PiS chciał Belga na szefa Komisji. Ale z Niemki też jest zadowolony
Polska i kraje Grupy Wyszehradzkiej lobbowały za posadą szefa Komisji Europejskiej dla belgijskiego eks-premiera Charlesa Michela. Misja okazała się nieudana, ale politycy PiS przekonują, że nominowana na to miejsce Niemka Ursula von der Leyen też ma swoje atuty.
Jako liberał i zwolennik miękkiego podejścia do imigracji, Charles Michel nie wydaje się najbardziej oczywistym kandydatem dla rządu PiS. A jednak - jak mówią WP źródła w PiS - to właśnie za jego kandydaturą na szefa Komisji Europejskiej lobbowała Polska po tym, jak zablokowana została kandydatura Fransa Timmermansa.
W poniedziałek wieczorem Michel był gościem polskiej rezydencji w Brukseli, gdzie w towarzystwie delegacji państw wyszehradzkiej czwórki dogadywane były warunki poparcia dla Belga. Belg miał zgodzić się na pewne ustępstwa wobec państw regionu i umowa została zawarta. Ale poparcie czwórki nie wystarczyło, by przepchnąć jego kandydaturę i ostatecznie zamiast szefem Komisji Michel zastąpi Donalda Tuska jako przewodniczący Rady Europejskiej.
Nieoczywisty wybór
Dlaczego Polacy chcieli Michela? Zdaniem naszych rozmówców, jego zaletą była skłonność do kompromisu. No i fakt, że nie był Fransem Timmermansem. Polska delegacja wiedziała, że ma ograniczony wybór, dlatego gotowa była poprzeć nawet ideologicznie odległego kandydata.
Rząd, któremu przewodził Michel upadł z powodu jego poparcia dla oenzetowskiej deklaracji z Marrakeszu ws. migracji. Jako premier Belgii polityk postulował m.in. mechanizm wzajemnego oceniania przestrzegania norm demokratycznych przez państwa UE, a także sugerował, że jeśli kraje przeciwne relokacji uchodźców będą trwały w uporze, należałoby przemyśleć sens strefy Schengen.
Ursula też jest ok
Mimo nieudanego lobbingu na rzecz Belga, politycy PiS prześcigają się w wymienianiu zalet nominowanej przez Radę Ursuli von der Leyen.
- Jest transatlantycka, nie zdążyła się nikomu narazić i była otwarta wobec V4 - mówi WP osoba z otoczenia premiera.
Z kolei członek polskiej delegacji wyjaśnia, że wybór Niemki na przewodniczącego Komisji może... ograniczyć niemieckie wpływy w Unii.
- Paradoksalnie to może tak zadziałać. Von der Leyen będzie musiała udowodnić, że nie reprezentuje interesu Niemiec. Berlin jest zresztą mistrzem w rozgrywaniu europejskich gier z tylnego siedzenia. W Parlamencie rządził de facto sekretarz generalny Klaus Welle. W Komisji szarą eminencją był zastępca Junckera Martin Selmayr. Teraz czas Selmayra się kończy - mówi rozmówca WP.
Jak dodaje, wybór Niemki ma też dla Polski inne zalety.
- Ma zdrowe podejście do Rosji, jest bliską sojuszniczką Angeli Merkel, która przecież jest pragmatyczna i naszym wrogiem nie jest. Zresztą spodziewamy się, że po październikowych wyborach dojdzie między nami do resetu, bo Niemcy przekonają się, że nie jesteśmy tylko przejściowym fenomenem - zapowiada. Jak sugeruje, Polsce udało się też uzyskać "pewne obietnice" dotyczące rozkładu tek w przyszłej Komisji Europejskiej.
Przeczytaj również: Europa będzie bardziej niemiecko-francuska. PiS przyłożył do tego rękę
Incydent wybaczony
Rozmówca WP bagatelizuje przy tym incydent, do którego doszło w 2017 po wypowiedzi von der Leyen w talk-show w telewizji ZDF. Niemiecka minister obrony powiedziała wówczas, że Niemcy muszą "wspierać ten zdrowy demokratyczny opór młodego pokolenia w Polsce". W reakcji polski MSZ wezwał nawet do wyjaśnień niemieckiego attache wojskowego.
- Doszło po prostu do nieporozumienia. Niemiecki MSZ szybko nam to wyjaśnił i okazało się, że wypowiedź była zmanipulowana - zapewnia członek delegacji.
- To nie była najlepsza wypowiedź, ale nie oszukujmy się, tak samo myśli większość zachodnich polityków - przyznaje w rozmowie z WP Bartosz Kownacki, poseł PiS były wiceminister obrony. Mimo to, zapewnia że w kontaktach roboczych np. na forum NATO Niemka robiła dobre wrażenie.
- W niemieckiej polityce wyróżniała się trzeźwym spojrzeniem na Rosję i należała do tych, którzy popierali wzmacnianie NATO. To prawda, że Bundeswehra pod jej kierownictwem nadal ma swoje problemy, a wydatki nie wzrosły znacząco. Ale nie dlatego, że o to nie walczyła - ocenia polityk.
Przeczytaj również: Oto nowa przewodnicząca KE. Kim jest Ursula von der Leyen
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl