Co dokładnie powiedział imigrant z białoruskiego filmu? Poseł Riad Haidar usłyszał kluczowe słowo
Riad Haidar, poseł syryjskiego pochodzenia na prośbę Wirtualnej Polski przeanalizował film opublikowany przez białoruską Straż Graniczną. Wypowiada się w nim po arabsku Syryjczyk, który rzekomo został pobity przez polskie służby. Co dokładnie powiedział mężczyzna znaleziony na polsko-białoruskiej granicy?
- Rzeczywiście sfilmowany mężczyzna użył zwrotu "daraguna", co oznacza, że uderzono go i pokazał wówczas na polską stronę granicy. Nie padło sformułowanie, że konkretnie chodzi o Polaków czy Straż Graniczną, ale ogólnie, że miała to zrobić policja. Możliwe, że nie rozróżnia formacji - ocenia w rozmowie z WP dr Riad Haidar, poseł syryjskiego pochodzenia i znany lekarz z Białej Podlaskiej.
- Trudno mi stwierdzić, z jakiego kraju pochodzi mężczyzna z filmu. Nie posługuje się jednym z dialektów, ale literackim językiem arabskim. Dialekty pozwalają odróżnić pochodzenie rozmówcy, tak jak słysząc polską mowę, rozpoznamy na przykład górali albo mieszkańców Podlasia - dodaje Haidar.
Zwraca uwagę, że na filmie widzimy tylko wycinek wypowiedzi migranta, a jest ona na tyle chaotyczna, że brakuje w niej wielu ważnych szczegółów. Czy został uderzony, czy pobity? Mężczyzna nie wskazał też, że wraz z towarzyszami miał być przeciągany przez polskich pograniczników na białoruską stronę. Nie powiedział, kto miał to zrobić.
Białoruskie służby bez skrupułów wykorzystały sytuację, publikując własny komunikat, zatytułowany: "Pobici i przeciągani przez granicę: polskie metody wyrzucania uchodźców". Trójka syryjskich migrantów, w tym dwóch nieprzytomnych, miała być znaleziona 2 października.
Straż Graniczna pojawiające się doniesienia nazwała manipulacją. - Straż Graniczna nie stosuje przemocy wobec migrantów, nikt ich nie bije - zaprzeczyła w rozmowie z WP rzeczniczka SG ppor. Anna Michalska.
Riad Haidar: Nie wierzę w ani jedno słowo białoruskiej propagandy
- Nie wierzę ani jednemu słowu białoruskiej propagandy. Przedstawione sceny wzbudzają moje podejrzenia co do manipulacji. Możliwe, że tego człowieka straszono, aby tak powiedział. Pamiętamy aresztowanych białoruskich opozycjonistów, którzy po kilku dniach więzienia mówili do kamery dokładnie to, co pasowało Łukaszence - komentuje Riad Haidar.
Jego podejrzenia wzbudzają występujący na filmie lekarze. Noszą świeżutkie i odprasowane fartuchy, a karetka dojechała na miejsce czysta i bez śladów błota. - To nie są prawdziwe realia pracy w takich sytuacjach - podkreśla Haidar.
Co rozbić z takimi filmami? Wykorzystać na złość Łukaszence
Poseł odniósł się do kwestii reakcji polskiej strony na publikacje białoruskich służb. Jego zdaniem filmy ukazujące dramat ludzi na granicy powinny być wykorzystane przez polską dyplomację do kampanii informacyjnej w krajach, z których pochodzą migranci.
- Na złość Łukaszence należałoby pokazywać Irakijczykom czy Syryjczykom, że płacąc za podróż do Unii Europejskiej, nie trafią do raju, tylko do lasu na zielonej granicy. To ważne zadanie dla naszych służb dyplomatycznych - ocenia polityk. - Wówczas jako Polska moglibyśmy wytrącić propagandową broń z rąk przeciwnika, że nasz kraj tylko stawia płoty i zasieki, nie robiąc nic, aby zapobiec dramatowi. Sam chętnie wziąłbym udział w takiej kampanii - dodaje.
Według Haidara na ryzykowną podróż szlakiem białoruskim decydują się osoby w dramatycznej sytuacji życiowej. Za obietnicę lepszego życia gotowi są spieniężyć cały majątek w swojej ojczyźnie, opłacając bilet lotniczy do Mińska. Są też nieświadome, że zostaną wykorzystane przez służby Łukaszenki.
Sprawę dramatu migrantów podchwyciły arabskojęzyczne media. To jednak rzadkość.
Według analizy niemieckich służb, oferty przemytników były reklamowane filmami nagrywanymi przez migrantów, którym udało się przedostać do Niemiec. Byli oni zmuszani czy zachęcani do robienia selfie i nagrywania wypowiedzi "teraz jestem w Niemczech".