Czy Krym jest nadal ukraiński? 11 lat kolonizacji przez Rosję
Nie ma dziś żadnych warunków społecznych ani politycznych, by Ukraina zaakceptowała aneksję Krymu - ocenia politolog Nedim Useinow, ekspert w dziedzinie tematyki krymskiej i relacji transatlantyckich. Jego zdaniem jakiekolwiek uznanie półwyspu za część Rosji, nawet nieformalne, miałoby dramatyczne konsekwencje zarówno wewnętrzne, jak i międzynarodowe.
- W ukraińskim społeczeństwie nie ma klimatu na to, by pogodzić się z utratą Krymu - ocenia w rozmowie z WP Nedim Useinow pochodzący z Krymu politolog, ekspert z think tanku The German Marshall Fund of the United States (GMF). - Ani społeczeństwo, ani większość Ukraińców nie zaakceptowałaby takiej decyzji władz. A polityk, który by się pod nią podpisał, byłby skończony - podkreśla.
Ekspert nie ma wątpliwości: taka decyzja oznaczałaby polityczne samobójstwo. - Nie wykluczam, że po zakończeniu kadencji taki polityk zostałby pociągnięty do odpowiedzialności, także prawnej - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Bezwarunkowa kapitulacja". Generał ocenił żądania USA
Sprawa Krymu. Zgoda Zachodu byłaby końcem prawa międzynarodowego
Przypomnijmy, że w opisywanym przez media planie pokojowym pojawiają się niepokojące sygnały, że Stany Zjednoczone mogą rozważać uznanie Krymu za rosyjski. Na przykład w ramach szerszej umowy z Moskwą, w której elementem byłoby zniesienie części sankcji, nałożonych już w 2014 roku. - Nie ma o czym dyskutować, to leży poza naszą Konstytucją. To nasze terytorium, ziemia narodu ukraińskiego. To się nie wydarzy - uciął ten wątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
- Uznanie Krymu za rosyjski stworzyłoby groźny precedens. Weszlibyśmy w epokę geopolitycznej samowolki, gdzie silniejsze państwa dyktują słabszym warunki istnienia. Zniszczony zostałby cały system praworządności międzynarodowej oparty na Karcie Narodów Zjednoczonych - ostrzega Nedim Useinow.
Taki krok, zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski, wywołałby efekt domina. - Inne państwa ruszyłyby z próbami "rozmrażania" starych konfliktów terytorialnych. To byłaby eksplozja chaosu, który dziś hamuje jedynie siła prawa międzynarodowego - przewiduje.
Rosja zajmuje Krym. Od tego czasu trwa kolonizacja
Od 2014 roku, jak mówi nasz rozmówca, Krym jest intensywnie kolonizowany przez Rosjan. - To kolonizacja kulturowa, ekonomiczna i polityczna, wymierzona w Tatarów Krymskich oraz etnicznych Ukraińców - mówi dalej Useinow. - Tatarzy Krymscy są brutalnie wyniszczani. I to nie jest przenośnia.
Jak tłumaczy, na Krymie przez dekadę niszczono tożsamość i kulturę tego narodu, ograniczano naukę w ojczystym języku, represjonowano działaczy, zastraszano całe społeczności.
Organizacje międzynarodowe opisywały już przykłady zbrodni i zabójstw politycznych. Były też przypadki uprowadzeń i udokumentowanych egzekucji, dokonywanych najprawdopodobniej na polecenie lub za przyzwoleniem organów władz rosyjskich (niektóre z nich, jak porwanie i zamordowanie Reszata Ametowa wiosną 2014 r.). - Amerykanie, którzy byliby gotowi przymknąć oczy na te zbrodnie, faktycznie rzucają Tatarów Krymskich na pożarcie rosyjskiego imperializmu - komentuje gorzko Useinow.
Aneksja Krymu. Rosja wykorzystuje zdrajców
Z powodu prześladowań wielu Tatarów wyemigrowało, a ich miejsce zajęli osiedleńcy z Rosji. Na półwysep wprowadziło się wielu obywateli Federacji Rosyjskiej (przede wszystkim wojskowych i urzędników z rodzinami), a także – "nowych obywateli", którzy przenieśli się z okupowanego Zagłębia Donieckiego. Szacuje się, że sumie było to od około 150 tys. (według najskromniejszych wyliczeń) do nawet ponad 500 tys. osób w ciągu dziesięciu lat trwania okupacji. - To zmiana demograficzna, która ma legitymizować okupację. Rosyjscy urzędnicy rusyfikują Krym każdego dnia - dodaje politolog.
W ocenie Useinowa Rosja od lat próbuje wykorzystać pojedynczych przedstawicieli Tatarów do legitymizacji swojej obecności na półwyspie. Przykładem ma być młody deputowany Dumy Rusłan Balbek (obecnie ma 47 lat), który przed 2014 rokiem był politycznie anonimowy, a potem miał stać się "twarzą prorosyjskich Tatarów". - To się nie udało. Nie miał autorytetu. Został wykorzystany i zapomniany - stwierdza Useinow. - To są działania instrumentalne. Gdy ktoś przestaje być użyteczny, znika z politycznego pola gry - podsumowuje.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski