WAŻNE
TERAZ

Rosyjskie drony naruszyły przestrzeń powietrzną Polski

Monika © Archiwum prywatne

Córka odchodziła. A ja czułam, jakby mnie tam nie było

Dariusz Faron

Lenka umierała. Lekarz ruszał ustami, ale na mnie nawet nie spojrzeli. Długo myślałam: gdybym nie była głucha, córka może by dziś żyła.

  • Monika leczyła się psychiatrycznie. Nie mogła sobie darować, że nie umiała porozumieć się z lekarzami, którzy próbowali ratować jej córkę. W szpitalu nie było tłumacza języka migowego.
  • Aneta bała się, że zostanie bez środków do życia. Przeszła epizod depresji. - Wielu głuchych boi się, że po śmierci rodziców dosłownie skończy na ulicy.
  • W piątek, 4 kwietnia, głusi wyszli na ulice Warszawy, by walczyć o swoje prawa. Protestowali m.in. przeciw wykluczeniu z rynku pracy i barierom komunikacyjnym.
  • Maciej Kortas, jeden z organizatorów protestu: Działania rządu są skrajnie opieszałe lub nie ma ich wcale. Ile mamy jeszcze czekać, aż ktoś potraktuje nas poważnie?

- Nikt nas nie dostrzega. Głusi są dla innych przezroczyści - zaczyna Monika.

Ona jest przezroczysta od urodzenia.

Nie wiadomo, dlaczego nie słyszy. Starsza siostra i młodszy brat też są głusi. Monika ucina: tak już po prostu jest. I tłumaczy: widzisz kogoś ma wózku inwalidzkim i od razu wiesz, że to osoba z niepełnosprawnością. Niewidomego też łatwiej rozpoznać. A głusi pozostają niewidzialni.

Ona sama czuła się jak powietrze nawet w najważniejszych momentach życia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Protesty osób niesłyszących w Warszawie

Wszystko w porządku

Na spotkanie założyła ciemną bluzkę, spięła blond włosy. Jest pomocnikiem projektanta wnętrz. Łagodnie uśmiecha się na powitanie, ale po chwili uśmiech znika.

Najpierw urodziła Olę, cztery lata później, w 2011 r., Lenę.

Przebiegało to podobnie. Mąż nie zawsze mógł być obecny na wizytach u ginekologa, więc Monika radziła sobie, jak umiała. Próbowała czytać z ruchu warg. Pisała z lekarzem w gabinecie, lecz dostawała tylko podstawowe informacje: z dzieckiem wszystko w porządku. Chciała więcej, ale akurat ten doktor pisać nie lubił, a tłumacza języka migowego nie było.

Najgorsze było umawianie się na wizytę. Za każdym razem pani z rejestracji mówiła, że przecież trzeba było zadzwonić. Za każdym razem Monika pisała na kartce, że nie potrafi, bo nie słyszy.

Przy porodach to mąż jest tłumaczem.

Ola dostaje dziewięć punktów w skali Apgar. Czemu nie dziesięć? Mąż miga, że dali córce jakąś rurkę, która na razie pomoże jej oddychać. Nie wiadomo czemu, wszystko dzieje się za szybko. Lekarz gdzieś wyszedł, później się wyjaśni. Podobno wszystko w porządku. Najtrudniej jest wieczorami, kiedy Monika zostaje sama z dzieckiem. Komunikuje się z pielęgniarkami, pisząc na kartce.

Córki dorastają i porozumieć się z nimi dużo łatwiej. Obie od małego uczą się migać. A Monika ćwiczy mowę. Umie wypowiedzieć pojedyncze słowa. Poza tym dogadują się gestami. Nieraz nie trzeba znaków ani słów - po prostu siedzą na kanapie i oglądają świnkę Peppę.

Lena jest energicznym, uśmiechniętym dzieckiem. Blondynka tak jak mama. Często łapie przeziębienia. Tłumacza znowu brak, a z lekarzami w przychodni różnie bywa. Niektórzy spokojnie zapisują wszystko na kartce. Inni chcą zakończyć wizytę jak najszybciej, bo z głuchą trudno się dogadać. Ale Monika jakoś daje sobie radę.

Aż do pewnego popołudnia.

Niewidzialna

Monika kładzie rękę na czole córki i czuje, że jest rozpalona. Prawie 41 stopni. Mąż w pracy, a sama nie umie zadzwonić na pogotowie. Biegnie do matki naprzeciwko. Ratownicy mówią, że nie ma się czym martwić. Ich zdaniem, tłumaczy Monice matka, najlepiej zgłosić się do lekarza rodzinnego.

Lekarz rodzinny: nic poważnego. Odsyła ich do domu.

Ale wieczorem Monika widzi na ciele córki dziwne plamy. Budzi męża. Jazda do szpitala, przyjmują ich na oddział. Dlaczego? Tego Monika jeszcze nie wie. Mąż miga: lekarz mówi, żeby czekać, wkrótce przekaże wszystkie informacje. Zjawia się około północy. Rozmawiają kilka minut. Mąż tłumaczy: Lena jest w stanie średnio-ciężkim. Sepsa z równoczesnym zapaleniem opon mózgowych.

Tyle.

Monika z Lenką. Dziewczynka zmarła w wieku 3 lat
Monika z Lenką. Dziewczynka zmarła w wieku 3 lat © Archiwum prywatne

Diana Kirakowska, tłumaczka Polskiego Języka Migowego: Ktoś zapyta: skoro bliski niesłyszącego słyszy, to w czym problem? To bazowanie na stereotypach. Osoba niewyspecjalizowana w tłumaczeniu jest w stanie przekazać głuchemu zaledwie część informacji. Gdy np. po dłuższej rozmowie z lekarzem próbuje odtworzyć jej przebieg, nie ma szans na zamiganie całej treści. W takiej sytuacji konieczna jest obecność profesjonalnego tłumacza i tłumaczenie symultaniczne.

Dlatego Monika rozumie niewiele. Tak naprawdę docierają do niej szczątkowe informacje. Ale widzi i czuje, że stan córki się pogarsza. Lena kaszle. Jest niespokojna. Mąż miga do Moniki, że kroplówka piszczy, chyba się skończyła. Idzie po pielęgniarkę.

- Moja córka umierała, a ja czułam, jakby mnie tam nie było. Jakbym była chora psychicznie. A przecież normalnie wychowywałam pierwszą córkę, z moją psychiką wszystko w porządku. To ja spędzam z dziećmi najwięcej czasu, znam je najbardziej. Tymczasem lekarz mówił tylko do męża, nawet na mnie nie spojrzał, bo nie potrafię się komunikować. Dlaczego nikt nie chciał ze mną rozmawiać?

Monika robi rozpaczliwą minę. Miga w emocjach, jak gdyby wszystko, o czym opowiada, działo się tu i teraz.

- Myślałam: Jestem matką tego dziecka. Jestem normalnym człowiekiem. Czemu nikt mnie nie widzi?

Spędzi całą noc przy łóżku córki.

Wychodzą na ulicę

Koniec marca. Warszawa, Praga-Północ. Mazowiecki oddział Polskiego Związku Głuchych. - Czytał pan "Głuszę?" - pyta Piotr Baltyn, wiceprezes zarządu.

"Głusza" to książka reporterska Anny Goc. W 2022 r. niesłyszący po raz pierwszy opowiedzieli w niej szeroko o barierach, z jakimi mierzą się w Polsce. M.in. o wykluczeniu komunikacyjnym. O tym, że język polski jest dla nich jak język obcy, niektórzy znają go bardzo słabo albo wcale; że w gabinetach lekarskich, szpitalach, urzędach nie mogą się często porozumieć.

Goc przytoczyła raport Rzecznika Praw Obywatelskich z 2020 r.: "Placówki ochrony zdrowia nie są przygotowane do kontaktu z głuchym pacjentem nieznającym języka polskiego. Personel nie zna problemów i potrzeb głuchych. Wiele osób jest przekonanych, że głusi czytają z ruchu warg i że mogą pisać lub czytać po polsku".

Według ustawy o językach migowych i innych środkach komunikowania się, podmioty lecznicze powinny zapewnić bezpłatną możliwość skorzystania z tłumacza języka migowego lub tłumacza-przewodnika. A ustawa o zapewnieniu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami nakłada na podmioty publiczne obowiązek zapewnienia dostępności informacyjno-komunikacyjnej. W praktyce często jest on przerzucany na głuchych.

Luty 2014 r. Głusi manifestują w Warszawie upominając się
Luty 2014 r. Głusi manifestują w Warszawie upominając się o swoje prawa. Dziś znów wyjdą na ulice, bo ich ich sytuacja niewiele zmieniła się od tego czasu © Licencjodawca | Radek Pietruszka

W spisie powszechnym z 2023 r. widnieje 236 tłumaczy języka migowego, z czego 91 z Warszawy. Tymczasem Polski Związek Głuchych szacuje, że niesłyszących osób jest w Polsce ok. 70-80 tys., a z niedosłuchem nawet pół miliona. W nagłej sytuacji takiej, jak Moniki, nie mają szans na szybkie zatrudnienie tłumacza. Są wykluczeni.

Między innymi dlatego postanowili wyjść na ulicę.

Marsz rozpoczął się 4 kwietnia o godz. 10 na Placu Defilad i przeszedł pod Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. - Decyzja o proteście wynika z lat ignorowania naszych postulatów. We wrześniu 2024 r. złożyliśmy obszerną petycję do rąk marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Dlatego postanowiliśmy zakończyć milczenie - mówi Maciej Kortas, jeden z organizatorów protestu.

W postulatach mowa nie tylko o wykluczeniu komunikacyjnym, ale też braku poszanowania polskiego języka migowego (choćby braku edukacji dwujęzycznej w szkołach) i przede wszystkim niskich świadczeniach finansowych dla niesłyszących. Przysługuje im jedynie zasiłek pielęgnacyjny w wysokości 215,84 zł.

Marta Abramczyk, Polski Związek Głuchych: Gdy niedawno pojawiła się informacja o wprowadzeniu świadczenia wspierającego dla osób z niepełnosprawnościami, głusi odzyskali nadzieję. Okazało się jednak, że jeśli nie mają dodatkowej niepełnosprawności (np. ruchowej), uzyskanie takiego wsparcia jest praktycznie niemożliwe. Tymczasem zasiłek pielęgnacyjny nie doczekał się waloryzacji. Głusi poczuli, że to za wiele. Rząd ma środki, ale my jesteśmy pomijani.

Kortas wraca do kwestii komunikacji. - Teoretycznie wiele instytucji ma oznaczenia, że oferuje wsparcie dla głuchych. W praktyce to fikcja. Nie istnieje centralna infolinia z tłumaczem PJM. Na dworcach PKP brakuje komunikatów wizualnych o zmianach peronów – głusi muszą obserwować innych i zgadywać, co się dzieje. Dostępność informacji dla głuchych w Polsce praktycznie jest zerowa.

- Nie oczekujemy tłumacza w każdej instytucji, ale urzędy, szpitale czy dworce powinny mieć dostęp do zdalnych tłumaczy języka migowego. Czy naprawdę w XXI wieku musimy przekonywać, że osoby głuche też mają prawo do normalnej komunikacji? W nagłych przypadkach, takich jak hospitalizacja, sytuacja zagrożenia życia, brak dostępu do tłumacza PJM może mieć tragiczne konsekwencje.

Reanimacja w ciszy

Szpitalna sala.

Dochodzi 6.00. Monika trzyma córkę na rękach.

Nie słyszy płaczu Leny ani jej niespokojnego oddechu. Widzi za to grymas bólu na twarzy córki. Buzię otwierającą się coraz częściej z powodu kaszlu. Aż w końcu: krew na ustach.

- Wszystko wydarzyło się nagle. Byłam w szoku. Nie chciałam przestraszyć córki, a nie mogłam powstrzymać płaczu. Wybiegłam z sali. Kiedy wróciłam, mąż próbował reanimować Lenę. Po chwili do sali wbiegli lekarz i ratownicy. Później długo miałam do siebie pretensje, że nie było mnie przy córce w najgorszym momencie.

Co normalne, lekarze skupili się na ratowaniu Leny, więc w tamtej chwili byłam całkowicie odizolowana komunikacyjnie. Mogłam tylko patrzeć. Ale wiedziałam już po ich ruchach, gestach, mimice, że nic z tego. Nagle wszystko ustało.

Lena umarła.

Lekarze mówią do męża, on miga do mnie: odeszła. Podobno wiozą ją na OIOM. Dlaczego na OIOM, skoro nie żyje? Lekarz musiał gdzieś pilnie iść, dowiem się później. Może coś źle zrozumiałam. Chcę się pożegnać z córką, ale ktoś z personelu zamyka przede mną drzwi. To niemożliwe? Mam przyjść później? Proszę tatę, żeby przekazał lekarzowi, że chciałabym ostatni raz zobaczyć Lenę. Udaje mi się pożegnać.

Nie wiem, co się stanie z ciałem mojego dziecka. Poddaję się. Wracamy do domu.

Ola ma wtedy siedem lat. Pyta, gdzie jest siostra. Migam i jednocześnie mówię, że już nie wróci, poszła do nieba. Ola wszystko rozumie. Widzę, jak wybucha płaczem.

Mąż załatwia wszystkie formalności. Na pogrzebie nie słyszę księdza. Nie ma mi kto przetłumaczyć, co mówi o mojej córce. Znowu jestem w swojej bańce. Znowu czuję się przezroczysta.

Ale najtrudniejsze zaczyna się później. Obok żalu z powodu śmierci córki najgorsze są wyrzuty sumienia. Myślę, że skrzywdziłam swoje dziecko. Że zawiodłam jako matka. Gdybym mogła normalnie porozmawiać z lekarzem. Przekazać mu wszystkie informacje o Lenie. Zadać wszystkie pytania, które kłębiły się w mojej głowie. Zawołać go, kiedy zauważę coś niepokojącego.

Gdybym nie była głucha, moja córka może by żyła.

Bałam się zamknąć oczy, bo za każdym razem widziałam w wyobraźni córkę. Miałam myśli, żeby ze sobą skończyć. Trafiłam do psychiatry, który zdiagnozował depresję. Minęło sporo czasu, zanim stanęłam na nogi.

Choć córka zmarła 11 lat temu, nadal walczę o swoją psychikę.

Suchy chleb

Nie jest sama.

Jak mówi Marta Abramczyk z Polskiego Związku Głuchych, wiele osób niesłyszących zmaga się z kryzysem mentalnym. Często wiąże się on z sytuacją zawodową. Według szacunków PZG, 70 proc. głuchych jest bezrobotna.

Maciej Kortas, współorganizator protestu: Niektórzy pozostają bez środków do życia. Przypomnijmy: zasiłek pielęgnacyjny wynosi 215 zł miesięcznie. Tymczasem sam tłumacz języka migowego to koszt rzędu 100-150 zł za godzinę. Jak głucha osoba ma zdobyć pracę, skoro nieraz nie stać jej nawet, żeby dojechać na rozmowę kwalifikacyjną?

Marta Abramczyk z PZG: Osoby, które urodziły się głuche, albo utraciły słuch przed 18. rokiem życia, muszą być całkowicie niezdolne do pracy, żeby w ogóle mieć szansę na rentę socjalną. Nie przysługuje ona automatycznie z powodu braku słuchu. Niektórzy głusi otrzymują rentę, niemniej muszą być ocenieni przez komisję ZUS jako całkowicie niezdolni do pracy. Często wspomniany zasiłek i ewentualnie 800 plus na dzieci są ich jedynymi źródłami utrzymania.

Tomasz Gumiński, wielokrotny mistrz świata niesłyszących w żeglarstwie, opowiada historię małżeństwa żyjącego na mazurskiej wsi. Mieszkają z 15-letnią córką w starym bloku po PGR. Żyją z dwóch zasiłków pielęgnacyjnych (razem 430 zł) i zapomogi z miejscowego MOPS-u. Lodówka pusta, zupa to jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia. Najczęściej zapychają żołądek chlebem. Czasem z masłem, przeważnie suchym. Żyją bez telefonu, bo nie mają za co zapłacić rachunków. Rzadko opuszczają wioskę. A że nie mają kontaktu z innymi głuchymi, ich migowy powoli zanika. Kiedy Gumiński ich odwiedził, zauważył, że migają coraz słabiej.

- Miałem trudności, żeby się z nimi dogadać. A takich rodzin na Mazurach jest wiele. Około 90 procent głuchych mieszkańców regionu nie ma pracy ani wsparcia finansowego od państwa - mówi żeglarz.

Aneta Karwowska z Suwalskiego Stowarzyszenia Głuchych "Gest Serca" podaje inny przykład, z Podlasia: - Chłopak miał na imię Robert. W szkole dobrze sobie radził. Komunikatywny, zdolny. Odbił się od rynku pracy. Rodzice przywłaszczyli jego rentę, zagonili go do pracy w gospodarstwie. Stracił kontakt z innymi głuchymi. Po latach odwiedzili go znajomi ze szkoły i byli w szoku. Bardzo słabo migał, nie mogli się z nim porozumieć. Chcieli go gdzieś zabrać, ale uciął, że go nie stać.

- Kwestia wykorzystywania głuchych przez rodziców, zwłaszcza na terenach wiejskich, to osobny temat. Natomiast niezależnie od tego osobie niesłyszącej na wsi żyje się dużo trudniej niż w mieście - dodaje Karwowska.

Wie, co miga. Sama się o tym przekonała.

Szczęście

Blond włosy do ramion, ciemne oczy, lekko zaokrąglony nos. Miga: - Nazywam się Aneta Karwowska i jestem "czysto" głucha od urodzenia.

Kiedy matka była z nią w ciąży, zachorowała na różyczkę. Dopiero po trzech, czterech miesiącach zorientowała się, że ma głuchą córkę. Mała Aneta spała, a mama prasowała. Nagle coś ciężkiego upadło na podłogę (nie pamięta co). Kobieta była przekonana, że córka się obudzi, ale ani drgnęła. Zaczęła głośno do niej mówić - nadal brak reakcji. Włączyła TV i ustawiła głośność na maksimum – nic. Przestraszona zadzwoniła do męża, że z Anetą jest coś nie tak. W szpitalu lekarze wykryli brak słuchu.

Aneta
Aneta znalazła pracę poniżej swoich kompetencji, ale uważa, że "nie każdy głuchy ma tyle szczęścia co ja" © Archiwum prywatne

Jak już matka wytarła oczy, obiecała sobie, że pomoże córce tak, jak umie. Liczyła, że aparaty słuchowe poprawią jej słuch (nie poprawiły). Że wizyty u logopedy pomogą jej lepiej mówić (pomogły). Chciała ją chronić. Ale nie mogła jej zamknąć w złotej klatce.

Aneta pochodzi ze wsi niedaleko Suwałk. Tysiąc mieszkańców. Dwoje niesłyszących na całą wioskę.

- Początkowo chodziłam do normalnej szkoły. Ćwiczyłam mowę, ale daleko było do perfekcji. Za każdym razem, kiedy otwierałam usta, widziałam, że inni uczniowie się śmieją. Przełykałam ślinę i mówiłam dalej. W sklepie spożywczym pokazywałam palcem na produkt i widziałam, jak ekspedientka się krzywi. Znała nas. Od razu dzwoniła do matki. A przecież mogłam zrobić zakupy sama.

- Na wsi głuchy to ciągle ktoś gorszy. Chory psychicznie.

- Najpierw przeniosłam się do szkoły dla niesłyszących. A po podstawówce wyjechałam na sześć lat do Warszawy. Skończyłam szkołę zawodową dla fotografów. Zapisałam się na dwuletnie studium medyczne z terapii zajęciowej. Marzyłam, żeby pracować z dziećmi w spektrum autyzmu. Nigdzie nie było miejsc.

Wróciłam na wieś.

Poznałam kogoś, urodziłam Dawida, Olę i Maję. Przez lata to mąż nas utrzymywał. Też nie słyszy. Jego szwagier jest Szwedem, załatwił mu tam pracę w gospodarstwie rolnym. Przyjeżdżał do Polski co dwa miesiące, ja zajmowałam się dziećmi i domem. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, ale jakoś dawaliśmy sobie radę.

W 2019 r. nasze małżeństwo się rozpadło. Zostałam sama. Bez pracy. Z trójką dzieci.

Znowu to samo co po szkole: chodziłam od drzwi do drzwi i nic. Myślę, że to dlatego, że jestem głucha. Wpadłam w stany depresyjne. Zaczęłam pożyczać pieniądze od mamy. Myślałam: a co, jeśli rodzice kiedyś odejdą? Skończymy na ulicy? Będę musiała zacząć kraść, żeby przeżyć?

Wójt doradził mamie, żeby zgłosiła się do dyrektora szkoły. Początkowo nie chciał mnie przyjąć, ale ubłagała, że samotna matka z trójką dzieci nie ma za co żyć. Zatrudnił mnie jako sprzątaczkę. Pracuję w ten sposób od kilku lat. Reszta kadry mnie zaakceptowała. Porozumiewamy się, pisząc na kartce. Zarabiam 3400 zł na rękę. Chciałabym robić w życiu coś innego, pracować w swoim zawodzie, ale przynajmniej mam za co żyć.

Nie każdy głuchy ma tyle szczęścia co ja.

Resort "gotowy do dialogu"

- Oczywiście ministerstwo jest gotowe do dialogu i wypracowania możliwych rozwiązań - mówi Wirtualnej Polsce Łukasz Krasoń, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.

Jakie jest jego stanowisko ws. postulatów uczestników protestu niesłyszących?

- To zrozumiałe i ważne postulaty, dotyczą podstaw dostępności. Tłumaczenia na język migowy w urzędach czy placówkach medycznych nadal nie są standardem i choć z każdym rokiem sytuacja się poprawia, wciąż przed nami sporo pracy. Od lat wraca też temat świadczeń – tu potrzebne są proste i sprawiedliwe reguły - dodaje Krasoń.

- Naprawiamy system, który przez dekady był "nienaprawialny". Ustawa o asystencji, która już za chwilę ma szansę stać się fundamentem nowego systemu usług, to jeden z wielu przykładów. Obecnie pracujemy nad ustawą o języku migowym. Naszym celem jest istotne zwiększenie liczby tłumaczy - zaznacza.

1 stycznia Biuro Pełnomocnika Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych zaczęło realizację projektu Centrum Komunikacji dla Osób z Niepełnosprawnościami. Ma ono znacząco poprawić komunikację z osobami z niepełnosprawnościami. Planowana jest budowa Centralnego Centrum Komunikacji i 16 placówek regionalnych. Będzie można skorzystać z usługi tłumacza stacjonarnie albo skontaktować się z nim przez aplikację, także w sytuacji nagłej. W projekcie są też m.in. szkolenia tłumaczy języka migowego.

Centrum ma działać w latach 2026-2027.

Diana Kirakowska, tłumaczka polskiego języka migowego: Na papierze wszystko się zgadza, natomiast trudno mówić, że będzie to rewolucja w komunikacji osób głuchych. Przede wszystkim, jak wspomniano, tłumaczy jest zdecydowanie za mało względem skali potrzeb.

Maciej Kortas: To krok w dobrą stronę, natomiast samo powstanie centrum nie zwalnia państwa i instytucji z obowiązku dostępności tłumacza. Druga kwestia: głusi nie mogą polegać wyłącznie na rozwiązaniu online. Poza tym, co się stanie po zakończeniu projektu? Znów pozostawi się nas samych sobie? Nie chcemy kolejnej tymczasowej inicjatywy.

Kortas nie wierzy też, że centrum zrewolucjonizuje wąski rynek tłumaczy języka migowego. - Polski język migowy nie jest uznany za język urzędowy, co blokuje rozwój zawodu tłumacza. Gdyby tak się stało, państwo mogłoby organizować szkolenia i egzaminy.

Obecnie każdy może wpisać się do rejestru tłumaczy, nawet jeśli ukończył podstawowy kurs. Nikt nie weryfikuje jego znajomości języka migowego. W takich okolicznościach trudno mówić o profesjonalizmie na rynku. Kortas podaje niedawny przykład głośnej konferencji Szymona Hołowni w Częstochowie. Tłumacz języka migowego w pewnym momencie przestał tłumaczyć słowa kandydata na prezydenta i wymownie machnął ręką. Przeciwnicy polityczni drwili: Hołownia tak przynudza, że nawet tłumacz nie wytrzymał.

Kortas: Zatrudniono "tłumacza" z ulicy, który kompletnie nie wiedział, jak przekazać treści w PJM. Nagranie stało się viralem w całej Polsce, słyszący się z niego śmiali. Ale dla nas, głuchych, to nie był żart – to dramatyczna rzeczywistość. Tłumaczenie było bezużyteczne, a kampania wyborcza Hołowni stała się dla naszej społeczności kompletnie niezrozumiała.

- To efekt braku standardów, braku kontroli i całkowitego lekceważenia problemu przez państwo. Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż ktoś potraktuje nas poważnie?

Chcę normalnie żyć

Monika przyjdzie do Warszawy na protest z Olsztyna. Aneta z Podlasia.

Obie wiedzą, że 4 kwietnia ich rzeczywistość nie zmieni się jak za pstryknięciem palca. Mimo to - migają - warto przemaszerować ulicami stolicy.

Monika: Wielu głuchych ze względu na wszechobecne bariery zamyka się w czterech ścianach. Bardzo mnie to boli. Nie chcę już iść do lekarza albo urzędu ze strachem, że znowu zostanę niezrozumiana. Mam dość. Chcę normalnie żyć.

Aneta: Chodzi o nasze prawa. O szacunek do drugiego człowieka w Polsce.

Zaznaczają, że to nie tylko kwestia świadczeń, ustaw i przepisów.

Aneta mogłaby zabrać do sklepu czy urzędu 22-letniego syna, żeby pomógł jej jako tłumacz. Ale nie chce tego robić. Nasłuchał się od rówieśników w szkole, że jego matka jest psychiczna. Długo wstydził się migać. Skończył u psychologa. Ma prawo do swojego życia.

Dla Moniki równie trudne, jak wizyta u lekarza jest często spotkanie z rodziną albo znajomymi.

- Siadamy za stołem, wszyscy rozmawiają, a ja bezczynnie siedzę. Gdy widzę ich uśmiechy, przez myśl przechodzi mi, że może śmieją się ze mnie. Znowu staję się niewidzialna. Ktoś pokazuje na talerz. "Jedz, jedz". Nie chcę tylko jeść. Chcę wam coś powiedzieć. Tak, ja też mam coś do powiedzenia.

Chcę opowiedzieć żart.

Chcę zrozumieć żart i śmiać się ze wszystkimi.

Pokłócić się z kimś w dyskusji. Przyznać mu rację.

Zapytać, czy dolać komuś herbaty.

Ja też tu jestem. I mam swoje zdanie, ale nikt nie chce go usłyszeć.

To po co ja tak naprawdę żyję?

Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

"Działanie celowe". Szefowa unijnej dyplomacji o dronach nad Polską
"Działanie celowe". Szefowa unijnej dyplomacji o dronach nad Polską
"Prowokacja na dużą skalę". Szef MON zabrał głos
"Prowokacja na dużą skalę". Szef MON zabrał głos
Naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Jest reakcja NATO
Naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Jest reakcja NATO
Szczątki w Czosnówce. "Obiekt z oznaczeniami pisanymi cyrylicą"
Szczątki w Czosnówce. "Obiekt z oznaczeniami pisanymi cyrylicą"
Drony wleciały do Polski. Jest reakcja MSZ Litwy
Drony wleciały do Polski. Jest reakcja MSZ Litwy
Pilne posiedzenie rządu. Tusk zabrał głos
Pilne posiedzenie rządu. Tusk zabrał głos
Minister energii: Infrastruktura energetyczna w Polsce bezpieczna
Minister energii: Infrastruktura energetyczna w Polsce bezpieczna
"Co najmniej 8 dronów". Zełenski reaguje na naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej
"Co najmniej 8 dronów". Zełenski reaguje na naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej
Naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Jest reakcja prokuratury
Naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Jest reakcja prokuratury
Operacje lotnicze po naruszeniach polskiej przestrzeni powietrznej. Najnowszy komunikat
Operacje lotnicze po naruszeniach polskiej przestrzeni powietrznej. Najnowszy komunikat
Rzecznik MSZ: Polska odpowie na naruszenia przestrzeni powietrznej przez drony
Rzecznik MSZ: Polska odpowie na naruszenia przestrzeni powietrznej przez drony
Ukraińcy pokazali mapę. Tak mogły poruszać się drony
Ukraińcy pokazali mapę. Tak mogły poruszać się drony