Dariusz Marzec, prezes Polskiej Grupy Energetycznej© PAP | Leszek Szymański

Ceny prądu, spięcia i napięcia. Prezes PGE: "Czasem trudno jest zrozumieć strukturę rachunku"

- W domach jest coraz więcej urządzeń elektrycznych. Po prostu zużywamy więcej prądu, stąd wrażenie, że rachunki są coraz wyższe - mówi Wirtualnej Polsce Dariusz Marzec, prezes PGE. - Cena jest zamrożona w tej chwili i tak będzie co najmniej do września. Tak więc od dwóch lat cena energii jest niezmienna - dodaje.

  • Prezes przeprasza dziennikarzy WP za straszenie sądem po zadaniu pytań zarządowi PGE. Potwierdza potrzebę remontu gabinetu (było tak źle, że w gabinecie prezesa największej spółki energetycznej w Polsce gasło światło), choć zastrzega, że jeszcze raz zastanowiłby się nad decyzją o wymianie samochodów.
  • Z Dariuszem Marcem rozmawiamy też o tym, czy w państwowych podmiotach powinni pracować znajomi prezesów. Nasz rozmówca wskazuje, że do konkursów każdy ma prawo się zgłosić. Tak jak zgłosił się prezes PGE Systemy, który zna się z Marcem z przejażdżek rowerowych po Łomiankach.
  • W wywiadzie prezes recenzuje również działania rządu PiS w polityce energetycznej. - Przez osiem ostatnich lat rządzący próbowali wyjść z Unii Europejskiej. Próbowali ignorować to, w jaką stronę idzie Europa i duża część świata — uważa Dariusz Marzec.

Paweł Figurski, Patryk Słowik, Wirtualna Polska: Pozew już złożony?

Dariusz Marzec, prezes Polskiej Grupy Energetycznej: Przeciwko?

Przeciwko nam.

A dlaczego?

Podobno interesowanie się tym gustownym, ale też nieprzesadnie wystawnym gabinetem, w którym siedzimy, i nowymi samochodami dla zarządu PGE skutkuje skierowaniem sprawy do sądu przeciwko dziennikarzom. Zagroziliście nam tym, zanim w ogóle opublikowaliśmy tekst.

Nie ma takiej opcji, nigdy nie braliśmy takiego wariantu pod uwagę. Zaskoczyliście mnie panowie tym pytaniem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Doniesienie WP ws. PGE. "Prezes powinien się wytłumaczyć"

Możemy pokazać naszym czytelnikom list adwokacki, który otrzymaliśmy z PGE. Kończy się stwierdzeniem, że jeżeli będziemy zajmowali się tym tematem, to wylądujemy na sali sądowej.

Myślę, że można było panów wcześniej zaprosić na to spotkanie, bez zbędnej korespondencji. Niemniej, to były działania, poprzez które apelowaliśmy o rzetelność, poprawność i ścisłe trzymanie się faktów.

Nie czytałem tego listu przed wysłaniem. I pełna zgoda, pewne sformułowania w nim zawarte nie były szczęśliwe i za to panów przepraszam.

Nie spodobało się też to ministrowi aktywów państwowych. Jakub Jaworowski napisał list do członków zarządów spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, by wykazywali się szczególną dbałością w dysponowaniu środkami finansowymi i nie straszyli dziennikarzy. Minister nie wymienił pana nazwiska, ale każdy wiedział, że o pana chodzi. Jak pan się poczuł?

Poczułem się jak osoba, której zwrócono uwagę, że pewne sformułowania w relacjach z dziennikarzami nie powinny być stosowane, za co już panów przeprosiłem.

Wchodzi pan do PGE, gdzie czekają na pana miliony wyzwań. I decyduje pan o wymianie floty samochodów dla zarządu oraz remoncie pańskiego gabinetu i sali konferencyjnej. Naprawdę to były kwestie pierwszorzędne?

Właśnie nie były. Pracę rozpocząłem w poniedziałek 18 marca 2024 r. Już w środę na lotnisku w Warszawie spotkałem się z prezesem Ørsted, największej na świecie firmy energetyki wiatrowej. Realizacja projektu budowy morskiej farmy wiatrowej na Bałtyku była zagrożona i Ørsted informował nas o możliwym wycofaniu się z tej inwestycji.

W ciągu pierwszych 36 godzin pracy musiałem się spotkać z prezesem Ørsted i ratować ten projekt. Przekonywać go, żebyśmy wspólnie znaleźli rozwiązanie problemów. Mowa o inwestycji 30 miliardów złotych przez obu partnerów dla polskiej gospodarki. Udało się to zrobić i to były moje pierwsze problemy i pierwsze decyzje.

A jeżeli panowie mówią o słowie "decyzja", to ta w sprawie nowych samochodów została zatwierdzona przez poprzedni zarząd i poprzednią radę nadzorczą. W kwestii remontu w 2023 r. odbyły się przeglądy budowlane, które pokazały fatalny stan instalacji elektrycznej. Było źle do tego stopnia, że w gabinecie prezesa wysiadał prąd i gasło światło. Rekomendacją dyrektora technicznego i powołanej w tym celu komisji było zdemontowanie podwieszanego sufitu w gabinecie, wymiana kabli i wszystkich innych instalacji. Przy okazji zapadła decyzja o odświeżeniu gabinetu. Te krzesła mają 10 lat, to biurko 15. Żadne Bizancjum.

Jak dla nas pan może jeździć nawet czołgiem, a jako prezes gigantycznej spółki powinien siedzieć na najwygodniejszym fotelu. Spółka się jednak tego wstydziła. Do tego stopnia, że dostaliśmy zdjęcie jakiegoś pomieszczenia jako potwierdzenie, że remont gabinetu był konieczny. Tylko to pomieszczenie ze zdjęcia nie zostało wyremontowane i nadal w nim pracują szeregowi pracownicy.

W tym 70-letnim budynku mamy bardzo duże problemy z warunkami pracy, standardem pokoi. I jest dylemat, czy za setki milionów złotych remontować budynek, czy może warto by było zmienić siedzibę.

Ja nie widziałem tych zdjęć. Może intencją było pokazanie, że budynek wymaga remontów w różnych przestrzeniach.

Rozmawialiśmy o tym, ale powtórzę. Może były potknięcia komunikacyjne. Powiem szczerze, że nie mamy doświadczenia, przynajmniej ja i chyba większość naszego zespołu w takiej wymagającej interakcji jak ta z panami.

Może zapanowała pewna nerwowość, pewne elementy naszej reakcji na państwa publikacje były niepotrzebne, może za daleko idące. Ale na pewno nie kłamaliśmy. To jest bardzo łatwe do zweryfikowania.

To rzeczywiście łatwe do zweryfikowania i głupio wyjdzie, bo każdy może zobaczyć post PGE dotyczący remontu. Przy flocie aut i remoncie gabinetów mówi pan o decyzjach poprzedników. Ale to nie poprzednicy stwierdzili, że trzeba zrobić odstępstwo od obowiązujących w PGE reguł. I to nie poprzednicy napisali, że trzeba koniecznie mieć samochody Audi.

Nie robiliśmy żadnych odstępstw od obowiązujących reguł.

Robiliście.

Nie robiliśmy.

Wymieniamy samochody co pięć lat. Decyzja o formule – to znaczy, że auta wynajmujemy, a nie kupujemy – została podjęta przez poprzedni zarząd i radę nadzorczą.

Rzeczywiście, zrobiliśmy wskazanie marki Audi, w związku z negatywnymi doświadczeniami w eksploatacji poprzedniej marki. Biuro Floty rekomendowało, żeby wybrać Audi, bo ze starymi egzemplarzami, które były użytkowane przez poprzedników, mieliśmy duże kłopoty związane z ich awaryjnością i kosztami obsługi.

Postępowanie zostało przeprowadzone w pełni konkurencyjnie. Na sześć zaproszonych podmiotów, dostaliśmy trzy oferty. Wygrała najtańsza i najbardziej nam odpowiadająca.

Najtańsza, czyli ile zapłaciliście?

250 tysięcy poniżej budżetu, który był przewidziany na tę operację.

Czyli ile?

Nie wiem, czy możemy ujawnić taką informację. Ja z tym nie mam kłopotu, ale są dwie strony umowy. I może kontrahent by sobie tego nie życzył.

Natomiast powiem panom szczerze, że dzisiaj bym jeszcze raz się nad tym wszystkim zastanowił.

To znaczy?

Może warto było zrobić jeszcze jedno kółko decyzyjne. Ta sprawa dotyczyła zarządu, co powoduje, że jest nośna. Choć wszystko odbyło się zgodnie z prawem, nie powinniśmy działać automatycznie, kierując się tylko zatwierdzonym budżetem.

Czyli to nie musiałoby być Audi, w pana przypadku Audi A8. Wystarczyłaby Skoda?

Moglibyśmy to zrobić później, przemyśleć, zastanowić się jeszcze raz, mieć dodatkową refleksję.

Przekonuje pan, że w przypadku wynajmu Audi nie było żadnego odstępstwa od wewnętrznych polityk...

Nie znam na pamięć tych procedur, ale tak, mam informację, że wszystko odbyło się zgodnie z zasadami.

Czytamy dokument z 6 czerwca 2024 roku wytworzony w PGE. Jest to "uzasadnienie w sprawie odstąpienia od stosowania procedury ogólnej zakupów GK PGE w zakresie punktu 8.2.5 dotyczącego zakazu użycia znaku towarowego w opisie przedmiotu zamówienia". W skrócie: chodzi o dopuszczenie, aby przedmiotem najmu były samochody marki Audi i żadne inne. Spytamy jeszcze raz. Nie było żadnych odstępstw?

Zgodnie z procedurą, co do zasady, nie wskazujemy marki w postępowaniu, jeśli jednak osoba odpowiedzialna za postępowanie chciałaby to zrobić, to musi uzyskać na to zgodę, a wniosek szczegółowo uzasadnić i tak właśnie było w tym przypadku. Wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującą procedurą.

Czyli mówi pan, że nie było odstąpienia od procedury, a gdy czytamy dokument wytworzony w PGE o odstąpieniu od procedury, który się nazywa "uzasadnienie w sprawie odstąpienia od stosowania procedury", to pan mówi, że to nie jest odstąpienie od procedury.

Procedura przewiduje możliwe wyjątki od zasad ogólnych. Jeżeli chcesz wskazać markę, to zgodnie z tą procedurą musisz napisać odpowiedni wniosek wraz z uzasadnieniem i uzyskać zgodę. Tak zgodnie z procedurą się stało. Czyli nie było odstąpienia od procedury w postaci tego, że bez uzasadnienia ktoś sobie zdecydował o marce Audi.

Wspomniał pan o swoich fachowcach od komunikacji, którzy być może - to pana słowa - wykazali zbyt dużą nerwowość. Niektórym się nie podoba, że do komunikacji wziął pan ludzi z prokuratorskimi zarzutami.

To jest trudna sprawa nie tylko dla mnie jako prezesa, ale dla nas wszystkich jako obywateli. Żyjemy w kraju, w którym można utrzymywać postawiony człowiekowi zarzut nawet 5-8 lat.

Mamy odmawiać tym ludziom prawa do pracy w czasie, kiedy państwo polskie nie było w stanie podjąć decyzji? Jeśli coś jest rzeczywiście na rzeczy, niech prokuratura skieruje akt oskarżenia do sądu. Niech odbędzie się rozprawa i niech się wyjaśni, czy człowiek jest winny, czy niewinny.

Sprawę opisaliśmy w Wirtualnej Polsce. Na dwóch dyrektorach w PGE – Leszku K. i Michale S. ciążą zarzuty prokuratorskie za ich działalność w Orlenie sprzed lat. Celowo o opinię poprosiliśmy adwokata, który komentował zatrzymanie obu panów wraz z prezesem Orlenu Jackiem Krawcem w 2019 r. Mówił wtedy, że to zatrzymanie było niepotrzebne, że nadmiarowa reakcja państwa, brał ich niejako w obronę. Teraz stwierdził, że choć K. i S. wciąż w świetle prawa są niewinni, to jednak, gdy ciążą na nich tego typu zarzuty, niekoniecznie powinni pracować w sektorze publicznym.

Wiemy, że śledztwo jest zakończone, czekamy już tylko na decyzję prokuratury. I zapewniam was, że bardzo bym chciał, żeby ta sprawa się szybko wyjaśniła, bo jednak – tu macie panowie rację - powoduje to wątpliwości. I jeśli prokuratura skieruje akt oskarżenia, to będę się zastanawiał, co zrobić z tą sprawą. Ale mówię też jasno, że uważam za bardzo słabe to, że jakaś osoba sześć, siedem lat żyje w zawieszeniu i jest wystawiana na tego rodzaju zarzuty. Tak nie powinno postępować państwo wobec obywateli.

A dodatkowo - mówię jako obywatel, a nie jako prezes PGE - mam ogromny problem w ocenie pracy prokuratury w poprzednim rozdaniu politycznym, bo uważam, że była bardzo często wykorzystywana instrumentalnie do celów politycznych i celem prokuratury było niszczenie ludzi. Mam duży problem z akceptowaniem tego, że certyfikaty moralności dla moich współpracowników wystawiał pan minister Zbigniew Ziobro.

Kilka tygodni temu rozmawialiśmy z Sebastianem Mikoszem, prezesem Poczty Polskiej. Powiedział wprost, że to normalne, że jak się jest prezesem dużej spółki, to się zatrudnia znajomych, bo się wie, którzy znajomi są dobrymi fachowcami, a którzy nie są dobrymi fachowcami.

Czytałem ten wywiad. Nie użyłbym słowa "znajomi". Jeżeli po tak dużym przełomie politycznym wchodzi się do ważnej organizacji, trzeba pracować z ludźmi, którzy mają odpowiednie kwalifikacje i do których ma się zaufanie. I ja poprosiłem o współpracę kilka osób, co do których kompetencji miałem przekonanie i te kilka osób podjęło rękawice.

My jeszcze nawet nie zapytaliśmy, czy pan kumpli zatrudnia, a pan już zaprzeczył.

Muszę mieć na kluczowych stanowiskach ludzi, do których mam pełne zaufanie. Zaufanie do ich kompetencji, do ich oceny sytuacji i do ich sposobu funkcjonowania.

To ustalmy, którzy są najbardziej godni zaufania. Tak z imienia i nazwiska.

Mam zaufanie do wszystkich, z którymi pracuję, natomiast mając wakaty na kilku kluczowych stanowiskach, zaprosiłem kilka osób do współpracy. Były to również osoby, z którymi wcześniej pracowałem w Tramwajach Warszawskich. Nie chcę podawać ich nazwisk, ale panowie je doskonale znacie.

Przykładowo: Robert Grochowski jest pana kolegą?

To jest prezes PGE Systemy. Tak, znamy się.

Jest pana kolegą?

Nie wiem, czy kolegą. Wiem, że jest doświadczonym informatykiem, ekspertem w swojej dziedzinie.

Spotykaliście się gdzieś na płaszczyźnie pozazawodowej?

Tak. Kiedyś nawet jeździliśmy razem parę razy na rowerach.

A gdzie pracował wcześniej?

W dużych firmach informatycznych m.in. w AT&T, Dell, Hewlett Packard czy ServiceNow.

Z których przeszedł do PGE?

Tak, wystartował w konkursie i przeszedł do PGE z tej ostatniej firmy.

Tak po prostu wystartował w konkursie?

Wytłumaczę coś. Wybranych menedżerów zatrudniłem, oceniając ich życiorys, kwalifikacje, przeprowadzając rozmowę kwalifikacyjną. Tu nie ma konkursów, to była moja decyzja.

W przypadku osób pełniących funkcję w zarządach spółek zależnych PGE i w zarządach spółek Grupy obowiązuje procedura konkursowa. Jest publiczny konkurs, kwalifikacja, ocena rady nadzorczej, która przydziela punkty i wybiera najlepszego kandydata.

W przypadku zarządów w Grupie ja mogę komuś, komu ufam i kogo wysoko oceniam, powiedzieć, że będzie konkurs. "Jesteś dobrym specjalistą, uważam, że masz szansę, weź udział w konkursie", ale tutaj odpowiedzialność za przebieg i jego rezultat biorą organy korporacyjne, czyli rady nadzorcze...

Proszę wybaczyć. To słowo też pojawiło się w rozmowie z prezesem Mikoszem. Dupokrytka.

No nie, nie. Jest ogłoszone postępowanie konkursowe, każdy się może zgłosić. To nie jest "dupokrytka". Rada nadzorcza wybiera kandydata na podstawie dokładnej oceny i bierze za to odpowiedzialność.

I akurat wybrała pańskiego kolegę z przejażdżek rowerowych.

Wybrała osobę, którą znałem wcześniej, ale Grupa PGE to w sumie kilkadziesiąt spółek. Ja nawet nie wiem, kto jest w radzie nadzorczej w PGE Systemy.

Może wystarczy, że rada wiedziała, kim jest kandydat i kogo zna?

Nie sądzę. Z nikim z rady nie rozmawiałem.

Dalej: Jacek Kaczorowski. Pański znajomy czy nie?

Jacek Kaczorowski to legenda Bełchatowa, prezes PGE GiEK SA. Był już prezesem, gdy ja 10 lat temu pierwszy raz pracowałem w PGE. Od zawsze w kopalni, bardzo znana postać w środowisku.

W kwietniu 2024 r. ponownie został prezesem PGE GiEK SA. Doszły nas słuchy o dwóch interesujących awansach, do których doszło chwilę później i które miały dotyczyć syna oraz synowej prezesa Kaczorowskiego.

Sprawę wyjaśniała rada nadzorcza GiEK i ich departament compliance. Syn prezesa pracuje w PGE GiEK od około 10 lat. Był specjalistą ds. energetycznych, a następnie głównym specjalistą ds. energetycznych. Do tej zmiany doszło w wyniku konkursu. Zaznaczam, że - bo też takie plotki chodzą - nie jest prawdą, że przed tym awansem był pracownikiem fizycznym.

Synowa prezesa Kaczorowskiego w PGE jest od 12 lat. We wrześniu 2023 r. – a więc podczas kadencji poprzedniego zarządu PGE GiEK S.A. – awansowała na stanowisko specjalisty ds. zakupów. Za poprzedniej ekipy wystąpiono też o przyznanie jej odznaczenia państwowego za wieloletnią pracę. Objęcie stanowiska kierownika w departamencie zakupów, na wniosek jego dyrektora, było wynikiem standardowej ścieżki wieloletniego rozwoju pracowniczego, zgodnego z wewnętrznymi procedurami.

Podsumowując, prezesem spółki w grupie kapitałowej PGE zostaje w 2024 roku Jacek Kaczorowski, już pod jego rządami awanse otrzymują jego syn i synowa. Nepotyzmu nie ma.

Nie ma. Awanse odbyły się z zachowaniem wszystkich procedur obowiązujących w spółce PGE GiEK S.A. Dodatkowo zgodnie z wewnętrznymi procedurami procesy zostały zweryfikowane przez radę nadzorczą tej spółki, która potwierdziła, że odbywały się one w sposób prawidłowy.

Jeden z nas często bierze udział w spotkaniach spółdzielni mieszkaniowej, gdzie główny temat od kilku miesięcy to ceny prądu. Emeryci zastanawiają się, czy podołają finansowo, autentycznie się boją.

Jesteśmy w gabinecie prezesa największej grupy energetycznej w Polsce, gdzie energia elektryczna dla ok. 100 000 małych i średnich przedsiębiorstw jest najtańsza. Cena dla gospodarstw domowych, czyli tzw. "Taryfa G" jest zamrożona i tak będzie co najmniej do września. Tak więc od dwóch lat cena energii jest niezmienna dla tej grupy odbiorców.

Ciekawe badanie zrobiła nasza spółka PGE Obrót. Pracownicy zadzwonili do 900 klientów, którzy cenę energii mają zamrożoną, pytając, czy energia drożeje. I większość powiedziała, że drożeje. Mimo że nie drożała.

W domach jest coraz więcej urządzeń elektrycznych. Po prostu zużywamy więcej prądu, stąd może się brać wrażenie, że rachunki są coraz wyższe.

Mamy wrażenie, że jednak przy podobnym zużyciu kwota do zapłaty mimo wszystko jest większa.

Czasem trudno jest zrozumieć strukturę rachunku za prąd. Sam mam z tym kłopot.

Naprawdę prezes giganta energetycznego też nie wie, co tam na tych rachunkach jest napisane?

Trochę wyolbrzymiłem, bo mogę wam to precyzyjnie opisać. Natomiast faktem jest, że na rachunkach jest bardzo dużo pozycji: opłata dystrybucyjna, opłata kogeneracyjna, opłata w certyfikatach i tak dalej. Ciężko się w tym połapać.

Z czego to wynika? Bardzo dużo jest regulacji okołoenergetycznych, które wchodzą do rachunku, co nie jest zrozumiałe dla odbiorcy. Prawo energetyczne też narzuca na moją firmę, co ma być napisane na rachunku. Muszę poinformować o wszystkim, na co się składa ta końcowa kwota. My naprawdę robimy, co możemy, żeby ten przekaz był prostszy.

To uprośćmy jak najbardziej można. Przez osiem lat rządów PiS słyszeliśmy, że to wszystko wina Unii Europejskiej. Mamy organizować pikietę przed pana biurem czy przed gmachem Komisji Europejskiej?

Rzeczywiście wiele regulacji, które dotyczą polskiego sektora elektroenergetycznego, powstaje na poziomie Unii Europejskiej.

I to Unia Europejska jest kluczowym miejscem, gdzie musimy prezentować stanowisko Polski w sprawie proponowanych zmian czy celów klimatycznych. My musimy jako Polska pokazywać, że w emisji CO2 inny jest punkt startu Francji, która ma 56 reaktorów i praktycznie nie ma węgla, a Polski, której energetyka stoi na węglu. Musimy mówić: stawiacie bardzo ambitne cele i one dla Polski są dużo trudniejsze do zrealizowania niż dla wielu innych krajów Unii Europejskiej. Pamiętajmy jednak, że polityka UE ukierunkowana jest na redukcję wpływu energetyki na zmiany klimatyczne.

Chciałbym, żeby można było swobodnie oddychać, mieszkając na Śląsku czy w Krakowie, dlatego musimy zmniejszać emisyjność całej gospodarki, w tym energetyki. Dziesiątki tysięcy ludzi w Polsce chorują na płuca w związku z tym, że mamy bardzo zły sposób spalania czy ogrzewania domów. I konieczne zmiany stymuluje finansowo Unia Europejska.

Co się wielu nie podoba.

Patrzę też na to z perspektywy PGE. W drugiej połowie lat 30. XXI wieku w Bełchatowie skończy się węgiel. To nie jest jakaś decyzja, że my odchodzimy od węgla, czy powinniśmy itd. Po prostu go fizycznie nie będzie.

Musimy teraz zdecydować, jaką strukturę wytwarzania energii będziemy mieli za 10 lat. I to robimy. To jest właśnie farma wiatraków Baltica 2, to turbiny gazowe, które instalujemy w Rybniku, to magazyny energii. Wszystko po to, żeby polską gospodarkę zabezpieczyć, żeby za 10 lat polska firma dostała tanią energię elektryczną i była konkurencyjna na europejskim rynku. A na węglu tego nie damy rady zrobić.

Nawet ma pan na stole plastikową turbinę wiatrową...

A, dostałem od kogoś.

O, jest napisane, że to Siemens.

Naprawdę? Nie mam okularów, nie widzę napisu..., ale rzeczywiście dostawcą turbin dla Baltica 2 jest firma Siemens.

Przez osiem ostatnich lat – jak to lubiła mawiać była premier Beata Szydło - zaniedbano rozwój polskiej energetyki?

W energetyce przez osiem ostatnich lat rządzący próbowali wyjść z Unii Europejskiej. Próbowali ignorować to, w jaką stronę idzie Europa i duża część świata. Nie akceptowali kierunku transformacji energetycznej.

Możemy się dzisiaj spierać, czy węgiel brunatny skończy się w 2036, czy w 2038 r., ale wszyscy wiemy, że to nastąpi. I my musimy dzisiaj wiedzieć, co będzie w zamian, dlatego rozmawiamy o elektrowni jądrowej, rozmawiamy o wiatrakach na Bałtyku. Projekty, o których przygotowaniu zadecydujemy dzisiaj, w przypadku niektórych technologii pierwszy prąd dostarczą w 2033 r. To są takie horyzonty.

Ale w międzyczasie pan zapewnia pracowników Turowa, że rząd robi wszystko, żeby zagwarantować funkcjonowanie kopalni i elektrowni.

Tak, ponieważ zanim te kolejne projekty będą realizowane, to o bezpieczeństwie energetycznym Polski i stabilności dostaw decydują jednostki konwencjonalne.

Jeśli mam pracę w Bogatyni, to co mi po tym, że elektrownia jądrowa powstanie nad morzem, a wiatraki na Bałtyku? Społecznie jest to nie najlepsza sytuacja.

Zgadza się, dlatego w piątek byłem w Bełchatowie i rozmawialiśmy o tym, że będziemy rekomendować rządowi, aby to tam, korzystając z obecnej infrastruktury i kwalifikacji pracowników, powstała druga elektrownia jądrowa. I to już dziś do tego trzeba się przygotować. Właśnie podpisaliśmy umowę na badania gruntów, bo posadowienie elektrowni jądrowej wymaga spełnienia specyficznych wymogów.

A Bogatynia?

O Bogatyni myślimy w kontekście SMR-ów, mniejszych reaktorów, które też się pojawiają na rynku, bo w energetyce jest bardzo dynamiczna sytuacja w zakresie nowych technologii.

Musimy mieć plan, co zaproponujemy regionom, które teraz żyją z węgla. Obecnie rozmawiamy o Bełchatowie, bo tam ten problem jest bardzo gorący.

A nie ma pan wrażenia, że w naszym piekiełku politycznym trudno coś długofalowo zaplanować i zaprojektować?

Mogę powiedzieć, że sektor energetyczny wymaga przyjęcia strategii na 10-15 lat naprzód, co najmniej. Natomiast pytanie jest zasadne: jak to realizować, jeżeli są zupełnie różne podejścia? Trudno to się spina z kalendarzami politycznymi i tym, że zmieniają się rządzący.

Wszystkie moje rozmowy z politykami, ministrami, które prowadzę, są rekomendacją przyjęcia pewnych kierunków działań. Na przykład w kontekście energetyki morskiej musimy na coś zdecydować się już dzisiaj. Jeżeli w 2035 r. chcemy mieć dobrze funkcjonujące instalacje na Bałtyku, to teraz musimy organizować finansowanie i szukać partnerów.

Nie obawia pan się, że zmieni się władza polityczna, która będzie miała inną wizję i to wszystko pójdzie do kosza?

Mam nadzieję, że damy radę i projekty będą już tak zaawansowane, że nie zostaną cofnięte. Wierzę, że jeżeli te projekty polegają na zapewnieniu czystej, taniej energii dla gospodarki za 10 lat, to żaden rząd nie będzie zainteresowany ich torpedowaniem.

Karol Nawrocki powtarza, że nie pozwoli, by ekoterror zniszczył polskie kopalnie. Rozmawialiśmy z kandydatem na prezydenta trzy tygodnie temu. O wyzwaniach energetycznych mówi w kontekście ekoterrorystów. Obiecuje za to obniżkę rachunków za prąd o 33 procent.

Gdyby to faktycznie zależało od prezydenta, to mogę żartobliwie spytać, gdzie przez ostatnich 10 lat był prezydent Andrzej Duda?

I o to spytaliśmy. Kandydat Nawrocki tłumaczył, że prezydent Duda wywalczył 500+ i na tańszy prąd nie starczyło mu czasu.

Kampania rządzi się swoimi prawami. Nie chcę się angażować w politykę i nie chcę się wypowiadać politycznie.

W części reklam PGE na zdjęciach jest pan w towarzystwie Donalda Tuska, a w sponsorowanych przez PGE tekstach są wypowiedzi Tuska.

Nieprawda. Zdarzyło się to raz do tej pory, przy okazji wielkiego projektu inwestycyjnego – Baltica 2, czyli konkretnie największej inwestycji w polskiej energetyce od kilkudziesięciu lat. W prasie ukazało się kilka zdjęć z konferencji, w której udział wziął pan premier.

Ten projekt jest nie tylko inwestycją. My chcemy również pokazać, jak się musi zmienić polska energetyka. Premier podczas tej konferencji wielokrotnie mówił, że polska gospodarka musi być bardziej konkurencyjna, musi mieć konkurencyjne ceny energii, bo zginiemy w Europie i na globalnym rynku.

Pozostając przy reklamach i cenach prądu, może należy pomyśleć o kolejnej kampanii żarówkowej informującej, za jaką część rachunku za prąd możemy podziękować Unii Europejskiej?

Wiem, do czego panowie nawiązujecie. Na pewno nie może to być w takiej formie, w jakiej zrobił to rząd Mateusza Morawieckiego, kiedy miliony złotych z państwowych spółek poszło na kampanię atakującą Unię Europejską. Ale może faktycznie dobrym pomysłem byłaby kampania wyjaśniająca, co wchodzi w skład rachunku.

Widzimy tu pomysł na kampanię Konfederacji. "Zobaczcie, ile mniej byście zapłacili, gdyby nie ta zła Unia".

A w innych częściach świata nie ma obciążeń podatkowych? Na pewno nie ma żadnego bogatego kraju, który by nie miał dużych obciążeń podatkowych. W krajach, gdzie nie ma podatków, mamy do czynienia ze słabym państwem. Tam, gdzie jest słabe państwo, na ogół jest chaos. A tam, gdzie państwo zapewnia ład, porządek, infrastrukturę, edukację, służbę zdrowia i tak dalej, tam są wysokie podatki.

A czasami są wysokie podatki i państwo też może sobie nie radzić w tych obszarach, ale to już jest inna historia.

Paweł Figurski i Patryk Słowik, dziennikarze Wirtualnej Polski

Napisz do autorów:

Pawel.Figurski@grupawp.pl

Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn
ceny prąduelektrownia wiatrowapge

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (513)