PublicystykaDariusz Bruncz: Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takiego zachowania duchownych [Opinia]

Dariusz Bruncz: Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takiego zachowania duchownych [Opinia]

Dziecko wyjmujące hostię z ust po komunii, jednostka policji wezwana na miejsce domniemanego świętokradztwa i jakże empatyczne komentatorstwo, które oburza się na wypluwanie "kawałka opłatka". Do tego dochodzi siarczysty komentarz red. Tomasza Sekielskiego: "Gdzie my k…. żyjemy?!" i tragedia w kilku aktach i z rozpisanymi rolami gotowa.

Dariusz Bruncz: Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takiego zachowania duchownych [Opinia]
Źródło zdjęć: © East News | Ania Freindorf/REPORTER

W tej sprawie należy na samym wstępie zaznaczyć podstawową rzecz. To kolejna sprawa, w której przedstawiciele Kościoła sami strzelają sobie w stopę, kolano, a być może w brzuch. To ból, który będzie rezonował jeszcze przez wiele tygodni. Reakcja duchownych, którzy wezwali policję i przesłuchiwali chłopca bez rodziców i psychologa, świadczy tylko o jednym: albo powinni przejść solidny, intensywny kurs z duszpasterstwa z naciskiem na sytuacje trudne w kontaktach z młodzieżą, albo powinni przestać zajmować się tym, czym się zajmują.

Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takiego zachowania duchownych, narażającego na śmieszność nie tylko instytucję, którą reprezentują, ale i katolicką wiarę (podzielaną zresztą przez wielu innych chrześcijan), że hostia to nie jakiś tam opłatek czy andrut, ale dla chrześcijan prawdziwe Ciało Chrystusa.

Sposób postępowania duchownych wymaga wyjaśnień. Pokazuje, że przestrzeń Kościoła i liturgii może być w pewnych sytuacjach uznana za nieprzyjazną dla dzieci czy młodzieży, która w ostatnich latach coraz chętniej wypisuje się z lekcji religii. Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie – napomina Jezus w ewangelii. Jeśli ktoś duszpastersko nie przepracuje z chłopcem i jego rodziną tej sytuacji, to sprawa zakończyć się może – mówiąc symbolicznie – odwróceniem plecami do Kościoła.

A jakie to ma znaczenie, jeden w tę czy tamtą stronę – może ktoś zapytać? Dla osób z zewnątrz być może tak, ale dla Kościoła jako wspólnoty już nie. Tutaj zadziałała prawdopodobnie nie tylko nadgorliwość, na którą słusznie zwrócili uwagę policjanci zawezwani do kościoła, ale i zupełny brak wyczucia i umiejętności działania w trudnej sytuacji z pewnością pełnej emocji i nerwów, szczególnie u chłopca. Jeśli w ramach tłumaczeń i wyjaśnień mówi się o potencjalnym ataku na Kościół lub opowiada historię o powtarzających się profanacjach hostii, to najwyraźniej problem jest głębszy i demaskuje nie tylko deficyt wrażliwości, ale i wyobraźni.

Ten incydent naświetla jeszcze inne problemy: na niewspółmierne działanie duchownych odpowiedział oświecony świat kościelnych krytyków mniej lub bardziej świadomym lżeniem z Sakramentu Komunii Świętej. To, co dla wielu komentujących jest po prostu opłatkiem jak wiele innych, jak choćby te, które znajdują się na polskich stołach wigilijnych, dla wielu chrześcijan jest czymś najcenniejszym czy po prostu ważnym.

Nazwy są różne w zależności od tradycji wyznaniowych, choć i te się przenikają. Katolik powie Eucharystia czy Komunia Święta, luteranin Wieczerza Pańska, Komunia Św. lub Sakrament Ołtarza, mariawita Przenajświętszy Sakrament, a prawosławny Eucharystia lub priczastje. Dla chrześcijan jest to święte świętych, nie jakiś tam opłatek, dzieło piekarza czy produkt zakonnej manufaktury, ale zanurzona w misterium liturgicznym mistyczna rzeczywistość obecności i uczestnictwa w tym, co stanowi fundament wiary chrześcijańskiej: śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.

To coś znacznie więcej niż chleb, słowa i rytuały – to dla chrześcijan duchowe paliwo i coś najbardziej intymnego, co Ojcowie Kościoła nazywali lekiem na nieśmiertelność. Jeśli ktoś się z tego wyśmiewa i jednocześnie uważa się za chrześcijanina lub obchodzi Boże Narodzenie czy Wielkanoc, winien się głęboko zastanowić nad spójnością swoich refleksji. Cała ta nieszczęsna sytuacja z Bełchatowa ujawniła pokłady ignorancji i pozornej tolerancji niektórych komentatorów.

Duchowni z Bełchatowa (spore wyzwanie przed Archidiecezją Łódzką!) przy całej swojej niezdarności i duszpasterskiej niefrasobliwości nie bili się przecież o jakiś tam opłatek, a o to, a raczej o Kogoś, bez Którego nie ma chrześcijaństwa. A Eucharystia, o czym winien wiedzieć każdy katolik, to sens kapłaństwa jako takiego. Przekonywanie, że nic się nie stało, bo "chłopak tylko wypluł opłatek" jest zbędnym i cynicznym graniem na emocjach.

Podkreślę: nie bronię duchownych. W mojej ocenie są oni głównymi winowajcami medialnego zamieszania i zgorszenia. To oni sprowokowali niechodzących i chodzących do kościoła (nie)wiernych, gorsząc każdego na swój sposób. A łączenie sprawy z pedofilią i wszystkimi innymi nowotworami toczącymi Kościół jest nieuczciwe intelektualnie, ale kto dba dziś o ważenie słów, skoro sami hierarchowie ze świecznika dają doskonały antyprzykład.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)