HistoriaCzy Pilecki był narodowcem?

Czy Pilecki był narodowcem?

''Z życiorysu Pileckiego, jego wspomnień i opowieści bliskich nie wyłania się obraz Rotmistrza jako zdeklarowanego nacjonalisty. Raczej pragmatyka politycznego, dla którego najważniejsze jest dobro Polski i jej mieszkańców, a nie jaskrawe spory ideologiczne'' – pisze Robert Jurszo, Wirtualna Polska.

Czy Pilecki był narodowcem?
Źródło zdjęć: © PAP

Gdy kilka dni temu Beata Pilecka-Różycka, wnuczka po Witoldzie Pileckim, opublikowała apel, w którym zaprotestowała przeciwko – jak sama to ujęła – ''wykorzystywaniu wizerunku i życiorysu” Rotmistrza przez Młodzież Wszechpolską i ONR, w narodowym internecie zawrzało. ONR wydał specjalne oświadczenie w tej sprawie. Zaznaczył w nim, że ''postać Rotmistrza jest [mu] szczególnie bliska ze względu na wojenne losy [Pileckiego] ściśle powiązane z przedstawicielami przedwojennych środowisk narodowych [...]''. Autorzy przypomnieli m.in. jego kooperację z Janem Mosdorfem, jednym z twórców ONR, podczas uwięzienia w KL Auschwitz.

Polemiki z listem Pileckiej-Różyckiej podjął się również na Twitterze Krzysztof Bosak, wiceszef Ruchu Narodowego. Zwrócił uwagę na to, że Pilecki był współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej (TAP), w programie której można znaleźć elementy narodowe (choć pozbawione szowinizmu). Podkreślił też, że polityczno-ideologiczna przybudówka TAP – grupa ''Znak'' - weszła w skład - utworzonej m.in. przez ONR-Falanga - Konfederacji Narodu. Po czym oskarżył Pilecką-Różycką, że jej działanie to ''próba kradzieży bohatera metodą 'na wnuczka'''. Czy słusznie?

Konserwatysta, w jakimś sensie lewicowiec, ale czy nacjonalista?

Tak naprawdę niewiele wiadomo o poglądach politycznych Pileckiego. Więcej za to o jego generalnym stosunku do polityki. A ten nie był zbyt entuzjastyczny.

Andrzej Pilecki, syn Rotmistrza, w książce ''Pilecki. Śladami mojego taty'' podkreślił, że jego ojciec ''był [...] państwowcem i uważał, że interes Polski stoi ponad interesami partyjnymi''. Ta postawa znalazła wyraz w czasie, gdy tworzył ruch oporu w obozie oświęcimskim. Niechęć do partyjniactwa przebija z jego wspomnień z tego okresu: ''Trzeba więc było Polakom pokazywać codziennie górę trupów polskich, żeby się pogodzili i zdecydowali, że ponad różnice i wrogie stanowisko, jakie w stosunku do siebie zajmowali, jest większa racja – zgoda i jeden front przeciwko wspólnemu wrogowi''.

Wydaje się też, że uczestnictwo Pileckego – jak chciałby tego Bosak – w TAP nie może być traktowane jako dostateczny dowód na to, że był on narodowcem. Po pierwsze, Tajna Armia była przede wszystkim organizacją wojskową. Po drugie, sam Pilecki tak charakteryzował swoją pracę jako szefa sztabu (którym był do maja 1940 r.): ''Podchodziłem do ludzi apartyjnie i wiązałem na płaszczyźnie tylko żołnierskiej, tłumacząc, że interesy partyjne należy zostawić na czas po zdobyciu niepodległości''.

Z kolei jeśli spojrzymy na działalność Pileckiego sprzed II wojny światowej, to zobaczymy człowieka, który w niesamowicie interesujący sposób łączył w sobie etos konserwatywnego ziemianina i społecznika o lewicowej wrażliwości. Odzyskał bowiem rodzinny majątek i wprowadził na nim rolnicze innowacje, które doprowadziły do jego rozkwitu. Ale też angażował się w działalność Związku Kółek Rolniczych. Więcej, gdy zauważył, że silna konkurencja między chłopami zmusza ich do drastycznego obniżania cen, wpadł na pomysł założenia spółdzielni mleczarskiej, która zreszta potem całkiem prężnie działała.

Z życiorysu Pileckiego, jego wspomnień i opowieści bliskich nie wyłania się obraz Rotmistrza jako zdeklarowanego nacjonalisty. Raczej pragmatyka politycznego, dla którego najważniejsze jest dobro Polski i jej mieszkańców, a nie jaskrawe spory ideologiczne. Trafnie ujął to Mateusz Staroń w artykule ''Na jaką partię głosowałby Witold Pilecki?'' (ciekawostkihistoryczne.pl): ''Pilecki również dzisiaj może być wzorem zgodnej służby dla Polski i bohaterem wszystkich Polaków, niezależnie od preferencji politycznych''. Szczerze mówiąc, trudno się z tym nie zgodzić. I to niezależnie od tego, czy stoi się po prawej, czy po lewej stronie sceny politycznej.

Plemienni idole

W tym kontekście, rację należałoby przyznać również Pileckiej-Różyckiej, która w swoim apelu napisała, że ''rtm. Witold Pilecki służył nie Polsce podzielonej, ale Polsce wolnej od uprzedzeń, podziałów i nienawiści''. Tymczasem działalność współczesnych środowisk nacjonalistycznych – w tym ONR - raczej słabo zazębia się z tą wizją, nawet jeśli nacjonaliści ochoczo wynoszą Pileckiego na swoje sztandary. Dowody? W internecie można znaleźć wystarczająco dużo informacji o ekscesach tej i innych organizacji, co zostawiam dociekliwości Czytelników. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na inną sprawę związaną ze sporem wokół apelu wnuczki Pileckiego – kwestię zawłaszczania polskiej historii i jej bohaterów przez narodowców.

Casus Rotmistrza jest tylko częścią problemu. Wszak Pilecki jest zaledwie częścią amorficznej masy, którą ochrzczono mianem ''żołnierzy wyklętych'', do inspiracji którymi przyznają się rodzimi nacjonaliści. Ale ''wyklęci'' to nie jedyna część polskiej tradycji niepodległościowej, która została zaabsorbowana przez narodowców. Znane jest zdjęcie Mariana Kowalskiego, jednego z liderów RN, na którym pozuje on z portretem... Józefa Piłsudskiego. Kto jak kto, ale Marszałek serdecznie nienawidził nacjonalizmu. A nacjonaliści w dwudziestoleciu międzywojennym odpłacali mu tym samym.

Jak widać, panteon ''świętych'' współczesnych polskich nacjonalistów stawia w jednym szeregu nie tylko Pileckiego i – dajmy na to - Romulada Rajsa ''Burego'', ale również Piłsudskiego i Dmowskiego! O co w tym chodzi? Odpowiedź jest dość prosta. Dla narodowców – podobnie jak dla każdej innej siły politycznej – historia jest narzędziem działania. Zatem nieważne, że Piłsudski był antynacjonalistą. Nieistotne jest też to, czy Pilecki był narodowcem. Ważny jest tylko polityczny użytek z tych postaci, które z przedmiotu rzetelnych dociekań historycznych stają się ikonami. Mają one bowiem służyć wyrażeniu ideologii grupy i jej konsolidacji. Obydwu wspomnianych wybitnych Polaków można niewątpliwie powiązać z ideą niepodległościową, a to zupełnie wystarczy, subtelności historyczne nie mają tutaj nic do rzeczy. W ten sposób historia ulega politycznie motywowanej mitologizacji. Trafnie ujął to w jednym z wywiadów (''Mitologia zastępuje młodym historię'') antrolopog i kulturoznawca prof. Wojciech Burszta mówiąc, że ''w
historii zmitologizowanej fakty schodzą na drugi plan i nie ma miejsca na debatę. Jest za to wojna kulturowa, zgodnie ze schematem: albo jesteś z nami, albo przeciwko nam''. Ot, i cała tajemnica.

Red is bad

Jak to było możliwe, że narodowcy zaprzęgli do służby swoim ideom tak wiele postaci i elementów polskiej historii? Powodów jest kilka. Chyba najbardziej oczywisty, jest taki, że niewiele sił politycznych w Polsce – poza szeroko rozumianą prawicą, by nie wspominać tylko o narodowcach - chciało zrobić jakiegokolwiek użytek z historii. Środowiska liberalne, opętane postulatem bezustannej modernizacji, żyły (żyją?) tylko teraźniejszością i przyszłością. Z kolei dla znacznej części ''starej'' – tj. wywodzącej się z PZPR – lewicy jakiekolwiek odwoływanie się do historii było niemożliwe. Jej wizja dziejów i kanon bohaterów – lansowane od 1945 do 1989 r. - zostały uznane, - dodajmy: zasadniczo słusznie - za zafałszowane i będące owocem manipulacji. Młodsza lewica, przykładowo, spod znaku ''Krytyki Politycznej'' czy ''Lewicowo.pl'' próbowała reanimować np. pamięć o Rewolucji 1905 r. I – należy dodać – raczej ze słabym skutkiem. Z prostego powodu: zmiana polityczna z 1989 r. za skażone uznała w zasadzie wszystkie
elementy polskiej lewicowej tradycji, bez bawienia się w żadne subtelności. I to jest pewnie przyczyna, dla której bojowiec PPS Stefan Okrzeja nie jest bohaterem młodzieży jak Danuta Siedzikówna ''Inka'', sanitariuszka z oddziałów Zygmunta Szendzielarza ''Łupaszki''. ''Red is bad'', jak brzmi nazwa jednej z firm produkujących tzw. patriotyczną odzież.

Jaki wnioski płyną ze sporu Pilecka-Różycka vs. narodowcy? No cóż, ponure. Po pierwsze, nie da się uchronić historii przed zakusami polityki. Zbyt jest ona ważna dla ludzi, by dzierżący władzę, bądź do niej aspirujący, zostawili ją w spokoju. Dlatego zawsze znajdą się tacy, którzy będą gotowi historyczne prawdy przekuć w historyczne mity.

Po drugie, inne formacje polityczne – mam tu na myśli w szczególności te nie-nacjonalistyczne i, po prostu, nie-prawicowe – muszą skutecznie zacząć tworzyć swoje własne panteony i interpretacje dziejów. A także punktować nadinterpretacje, jak omówiony tu pośmiertny ''akces'' Pileckiego do ONR. Jak zgrabnie ujął to Enzo Traverso – historia jest polem bitwy. I, piszę to z bólem, nie da się tego uniknąć.

###Robert Jurszo, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)