Polska przystąpiła do armii europejskiej. Nowe siły uzupełnią NATO
Europa buduje własną armię. W Brukseli 23 kraje podpisały list intencyjny tworzący PESCO, stałą strukturę obronną w UE. Polska jest jednym z założycieli nowej inicjatywy. Europejska armia ma uzupełniać, a nie zastępować NATO.
Powstanie armii europejskiej nie oznacza, że komisarze w Brukseli będą mogli wydać rozkazy polskim czy włoskim oddziałom zmechanizowanym i wysyłać je na front według własnego uznania. Ministrowie spraw zagranicznych i obrony Wspólnoty podpisali list intencyjny otwierający drogę do utworzenia nowej, stałej struktury obronnej w Unii Europejskiej, czyli PESCO (Permanent Structured Cooperation). Europejskie siły, budowane w oparciu o Europejski Fundusz Obronny o wartości 5,5 mld. euro, formalnie zostaną utworzone podczas grudniowego szczytu UE. W imieniu Polski dokument podpisali ministrowie obrony Antoni Macierewicz i spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.
Minister obrony Hiszpanii Maria Dolores de Cospedal uważa, że Pesco może być najambitniejszym planem, który obecnie realizują Europejczycy. Do nowej struktury nie przystępują Wielka Brytania, negocjująca wyjście z UE, i Dania, która tradycyjnie trzyma się z dala od europejskich struktur obronnych. Decyzji o przystąpieniu nie podjęła jeszcze Irlandia.
Kraje, które postanowią w późniejszym terminie dołączyć do PESCO, będą musiały uzyskać zgodę założycieli, w tym Polski. W poszczególnych misjach będą mogły także uczestniczyć państwa spoza UE, co jest szczególnie istotne w odniesieniu do Wielkiej Brytanii, a więc jednej z potęg nuklearnych.
Europa potrzebuje siły w obronie swoich interesów
Od dawna wiadomo, że Europa potrzebuje własnej armii. Kryzysy wokół granic Unii Europejskiej, od Krymu poprzez "pierścień ognia" na południe od granic Wspólnoty pokazały, że NATO nie wystarcza. Stany Zjednoczone, które są filarem Paktu Północnoatlantyckiego, pozostaną najważniejszym gwarantem bezpieczeństwa Starego Kontynentu, jednakże drogi Waszyngtonu i Brukseli nie zawsze się pokrywają.
Ostatnie lata pokazały, że zdarzają się konflikty, które nie zagrażają bezpośrednio członkom NATO z Europy, ale ich dotyczą. Jako przykład twórcy nowej struktury podają rosyjską agresję na Ukrainie i aneksję Krymu czy konflikty, które wybuchły w następstwie Arabskiej Wiosny w Libii czy Syrii. W takiej sytuacji Waszyngton nie musi interweniować, a pojedyncze kraje UE są za słabe, by podjąć skuteczne działania. Tę lukę ma wypełnić PESCO.
Podpisanie listu intencyjnego, określenie zadań i budżetu, a następnie formalne utworzenie struktury jest zgodne z tradycyjnym modelem funkcjonowania UE. Wspólnota najpierw wprowadza ogólne ramy, niewiele znaczące rozwiązania, które z biegiem lat są formalizowane i nabierają treści.
Spodziewać się można, że na razie PESCO i oddziały oddelegowane na potrzeby tych sił nie będą miały wielkiego znaczenia. Za kilka czy kilkanaście lat czy w obliczu istotnego kryzysu okaże się jednak, że Bruksela potrafi wypracować wspólną politykę obronną. Podobnie było z wszystkimi innymi obszarami wspólnej polityki UE.