Chciały mieć głuche dziecko
Zaraz, zaraz - upewniano się w banku nasienia. - Chcecie mieć niesłyszące dziecko? - Tak, bo obie jesteśmy niesłyszące - pisze Gazeta Wyborcza.
Ledwie tylko ukazała się główka dziecka, Sharon spytała położną: Jakie ma włosy - jasne czy ciemne? Nie było to łatwe, bo pytającą była rodząca, pytanie zostało zadane w języku migowym, a położna nigdy dotąd nie miała do czynienia z osobą niesłyszącą. Na szczęście obecna na sali Risa - przyjaciółka rodzącej - znała i ją, i Ameslan (Amerykański Język Migowy) na tyle dobrze, by ubrać w słowa to, co - jak mniemała - Sharon chciała wyrazić rękami.
Po kilku minutach Gauvin Hughes McCullough był już noworodkiem. Krzepkim i dorodnym. Nim wylądował na obolałym brzuchu Sharon, pielęgniarka przyznała mu dziewiątkę w dziesięciopunktowej skali Apgar. Czy on płacze? - niepokoiła się matka. Kwili - "odmigała" przyjaciółka. Obie pomyślały o tym samym.
Nim nastał wieczór, całą salę wypełniła ciżba znajomych i zapach pieczonego indyka. Powodów do świętowania było więcej - na urodzonego dwa tygodnie przed terminem Gauvina jego matka Sharon Duchesneau i jej partnerka Candace McCullough czekały kilka długich lat. Ich płeć nie była tu problemem. W końcu od czego jest sztuczne zapłodnienie? Kłopoty zaczęły się, gdy postanowiły, że dziecko ma być... głuche.
Alta Charo, profesor bioetyki z University of Wisconsin, przyznaje, że pierwszy raz spotyka się z czymś podobnym. Zwykle osoby dotknięte jakąś chorobą genetyczną robią wszystko, by uwolnić od niej swoje dzieci. Te kobiety - przeciwnie. Wykorzystują najnowsze zdobycze techniki, by mieć potomstwo obarczone taką samą wadą. Dlaczego? - pyta retorycznie na łamach Washington Post.
No właśnie, dlaczego? Są wystarczająco dojrzałe (przekroczyły trzydziestkę) i inteligentne (obie skończyły psychologię), by dostrzec wszystkie konsekwencje swej decyzji. Jednak spytane wprost - uciekają w eufemizmy. Nie uważamy głuchoty za wadę - argumentują. To dla nich kulturowy wyróżnik. Cecha określająca naszą tożsamość w podobny sposób jak w mniejszościach etnicznych język. Ona nas definiuje, wzbogaca i scala. To coś, czego słyszący nigdy nie zrozumie. To wartość, którą trzeba pielęgnować - argumentują.
Alta Charo się krzywi. - Powód? Chyba próba usprawiedliwienia. Czują, że sprzeniewierzyły się rodzicielskiemu obowiązkowi zapewnienia potomstwu jak najlepszych szans w rywalizacji z innymi. Arbitralnie zdecydowały, że ich dziecku słuch nie będzie potrzebny. Że i bez niego może być szczęśliwe. Nie przeczę. Ale zamknięcie przed nim świata dźwiękowych wzruszeń, tylko dlatego że same nigdy nie miały do niego wstępu, jest karygodne - uważa Charo. (an)