ŚwiatCzy Rosja wyjdzie na nowej tarczy jak Zabłocki na mydle?

Czy Rosja wyjdzie na nowej tarczy jak Zabłocki na mydle?

USA konkretyzują swój nowy program obrony przeciwrakietowej. Chcą szybko udowodnić, że tylko zmieniły koncepcję. Nie zarzuciły jej, nie wyrzuciły na śmietnik, ale właśnie zmieniły. Istota owej zmiany polega po prostu - oprócz technicznie innego rodzaju przeciwrakiet (SM-3) - na zmianie kolejności realizacji docelowo tego samego zadania: zbudowania wielowarstwowej, sieciowej obrony przed rakietami wszelkiego typu. Poprzednio zamierzano rozpocząć od systemu broniącego bezpośrednio kontynent amerykański przed asymetrycznymi atakami rakietowo-nuklearnymi, aby potem uzupełnić go o systemy regionalne. Teraz kolejność jest odwrotna: najpierw system regionalny w Europie, a dopiero potem system do bezpośredniej obrony kontynentu amerykańskiego.

NATO na ostatnim nieformalnym posiedzeniu ministrów obrony przyjęło z zadowoleniem tę nową koncepcję. Według sekretarza generalnego NATO jest ona bliższa sojuszowi, bardziej elastyczna, ułatwiająca współdziałanie, w tym także ułatwiająca współpracę z Rosją. Jednak to ostatnie twierdzenie może budzić wątpliwości. Rosja co prawda przyjęła z nieukrywanym zadowoleniem odejście od poprzednich zamiarów amerykańskich. Potraktowała to jako swoje psychologiczne zwycięstwo w wojnie informacyjnej. Ale to wcale nie znaczy, że "kupiła" nową koncepcję. Podchodzi do niej sceptycznie. I nie bez powodów. Nowa tarcza bowiem wcale nie jest dla Rosji łatwa do akceptacji. Mało - jest ona chyba w wymiarze realnym, a nie propagandowym, twardszym orzechem do zgryzienia, niż projekt poprzedni. Tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że oprócz morskich systemów AEGIS przyszłe przeciwrakiety w wersji lądowej będą rozmieszczane na dotychczasowym kierunku czarnomorsko-bałtyckim. Pojawiające się ostatnio wzmianki o Gruzji i Ukrainie,
choć dementowane, nie są tu zapewne też przypadkowe.

Ten nowy projekt ma ponadto w swojej treści operacyjnej wyraźnie szerszy kontekst niż poprzedni. To nie jest już tylko możliwość osłony przed zagrożeniami asymetrycznymi dla USA, a więc tylko przed podmiotami państwowymi lub niepaństwowymi o niewielkim potencjale rakietowo-nuklearnym: niezdolnym do obezwładnienia lub zniszczenia USA, ale wystarczającym do strategicznego szantażowania supermocarstwa. To o wiele szybsze zbudowanie w Europie regionalnej obrony przed dużą liczbą rakiet, a więc pochodzących nie tylko z asymetrycznych źródeł. "Utwardzona" przestrzeń powietrzna nad Europą, NATO i UE uodpornione na groźbę ataków rakietowych wszelkiego typu - to nowa jakość strategiczna w realnym stosunku sił, w tym w strategicznych relacjach NATO-UE-Rosja. Jest to także swego rodzaju antidotum na zmiany w rosyjskiej doktrynie nuklearnej.

Przypomnijmy (pisałem o tym w ubiegłotygodniowym komentarzu na tej stronie: Co oznacza dla Rosji prewencyjne użycie broni jądrowej)
, że Rosja zamierza obniżyć swój próg atomowy, zakładając użycie broni nuklearnej jako pierwsza nie tylko w razie wojny na dużą skalę, ale także w razie potrzeby w wojnach regionalnych i lokalnych. To oznacza, że zamierza używać swej broni atomowej jako straszaka do odstraszania i zastraszania także lokalnych i regionalnych przeciwników rzeczywistych bądź potencjalnych, zwłaszcza na południowym kierunku strategicznym (na zachodzie lub na wschodzie nie ma takich, tam są przeciwnicy lub rywale globalni: NATO, Chiny). Dlatego nowa doktryna dotyczyć może w szczególności groźby użycia rakiet z ładunkami nuklearnymi (np. ISKANDER) w regionie Morza Czarnego, w tym bezpośrednio na morzu. Tak naprawdę w wymiarze realnym jest to groźba skierowana przede wszystkim
przeciwko Ukrainie w kontekście ewentualnego kryzysu w związku z Flotą Czarnomorską na Krymie.

Jeśli ta interpretacja rosyjskiej zmiany doktrynalnej jest zasadna, to niewątpliwie poprzednia, "buszowska" opcja obrony przeciwrakietowej była zupełnie neutralna wobec nowej doktryny rosyjskiej. 10 przeciwrakiet spod Redzikowa nie miało żadnej możliwości jakiegokolwiek oddziaływania na rosyjskie rakiety w obszarze Morza Czarnego. Natomiast nowa konfiguracja tarczy jawi się jako realny problem w implementacji tej doktryny. Już w pierwszej fazie, a więc w latach 2010-2011, okręty z przeciwrakietowymi systemami AEGIS mogą pojawić się w pobliżu lub bezpośrednio na Morzu Czarnym. W następnych latach, do 2015 roku, w Rumunii znajdą się przeciwrakiety z tego systemu, ale bazowania lądowego. Po 2015 roku w Europie przybędą następne kolejnej generacji. Taka obecność niewątpliwie stępi siłę rosyjskiego nuklearnego straszaka regionalnego i skomplikuje wdrożenie nowej doktryny wojskowej. W rezultacie więc Rosja na swym silnym i uporczywym torpedowaniu poprzedniej opcji może wyjść jak Zabłocki na mydle.

Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)