"Bykowe" wraca do debaty publicznej. Czy podwójna składka dla bezdzietnych to lek na demografię?
W polskim Sejmie ponownie rozgorzała dyskusja nad kontrowersyjną propozycją wprowadzenia tzw. bykowego – tym razem pod postacią petycji w sprawie podwójnej składki emerytalnej dla osób bezdzietnych. Czy to oznacza, że wejdzie w życie?
Choć pomysł teoretycznie ma na celu wzmocnienie systemu emerytalnego i poprawę sytuacji demograficznej, w praktyce budzi poważne wątpliwości natury prawnej, społecznej i etycznej.
Na czym polega projekt "bykowego"?
Zgodnie z propozycją, osoby po 30. roku życia, które nie mają dzieci, miałyby płacić podwójną składkę emerytalną. Rodzice jedynaków – składkę wyższą o 50 proc. Przewidziano wyjątki m.in. dla osób bezpłodnych oraz tych, które straciły dziecko.
Projekt ten jest próbą reaktywacji idei bykowego – znanej z PRL-u daniny, jaką musieli płacić mężczyźni nieposiadający dzieci. Tym razem jednak uderza nie tylko w mężczyzn, ale we wszystkich dorosłych obywateli bezdzietnych, niezależnie od płci. Co więcej, pomysłodawca petycji pozostaje anonimowy – co samo w sobie rodzi pytania o przejrzystość i intencje tego typu inicjatyw.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trela dyscyplinuje PSL. "Okazali się nieodpowiedzialni"
Argumenty "za": demografia i emerytury
Zwolennicy koncepcji twierdzą, że "bykowe" mogłoby być narzędziem polityki prorodzinnej. W dobie gwałtownego spadku liczby urodzeń i starzejącego się społeczeństwa, zwiększenie składek od osób bezdzietnych miałoby wspomóc system emerytalny, który w przyszłości będzie musiał utrzymać coraz więcej seniorów przy mniejszej liczbie aktywnych zawodowo Polaków.
W teorii: osoby, które nie wychowały przyszłych płatników składek, miałyby w ten sposób "spłacać" swoją część odpowiedzialności za system.
Argumenty "przeciw": nierówność, dyskryminacja i uproszczenie problemu
Eksperci Sejmowego Biura Ekspertyz i Oceny Skutków Regulacji (BEOS) jasno jednak zaznaczają, że takie rozwiązanie narusza konstytucyjną zasadę równości obywateli wobec prawa. Podkreślają, że osoby bezdzietne już teraz wypełniają swoje zobowiązania wobec ZUS – płacą składki regularnie, nie korzystając przy tym z szeregu ulg i świadczeń przysługujących rodzinom.
Dodatkowe obciążenie w postaci kilkuset złotych miesięcznie (przy średnim wynagrodzeniu – nawet 585 zł więcej!) byłoby realnym ciosem w domowy budżet wielu ludzi, a przede wszystkim – sygnałem, że państwo chce "karać" za brak dzieci. To zaś może być nie tylko nieefektywne, ale wręcz przeciwskuteczne.
Warto również przypomnieć, że decyzja o posiadaniu dzieci to nie tylko kwestia wyboru – to także zdrowie, sytuacja finansowa, warunki mieszkaniowe czy stabilność zatrudnienia. "Zachęty" w formie kar finansowych nie rozwiążą tych strukturalnych problemów, które realnie wpływają na spadek dzietności.
Bykowe 2.0 – symbol bezradności państwa?
Pojawienie się pomysłu "bykowego" może być postrzegane jako symboliczny akt bezradności instytucji państwowych wobec złożonych wyzwań demograficznych. Zamiast tworzyć kompleksowe, długofalowe polityki prorodzinne – dostępne żłobki, elastyczne formy pracy, wsparcie psychologiczne i mieszkaniowe – sięga się po najprostsze rozwiązanie: obciążenia finansowe.
Tyle że problem demografii nie rozwiązuje się "na skróty". To złożone zjawisko wymagające zrozumienia aspiracji młodych ludzi, ich realiów życia i barier, które stoją na drodze do założenia rodziny. Przerzucanie odpowiedzialności na jednostki, bez zbudowania systemowego zaplecza, to strategia skazana na porażkę.
Co dalej z "bykowym" w Polsce?
Petycja ma zostać rozpatrzona przez Sejmową Komisję ds. Petycji. BEOS jednoznacznie rekomenduje jej odrzucenie. Niezależnie od losu tego projektu, temat "bykowego" wraca jak bumerang – i z każdym razem odsłania napięcia między ideą solidarności społecznej a indywidualnymi wolnościami.
W świecie, gdzie coraz więcej ludzi żyje samotnie z wyboru lub konieczności, pytanie brzmi: czy państwo ma prawo różnicować składki i świadczenia ze względu na fakt posiadania (lub nie) potomstwa? I czy to droga, którą powinniśmy iść, budując społeczeństwo solidarne, ale też sprawiedliwe?
Źródła: Money.pl, Do Rzeczy