za to, że Gruzja nie dała się wciągnąć do wojny.

Dla Brukseli większym problemem jest jednak sytuacja wewnętrzna w kaukaskim kraju: procesy wymierzone w przeciwników politycznych władzy, instrumentalne traktowanie sądów i prokuratury, narastająca polaryzacja społeczeństwa, oligarchizacja gospodarki.

Komisja Europejska nie zamyka definitywnie Gruzji drzwi, Tbilisi ciągle może podjąć reformy umożliwiające staranie się o akcesję. W praktyce jest to perspektywa na tyle odległa, że Gruzja może na zawsze utknąć w przestrzeni między światem rosyjskim a Zjednoczoną Europą.

Saakaszwili robił wszystko, by uniknąć takiego scenariusza. W 2003 roku zwrócił na siebie uwagę świata, gdy stanął na czele Rewolucji Róż - pokojowych protestów, które wymusiły dymisję prezydenta Eduarda Szewardnadze.

Gruzińska rewolucja, podobnie jak późniejsze ukraińskie (Pomarańczowa i Godności) były deklaracją: nie chcemy poradzieckiego, skorumpowanego, zdominowanego przez oligarchów systemu, chcemy dobrze działającej demokracji i integracji z Zachodem.

Saakaszwili idealnie nadawał się do tego, by stać się symbolem takiego zwrotu swojej ojczyzny. W latach 90., dzięki amerykańskiemu stypendium, kształcił się na prestiżowym Uniwersytecie Columbia, a następnie odbywał staż w jednej nowojorskich kancelarii prawnych.

Po powrocie do Gruzji początkowo współpracował z Szewardnadzem, ale zerwał z nim, publicznie oskarżając prezydenta o to, że ponosi odpowiedzialność za panoszącą się w Gruzji systemową korupcję.

W 2004 roku - rok po Rewolucji Róż - z rekordowym poparciem 96 proc. (!) Saakaszwili wygrał wybory prezydenckie.

Jego administracja wypowiedziała wojnę korupcji, zaangażowała się w walkę z przerostami biurokracji i w reformy gospodarcze. Co najważniejsze, postawiła przed Gruzją jasny geopolityczny cel w postaci członkostwa w Unii Europejskiej i NATO.

Na szczycie NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 roku - jak się uważa, głównie pod naciskiem Niemiec - Gruzja nie została jednak objęta Planem Działania na Rzecz Członkostw. A przecież właśnie to byłoby gwarancją, że perspektywa przystąpienia do zachodnich struktur nie jest wyłącznie teoretyczna.

Ta decyzja okazała się brzemienna w skutkach już kilka miesięcy później, gdy w sierpniu 2008 między Gruzją i Rosją doszło do zbrojnego konfliktu. Pretekst znalazł się 1 sierpnia. Wtedy siły Osetii Południowej (będącej częścią Gruzji), nieuznawanej międzynarodowo separatystycznej republiki wspieranej przez Rosję, zaczęły ostrzeliwać pozycje gruzińskie, naruszając zawieszenie broni z 1992 roku.

W odpowiedzi Gruzini wysłali do Osetii Południowej swoje wojska. Z "pomocą" przyszła jej Rosja, która 8 sierpnia rozpoczęła inwazję na Gruzję.

Wówczas wydawało się, że rosyjskie czołgi mogą zająć Tbilisi. W sprawę Gruzji zaangażował się jednak Zachód. Do Tbilisi poleciał prezydent Polski Lech Kaczyński, a do Moskwy - negocjować z Putinem przerwanie działań zbrojnych - prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

Udało się ocalić niepodległość Gruzji i rządy Saakaszwilego. Jednocześnie wojna - pokazująca skalę napięć i granicznych konfliktów, z jakimi mierzy się Gruzja - ostatecznie politycznie pogrzebała szanse na szybką akcesję tego państwa do NATO.

W 2012 roku partia Saakaszwilego przegrała wybory parlamentarne, a on sam w wyborach prezydenckich w 2013 roku nie mógł się już ubiegać o trzecią kadencję. Nie to było jednak głównym powodem jego wyjazdu z kraju.

Gruzińskie Marzenie zaczęło ścigać i rozliczać poprzedników z rzekomych lub prawdziwych win. Oskarżenia objęły również Saakaszwilego, ale w prokuraturze się nie stawił - wyjechał z kraju. Dzięki znajomości z prezydentem Petro Poroszenką wydawało się nawet, że zrobi wielką karierę polityczną w Ukrainie.

Saakaszwili od początku wspierał Majdan i prozachodni zwrot Ukrainy. W 2015 roku został gubernatorem obwodu odeskiego i przyjął ukraińskie obywatelstwo.

Na sztandary wziął to, co przetestował w Gruzji: walkę z korupcją. Założył antykorupcyjną organizację pozarządową, którą najpewniej zamierzał przekształcić we wspierającą go partię polityczną. Z sondaży wynikało, że były gruziński prezydent był wtedy jednym z najpopularniejszych polityków w Ukrainie.

Po roku Saakaszwili odszedł jednak ze stanowiska, oskarżając Poroszenkę, że wspiera on korupcję i oligarchiczne klany sprawujące w Ukrainie nieformalną władzę. W odpowiedzi Poroszenko w 2017 roku odebrał Saakaszwilemu ukraińskie obywatelstwo, które przywrócił mu w 2019 roku dopiero prezydent Wołodymyr Zełenski, a rok później powołał go w skład Narodowej Rady ds. Reform.

Tragedia poradzieckich peryferii

Do dziś trwają spory o to, czy Saakaszwili nie popełnił błędu, wysyłając gruzińskie wojsko do Osetii Południowej oraz czy nie dał się wtedy sprowokować Rosjanom.

Nie da się też ukryć, że także w polityce wewnętrznej Saakaszwili popełniał mnóstwo błędów, przez które dziś jest postacią tak głęboko dzielącą Gruzinów. Podobnie polskie elity transformacji lat 90. Saakaszwili zaniedbał kwestie społeczne i nierówności ekonomiczne.

Choć w okresie 2003-13 gospodarka Gruzji urosła o około 70 proc., a jej dochód na głowę się potroił, to w 2013 roku co czwarty Gruzin żył poniżej granicy ubóstwa. To pokazuje, jak nierówno dzielone były owoce gruzińskiego sukcesu.

Choć propaganda rosyjska przedstawiała Saakaszwilego niemal jak agenta Waszyngtonu, to Stany odnosiły się do niego z dużą rezerwą. Gruziński prezydent postrzegany był jako polityk zmienny, chaotyczny, niekonsultujący swoich posunięć z sojusznikami, ktoś, komu średnio można ufać, że zawsze zachowa się odpowiedzialnie.

Dążąc do reform, Saakaszwili źle znosił opór i krytykę, a sam często sprawował władzę w sposób bliższy Moskwie niż Brukseli. W 2007 r. na największe od czasu Rewolucji Róż protesty odpowiedział przy pomocy brutalnych interwencji policji i stanu wyjątkowego.

Protesty zostały sprowokowane oskarżeniami formułowanymi przez Irakliego Okruaszwiliego, byłego ministra obrony i bliskiego współpracownika Saakaszwilego. Zarzucił on prezydentowi, że planował morderstwo (!) właściciela opozycyjnej telewizji Imadi.

Po protestach z 2007 roku stacja została oskarżona o udział w próbie obalenia prezydenta siłą, zamknięta, a następnie – sprzedana ludziom bliskim Saakaszwilemu.

Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno o jednoznacznie pozytywną ocenę politycznej drogi Saakaszwilego. Ale jednocześnie nie sposób zaprzeczyć, że chciał on wskazać Gruzji kierunek, który powinien być nam bliski: zorientowany na Zachód, na modernizację, na budowę państwa prawa – mimo że rozchodziłaby się z nim czasem praktyka jego rządów.

Jest to na swój sposób biografia tragiczna, w której odbija się dramat poradzieckich peryferii rozdartych między pragnieniem zachodniego dobrobytu, demokracji i standardów a długim trwaniem autorytarnego dziedzictwa i oligarchicznych układów.

To historia państw, które, nawet gdy podejmą decyzję o zachodniej orientacji, muszą mierzyć się z szeregiem przeciwności, by wcielić ją w życie – często łącznie z obojętnością samego Zachodu.

Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
micheil saakaszwiliwołodymyr zełenskigruzja