Charles Michel spotkał się z Mateuszem Morawieckim. PiS zatęskni za Tuskiem?
Następca Donalda Tuska przyjechał do Warszawy i posłał w stronę polskiego premiera wiązankę komplementów i miłych słów. Ale mogą nie przysłonić ciężkich dla Polski realiów. Może się okazać, że rząd zatęskni jeszcze za Donaldem Tuskiem.
Nowy przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel był dla naszego premiera bardzo miły. Pochwalił go, że odgrywa bardzo aktywną rolę na scenie europejskiej. Podkreślił, że łączą ich "wspaniałe" relacje, sięgające czasów, kiedy obaj jako szefowie rządów obradowali na forum Rady Europejskiej. Morawiecki dał się ponoć wtedy poznać jako współautor kreatywnych, mądrych i rozsądnych rozwiązań.
Słowa Michela to nic dziwnego; jak donosiliśmy, Polska chętnie poparła wybór Belga na jego nowe stanowisko, a nawet chciała uczynić go szefem Komisji Europejskiej.
Jednak pod osłoną mile brzmiących słów Michel miał do przekazania też gorzką pigułkę. Jak wspomniał, głównym tematem rozmowy z Morawieckim był przyszły unijny budżet. Belg odnotował, że w przeciągającej się debacie na ten temat wciąż jest duża przepaść między państwami Unii. I dodał, że "niektóre państwa" powinny "ograniczyć ambicję" dotyczące np. środków na politykę spójności czy na politykę rolną.
Oczywiście, polityka spójności (czyli zmniejszanie różnic pomiędzy państwami) i rolnictwo to dwa główne pola, na których Polska najbardziej korzysta. Przekładając na polski, przesłanie Michela można by zinterpretować tymi słowami: "bez złudzeń, panowie. Więcej pieniędzy nie będzie".
Biorąc pod uwagę te słowa, już wkrótce może nadejść moment, kiedy polski rząd zatęskni za Donaldem Tuskiem. Tusk był wielokrotnie krytykowany przez PiS za brak neutralności, ale to jest ten moment, kiedy jego "stronniczość" - na korzyść naszej części Europy - by się przydała. Tym bardziej, że Michel jest Belgiem, byłym premierem państwa należącego do orędowników skąpego budżetu UE.
Przeczytaj również: Przeczytaj również: PiS chciał Belga na szefa Komisji. Ale z Niemki też jest zadowolony
Unia mocarstwem?
Co ciekawe, Morawiecki i Michel zgodzili się w jednym: obaj chcą, by Unia była "globalnym mocarstwem" i odgrywała większą rolę na świecie. To oczywiście szczytny i godny pochwały cel. Problem w tym, że droga do niego może prowadzić zupełnie nie tam, gdzie nasz premier by chciał.
Aby UE odgrywała większą rolę jako samodzielny gracz na arenie międzynarodowej, potrzeba jej przede wszystkim dwóch rzeczy: większej swobody podejmowania decyzji i większego potencjału militarnego. To pierwsze wiąże się z postulatem - promowanym głównie przez Francję i Niemcy - ograniczenia jednomyślności w decyzjach dotyczących polityki zagranicznej. Polska dotąd mocno sprzeciwiała się temu, chcąc zachować swoje prawo weta.
Podobnie jest w kwestiach obronności. Polska nieśmiało podchodzi do europejskich inicjatyw takich jak PESCO czy Europejska Inicjatywa Interwencyjna, stawiając jednoznacznie na Stany Zjednoczone. I robi to w tym samym czasie gdy Francja - nawet jeśli na wyrost - mówi o "strategicznej autonomii" Europy i sugeruje wręcz roztoczenie swojego parasola atomowego na całą UE.
Być może Morawiecki przeżył podczas rozmowy z Michelem nawrócenie w swoim myśleniu o integracji europejskiej. Być może Polska ma tu swoje własne, ściśle skrywane plany. Ale może chodziło raczej tylko o miło brzmiące słowa.
Przeczytaj również: Polska nie zgodzi się na unijny budżet. "Nie akceptujemy propozycji"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl