ŚwiatChiny szykują się do wielkiej defilady

Chiny szykują się do wielkiej defilady

W Pekinie trwają ostatnie przymiarki do czwartkowej parady z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Wojska jeszcze nigdy nie defilowały z tej okazji, dlatego Pekin szczególnie zadbał o to, by wielkie wydarzenie nie zostało przez nikogo zakłócone. To oznacza, że w stan podwyższonej gotowości postawiono cenzorów i służby mundurowe. Na chińskie święto Xi Jinping zaprosił gości z całego świata, jednak zabraknie wśród nich zachodnich liderów, których zastąpią m. in. Władimir Putin czy ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny prezydent Sudanu Omar al-Baszir.

Adam Parfieniuk

02.09.2015 | aktual.: 02.09.2015 16:05

Przez chińską stolicę ma przemaszerować 12 tys. żołnierzy, wśród nich pojawią się także niewielkie zagraniczne oddziały z 17 państw, w tym z Rosji. Będzie to swego rodzaju rewanż za prezentację chińskich żołnierzy na moskiewskiej paradzie z okazji Dnia Zwycięstwa w maju tego roku. Na placu Tianamen Chińczycy pokażą także około 500 sztuk różnego rodzaju sprzętu, a na niebie ma pojawić się około 200 samolotów.

Nic więc dziwnego, że władze chcą, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wojsko, dzięki specjalnie tresowanym małpom, przepędza z miasta ptaki, które mogłyby zakłócić powietrzne ewolucje (czytaj więcej). Na poruszanie się samochodami nałożono nadzwyczajne limity oraz zamknięto lub ograniczono działalność fabryk, często oddalonych o setki kilometrów od Pekinu. Mowa jest nawet około 10 tys. przedsiębiorstw i placów budowy, dotkniętych obostrzeniami, które bezpośrednio odbiją się na biznesie. - Wszyscy pracownicy mają wolne, ale ja nie dostaję odszkodowania od rządu i muszę ich normalnie opłacić. Sam muszę wyrównać stratę - mówił właściciel fabryki betonu na łamach "The Wall Street Journal".

Wszystko po to, by zredukować chroniczny smog, który panuje w stolicy. Niebo ma być niebieskie, a w dodatku w pełni otwarte na powietrzne popisy, bo władze zdecydowały też o zamknięciu dwóch głównych lotnisk w czwartkowy poranek.

Porządek na ulicach, porządek w internecie

Ale nie tylko takie porządki zarządziła Partia. Internetowi cenzorzy zwarli szyki i kasują z sieci opinie obywateli, którym nie do końca odpowiada pomysł parady. W ubiegłym tygodniu osoba podająca się za członka Partii rozpoczęła dyskusję w najpopularniejszym serwisie społecznościowym w Chinach, Weibo. Wątek zatytułowany "Brońcie defilady koniuszkami swoich palców" zdobył gigantyczną popularność. W ciągu niecałego tygodnia przeczytało go kilkadziesiąt milionów internautów. "Uroczyście apeluję do cyber-żołnierzy: rozpocznijcie krok defiladowy, brońcie parady koniuszkami swoich palców i zostańcie członkami cyber-defilady" - pisał autor. Anonimowy internauta przekonywał dalej, by o wydarzeniu pisać w samych superlatywach.

Wkrótce komentarze oznaczone tytułem wątku opanowały Weibo. Nie ma stuprocentowej pewności, czy akcja została zainicjowana przez władzę, ale faktem jest, że została przez nią dostrzeżona. Partyjne wydziały, posterunki policji i państwowe media na swoich kontach szybko zamieściły komentarze w ramach "Obrony defilady koniuszkami swoich palców".

Równocześnie, według witryny Free Weibo, która kopiuje i publikuje kasowane posty z tego serwisu, słowo "parada" zajmuje pierwsze miejsce wśród treści ocenzurowanych w ostatnich dniach. Szczególną popularnością cieszyła się fotografia notatki z osiedla Zhaojilaou, która instruowała mieszkańców, by w czasie defilady zamknęli okna i nie wyglądali na zewnątrz.

Do sieci przedostała się także pięciopunktowa cenzorska notatka, która ujawniła wskazówki chińskich władz co do sposobu przedstawiania wydarzenia w mediach. Już w pierwszym punkcie możemy przeczytać, że "wszystkie wiadomości i komentarze w związku z paradą, muszą być uważnie kontrolowane przed publikacją, by zagwarantować, że są pozytywne i nie obrażają armii, defilady; nie atakują Partii, ChRL, systemu politycznego i krajowych przywódców".

Cenzura w serwisach społecznościowych i wyraźna instrukcja do mediów pokazują wyraźnie, że o czwartkowej paradzie można pisać albo dobrze, albo wcale.

Pokaz siły "pokojowego lwa"

Próby przed defiladą na placu Tiananmen pozwoliły na sprawdzenie, czym zamierza się pochwalić chińska armia. Wiadomo, że w czwartek przez stolicę przetoczą się czołgi ZTZ-99A (Typ 99). Kolosy, ważące ponad 60 ton, są największymi czołgami na świecie zaprojektowanymi i zbudowanymi poza Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami.

Publiczność będzie miała także okazję zobaczyć wyrzutnie rakiet ATF-10 na kołowych platformach. Pociski typu "odpal i zapomnij" są najnowszą odpowiedzią Chin na zagrożenie ze strony wojsk pancernych. Mają zasięg 10 kilometrów, co w praktyce robi z nich przeciwpancernego "snajpera", zdolnego razić wrogie czołgi zanim same znajdą się w zasięgu obcego ognia.

Chińczycy pokażą także ponaddźwiękowy przeciwokrętowy pocisk YJ-12. Ważący ponad dwie tony, przy zasięgu 400 km, ponad trzykrotnie przekracza prędkość dźwięku. Na razie tylko przestarzałe bombowce H-6 są w stanie operować tymi rakietami, ale w kolejnych latach Pekin chce wprowadzić go na platformy lądowe i wodne.

Za najciekawszą prezentacje eksperci w zasadzie jednogłośnie uznają pocisk Dong Feng-26, który po raz pierwszy zostanie pokazany publicznie. Rakieta balistyczna ziemia-ziemia średniego zasięgu (4 tys. km) potencjalnie może razić cele w Australii czy na wyspie Guam, gdzie mieści się amerykańska baza wojskowa. Jest umieszczona na platformie napędzanej na sześć osi, a jej "otwarta architektura" pozwala, by w przyszłości pocisk został uzbrojony w głowice przeciwokrętowe lub tzw. ponaddźwiękowy pojazd szybujący WU-14, który może dosięgnąć nawet Hawajów lub Alaski.

Ten wyjątkowy pokaz siły, "sponsorowany" przez Xi Jinpinga, ma miejsce w szczególnym momencie dla Chin. Gospodarka Państwa Środka wchodzi w ostry zakręt i wciąż nie wiadomo, kiedy wyjdzie na prostą ani jakie będą konsekwencje kryzysu ekonomicznego. W dodatku, kraj nie zdążył się jeszcze otrząsnąć po gigantycznej eksplozji w magazynach w Tiencinie, gdzie 12 sierpnia zginęło co najmniej 150 osób.

Ani krach na szanghajskiej giełdzie, ani katastrofa, nie powstrzymają jednak Xi Jinpinga przed dążeniem do "odrodzenia Chin" i realizacji "chińskiego snu". Personalizacją haseł lidera jest także budowa militarnej potęgi, która z kolei budzi obawy świata. Xi oczywiście konsekwentnie zapewnia tych, którzy się niepokoją, że jego kraj nie ma niecnych zamiarów. Najlepiej oddają to chyba słowa wypowiedziane przez niego w ubiegłym roku w Paryżu. - Lew się obudził. Ale jest pokojowy, uprzejmy i cywilizowany - mówił o swoim państwie Xi. Odniósł się w ten sposób do słów Napoleona; Francuz miał kiedyś nazwać Chiny "śpiącym lwem, który pewnego dnia się przebudzi i wstrząśnie światem".

Na razie Chiny wstrząsają co najwyżej regionem, a coraz odważniejsze roszczenia terytorialne w basenie Morza Południowochińskiego przyprawiają o ból głowy słabszych sąsiadów (czytaj więcej). Jednak prawdziwym wyzwaniem dla Pekinu jest Tokio i to również do japońskiej stolicy adresowana jest czwartkowa defilada.

Potępić zbrodnie, zaprosić zbrodniarza

Po przejęciu przez komunistów władzy w Chinach, Państwo Środka przeprowadziło zaledwie 14 wojskowych defilad. Ostatnio odbywały się one co 10 lat dla uczczenia powstania Chin Ludowych. Nigdy nie miały one miejsca 3 września, który jest świętowany jako zakończenie II wojny światowej, ale jednocześnie dzień zwycięstwa nad Japonią. I to właśnie przeciwko niej wymierzone jest największe propagandowe ostrze czwartkowego wydarzenia. Ostatnie lata przynoszą szybki rozwój wszystkich gałęzi chińskich sił zbrojnych. W naturalny sposób zbrojenia są konfrontowane na szczeblu regionalnym z Japonią, a na globalnym z USA.

Wielotygodniowe przygotowania do defilady były stałym tematem państwowych mediów. Relacjom towarzyszyły materiały i filmy dokumentalne, przypominające straszliwe zbrodnie, których w czasie wojny dopuścili się Japończycy. Z kolei japoński lider, premier Shinzo Abe, któremu - podobnie Xi Jinpingowi - zdarza się grać na nacjonalistyczną nutę, był oskarżany o wybielanie ludobójstwa.

Jednym z powodów nieobecności amerykańskiej delegacji wysokiego szczebla jest właśnie ostra retoryka Państwa Środka. Przedstawiciele Stanów Zjednoczonych podkreślali, że jeśli defilada faktycznie - jak deklarują Chiny - ma być pokojowa, to władze powinny prezentować bardziej pojednawcze podejście.

Chińczykom przyklaskuje za to Korea Południowa, która również nacierpiała się w czasie imperialnej japońskiej okupacji. Prezydent Prak Geun-hye, która za cel postawiła poprawę stosunków z Chinami, zamierza pojawić się w Pekinie. Liderka kraju, będącego w ścisłym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, jest jedną z nielicznych wysokich przedstawicielek szeroko pojętego Zachodu, która będzie świętować chińskie zwycięstwo nad japońskimi zbrodniarzami. Wśród przywódców swój udział potwierdzili prezydent Rosji Władimir Putin, prezydent Wenezueli Nicholas Maduro oraz prezydent Sudanu Omar al-Baszir, który sam jest ścigany listem gończym za zbrodnie ludobójstwa.

Zobacz też: prof. Haliżak o tym, jak Chiny widzą Rosję:
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (25)