Chcą odebrania immunitetu Mejzie. "Świadome zatajenie informacji"
Prokuratura chce odebrania immunitetu Łukaszowi Mejzie. We wniosku do marszałka Sejmu znalazły się zarzuty m.in. próby ukrycia prywatnych pożyczek oraz "zatajenia informacji, tak żeby uniemożliwić, a przynajmniej znacznie utrudnić, identyfikację osoby (osób), od której Łukasz Mejza jest uzależniony finansowo" - podaje "Gazeta Wyborcza".
Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze w październiku wysłała do marszałka Sejmu wniosek o uchylenie immunitetu posła klubu PiS Łukasza Mejzy. Dokument czeka na rozpatrzenie przez komisję regulaminową i spraw poselskich. Do tej pory wnioskiem się nie zajęto, gdyż posłowie oczekiwali, aż Mejza prześle własne stanowisko. Polityk tego nie zrobił, a właśnie minął na to termin.
"Gazeta Wyborcza" poznała treść wniosku prokuratury. Śledczy przekazali, że chodzi o 11 zarzutów podania nieprawdy w siedmiu oświadczeniach majątkowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najbardziej znany dotyczy mieszkania Mejzy. Poseł po objęciu mandatu posła w 2021 roku w ogóle nie zgłosił, że posiada taki lokal. Potem wprowadził korektę, ale podał złe wymiary.
W czasie rządów PiS Mejza był wiceministrem sportu, ale początkowo nie wykazał w oświadczeniu dochodów osiąganych z pracy w resorcie. Korektę złożył dopiero, gdy zwróciła uwagę na to Wirtualna Polska.
"Jaskrawy przykład świadomego zatajenia informacji"
Najpoważniejsze zarzuty dotyczą jednak ukrywania przez Mejzę pożyczek, jakie zaciągał w bankach i u prywatnych osób. Chodzi o sześć kredytów na kwotę ponad 100 tys. zł oraz pożyczki od osób prywatnych w łącznej wysokości blisko 500 tys. zł - podaje "GW". W oświadczeniach pojawiły się one dopiero, gdy wykazało je postępowanie CBA. Prokuratura zaznacza, że ustalono tylko część osób, które udzieliły Mejzie pożyczek. Polityk miał zeznać, że innych "nie pamięta".
Mejza tych pożyczek albo nie wpisywał do oświadczeń, albo robił to ze sporym opóźnieniem. Do tego, gdy je wpisywał, robił to "zbiorczo". A, jak wskazują śledczy, "zobowiązania w takich kwotach powinny zostać rzetelnie opisane w poselskich oświadczeniach majątkowych".
"Jest to zatem jaskrawy przykład świadomego zatajenia informacji, tak żeby uniemożliwić, a przynajmniej znacznie utrudnić, identyfikację osoby (osób), od której Łukasz Mejza jest uzależniony finansowo, a co nie pozostaje bez znaczenia, biorąc funkcję posła na Sejm, jaką sprawuje" - napisano we wniosku. Prokuratura oceniła, że działania posła to "swoisty manifest, przejaw złej woli podyktowany niechęcią złożenia oświadczeń o stanie majątkowym".
Śledczy zauważają również, że Mejza regularnie pożyczał duże kwoty, choć jednocześnie deklaruje w swoich oświadczeniach posiadanie kilkuset tysięcy złotych w gotówce.
Jeśli dojdzie do uchylenia immunitetu Mejzy, wówczas polityk usłyszy zarzut zatajenia prawdy lub podania nieprawdy w zeznaniu majątkowym. Grozi za to od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
Czytaj więcej: