Czy Meksykowi grozi zamach stanu?
Na trzy dni przed inauguracją nowego,
legalnie wybranego prezydenta-elekta Meksyku Felipe Calderona,
sytuacja polityczna w kraju zaostrza się z godziny na godzinę.
Inauguracja prezydenta konserwatysty Calderona, który wygrał lipcowe wybory większością zaledwie pół punktu procentowego, ma nastąpić 1 grudnia. Jednak lewicowa opozycja oskarża go o oszustwa wyborcze i chce uniemożliwić uroczystość zaprzysiężenia w meksykańskim Kongresie.
Przywódca lewicowej opozycji Andres Manuel Lopez Obrador, który nie zaakceptował oficjalnych wyników wyborów i mianował się 20 listopada, w dniu narodowego święta rewolucji meksykańskiej, "legalnym wybrańcem narodu", grozi paraliżem państwa i siłowym rozwiązaniem konfliktu.
Obrador, lider lewicowej Partii Rewolucji Demokratycznej (PRD), to były burmistrz stolicy kraju Miasta Meksyku, populista, "ludowy Mesjasz", przyciągający tłumy hasłami o państwie dobrobytu i równości. Wzywa swoich zwolenników do "marszu na miasto", okupacji jego głównych arterii, blokowania przejść granicznych i autostrad. Według nieoficjalnych informacji, planowane jest także unieruchomienie międzynarodowego lotniska im. Benito Juareza w 25- milionowej stołecznej metropolii.
Skłaniający się ku liberalizmowi ekonomicznemu Felipe Calderon, lider konserwatywnej Partii Akcji Narodowej PAN (ustępującego prezydenta Foxa), nie zdecydował się jak dotąd na podjęcie radykalnych rozwiązań. Na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej w siedzibie PAN, po prezentacji członków nowego gabinetu, Felipe Calderon przedstawił obraz sytuacji w kraju, nie kryjąc obaw o dobro demokracji. Jest ona - uznał - zagrożona "populistyczną anarchią", na której w rzeczywistości wygrywa głównie biznes narkotykowy i antydemokratyczne siły polityczne, dążące do destabilizacji kraju.
Prezydent-elekt nawiązał tym samym do sytuacji w stanie Oaxaca (południe kraju), gdzie od ponad pół roku trwa nierozwiązany przez rząd konflikt pociągający za sobą kolejne ofiary śmiertelne, a także do ostatniej serii zabójstw szefów policji w turystycznym kurorcie Acapulco, w stanach Sinaloa i Michoacan oraz w Monterrey, drugim co do wielkości mieście Meksyku.
Za konstytucyjnie wybranym prezydentem stoi armia i - według ostatnich sondaży - blisko 70% społeczeństwa. Około 23% popiera jednak samozwańczego prezydenta, przychylając się do zmiany władzy, nawet za cenę "bezkrwawej rewolucji".
Na 72 godziny przed inauguracją nowego prezydenta do stolicy Meksyku przybywają kolejne oddziały wojska i sił federalnych policji. Pałac San Lazaro - siedziba Zgromadzenia Ustawodawczego, w której odbędzie się zaprzysiężenie - otoczony został zasiekami, metalowym płotem i kordonem specjalnych zabezpieczeń elektronicznych. Jak dotychczas porządku w sektorze zamkniętych ulic strzeże oficjalnie 3 tys. agentów federalnych i żołnierzy.
Jerzy R. Suchocki