Deepfake w kampanii? PO nie zamierza zwalniać. "Mamy podkładkę od prawników"
Sztab wyborczy Koalicji Obywatelskiej nie zamierza wycofywać kontrowersyjnych spotów wyborczych z użyciem sztucznej inteligencji. Przeciwnie - nasi rozmówcy z partii Donalda Tuska zapowiadają, że będą kontynuować serię z wygenerowanymi głosami polityków obozu władzy, czytających tzw. maila Dworczyka.
Jak dowiedziała się WP, sztab KO zamówił w tej sprawie ekspertyzy prawne, które wskazują, że PiS - jak twierdzą nasi rozmówcy - "nic nie może z tym zrobić".
Co na to rządzący? Jak usłyszeliśmy, Jarosław Kaczyński nie zamierza na razie pozywać przeciwników za spoty. Jeden ze sztabowców mówi tak: - Nie będziemy sobie brudzić rąk tym błotem, w którym chce się babrać Platforma.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Słowem: bardziej autentyczne
Platforma Obywatelska od kilku dni publikuje w mediach społecznościowych serię spotów, w których używa głosów czołowych polityków PiS-u wygenerowanych przy pomocy sztucznej inteligencji.
Politycy ci - a w rzeczywistości jedynie wygenerowane przez sztuczną inteligencję ich głosy - "czytają" rzekome maile z tzw. skrzynki Michała Dworczyka. Słowem: jeśli konkretne maile użyte w spocie pisał Mateusz Morawiecki, to właśnie jego głosem owe maila są "czytane". Dzięki temu, maile brzmią jeszcze bardziej autentycznie - tłumaczą nasi rozmówcy z Platformy.
- Wymyślił to nasz współpracownik i on się tym zajmuje od strony technicznej. Naszym zdaniem wyszło świetnie. Nie zamierzamy się z tej serii wycofywać. Przeciwnie, planujemy kontynuację na jeszcze wyższym poziomie - mówi nam sztabowiec Koalicji Obywatelskiej.
Ale wielu komentatorów i ekspertów ma wątpliwości co do etyki takich działań. Jak przekonują, dla części odbiorców wygenerowane głosy polityków PiS będą mylące; nie do odróżnienia od rzeczywistych.
A podkreślmy - w materiałach KO nie było początkowo nawet oznaczenia, że te głosy zostały wygenerowane przy użyciu sztucznej inteligencji. Słowem: ktoś, kto nie był tego świadomy, mógł rzeczywiście pomyśleć, że takie słowa padły. A więc ktoś taki padł ofiarą tzw. deepfake’u (z ang.: głębokie kłamstwo).
Czy KO się tym przejmuje? Z naszych rozmów wynika, że nie. - Po pierwsze: chcieliśmy "włączyć" w kampanię maile Dworczyka, a rozgłos dała nam właśnie burza wokół wygenerowanych głosów ludzi z PiS. Spodziewaliśmy się takiego efektu. Po drugie: przeanalizowaliśmy z prawnikami, czy będzie można to prawnie podważyć. I okazuje się, że nie. Dlatego PiS z tym nic nie może zrobić - wyjaśnia nasz rozmówca z partii Donalda Tuska.
- My nie przekręcamy żadnych słów, my publikujemy tekst, który jest publicznie dostępny i który każdy może przeczytać. Analizowaliśmy to prawnie kilka razy - zapewnia rozmówca z PO.
Jeszcze inny przyznaje wprost: - "Maile Dworczyka" były wstrząsające, ale nie wywaliły rządu na pysk, bo nie było słychać głosów rozmówców, tak jak przy aferze mailowej z 2014 r. No więc stwierdziliśmy, że maile te powinien czytać w naszych spotach nie wynajęty lektor, tylko właśnie sztuczna inteligencja, która "mówi" głosem polityków PiS. Dzięki temu robi to większe wrażenie.
PiS nie reaguje na atak Platformy
Platforma spoty z wygenerowanymi głosami polityków PiS publikuje od kilku dni. Najgłośniejszy jest spot z postacią mającą imitować Mateusza Morawieckiego.
Z kolei kilka dni wcześniej PO opublikowała spot, w którym oprócz premiera, użyto też wygenerowanego przez sztuczną inteligencję głosu prezesa Orlenu Daniela Obajtka. W najnowszym spocie zaś wykorzystano głosy wiceminister Olgi Patkowskiej-Semeniuk (nie odpisała nam na wiadomość w tej sprawie) oraz Michała Dworczyka.
Spoty opublikowane na platformie X (dawniej Twitter) można obejrzeć poniżej.
Niektórzy komentatorzy i eksperci wskazują, że mamy do czynienia z niebezpiecznym precedensem. Groźne może być to zwłaszcza w kampaniach wyborczych - zwłaszcza w tak niespokojnych czasach - bowiem sztuczna inteligencja jest w stanie wykreować wypowiedzi, jakie nigdy nie padły.
"Wrzucenie deepfake z premierem przez największą partię opozycyjną, bez oznaczania tego jako treść syntetyczna, jest strzeleniem sobie w stopę. Bez względu na poglądy polityczne" - napisał na platformie X dr Łukasz Olejnik, badacz cyberbezpieczeństwa i prywatności.
Z kolei dziennikarka technologiczna Sylwia Czubkowska podkreśliła, że "gdy wykorzystuje się AI do sztucznego generowania głosu, szczególnie polityka, to trzeba to jasno i wyraźnie oznaczyć". "Inaczej przykłada się rękę do niebezpiecznej zabawy w generowanie półprawd i deepfake'ów politycznych" - stwierdziła. Takie oznaczenia zaczęły się pojawiać w kolejnych spotach PO, w pierwszych nie były widoczne.
Przeciwko tego typu praktykom zaprotestował również portal Demagog.
Budka: "To bardzo dobry pomysł"
PO ma jednak inne zdanie. Borys Budka, odnosząc się do spotów PO, stwierdził, że wygenerowanie głosu Morawieckiego przez sztuczną inteligencję było "bardzo dobrym pomysłem". - Bardziej prawdziwa jest sztuczna inteligencja niż premier Morawiecki - powiedział w Polsat News.
Rzekome maile Morawieckiego i jego współpracowników wypływają od czerwca 2021 roku, gdy doszło do włamania na prywatną skrzynkę szefa KPRM Michała Dworczyka. Rząd nie potwierdził autentyczności wiadomości ani nie przedstawił do tej pory dowodów na nieprawdziwość ujawnianej korespondencji. Autentyczność niektórych maili potwierdzili jednak sami politycy, m.in. wicepremier Jacek Sasin.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski