Być ochroniarzem w Izraelu
Przez wiele lat lekceważony i źle płatny
zawód strażnika-ochroniarza stał się po fali samobójczych zamachów
palestyńskich jednym z najważniejszych dla bezpieczeństwa Izraela.
08.05.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Według ocen nieoficjalnych, w Izraelu, który ma 6,2 miliona mieszkańców, pracuje już około 100 tysięcy strażników, a wolnych miejsc są jeszcze tysiące.
Ponieważ palestyńscy kamikadze wysadzają się w hotelach, restauracjach, autobusach, supermarketach, kinach, teatrach i na imprezach sportowych, ochrony wymaga każde miejsce, gdzie może zebrać się więcej ludzi. Dziś nawet małe kawiarnie izraelskie są puste, jeśli przy wejściu nie ma strażnika.
Kolosalne i nagłe zapotrzebowanie na strażników sprawiło, że nie wszyscy, których zatrudniono w tej roli, są strażnikami z prawdziwego zdarzenia. Przy wejściu do supermarketu lub do autobusu widać niekiedy starszych panów bez broni, prawie nie mówiących po hebrajsku, którzy pilnie badają torebki wchodzących pań, ale nie bardzo wiedzą czego mają szukać.
Brak uzbrojenia bierze się z kolosalnej biurokracji w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, które nie nadąża z wydawaniem zezwoleń na zakup i posiadanie broni.
W ostatnich miesiącach powstało około 300 nowych firm ochroniarskich i są one gotowe przyjąć prawie każdego kandydata. Najmilej widziani są niedawni żołnierze, świeżo po służbie czynnej. Takich chętnych jest jednak niewielu, a nawet jeśli się zgłaszają, to zapłata, jaką się im proponuje - 20 czy 22 szekle (4- 5 dolarów) za godzinę, nie jest dla nich żadną atrakcją.
Bezrobocie w Izraelu wynosi 12%, ale mimo to są eks- żołnierze, którzy wolą utrzymywać się z zasiłku niż pracować "za takie grosze" w firmie ochroniarskiej.
Inni kandydaci na ochroniarzy powinni według prawa przejść wszechstronne szkolenie, ale na to nie ma czasu. Dwa dni to już dużo. Uczestnikami takich przyspieszonych kursów są przeważnie starsi mężczyźni, imigranci z Rosji czy Ukrainy, a także inni bezrobotni bez kwalifikacji. Policja stara się badać przeszłość kandydatów, aby zapobiec zatrudnianiu przestępców czy psychopatów.
W marcu nieprzeszkolony należycie ochroniarz ułatwił zadanie terroryście, który wyczekiwał na dogodną sposobność, by zakraść się do restauracji hotelowej w Netanii nad Morzem Śródziemnym.
Zamachowiec-samobójca dostał się bez trudności do wielkiej sali jadalnej hotelu Park podczas uroczystej wieczerzy rozpoczynającej żydowskie święto Paschy i wysadził się w powietrze, zabijając 28 osób i raniąc około stu. Dochodzenie wykazało, że ochroniarz oddalił się "na moment" z wejścia do hotelu, aby pogadać z kolegami strzegącymi sto metrów dalej innego obiektu, i nawet nie widział terrorysty.
Czy to ma być ochrona, czy tylko dekoracja? - pytały wtedy gazety izraelskie. Jednak nie ma łatwej odpowiedzi. W tysiącach szkół i przedszkoli rolę strażników pełnią rodzice i nawet dziadkowie dzieci, bo brakuje pieniędzy na ochroniarzy - i kandydatów do tej roli.
Nawet ministrowie rządu izraelskiego mają problemy z ochroniarzami, których zapewnia im Szin-Beit, centralna agencja bezpieczeństwa, tak wielkie jest bowiem zapotrzebowanie na wykwalifikowanych BOR-owców. Ochroniarza ministra transportu zaczęto dokładniej sprawdzać - w klinice psychiatrycznej - dopiero po pewnym incydencie.
Wiele trudności nastręcza ochrona osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu. W pobliżu Hebronu dwaj terroryści z łatwością przecięli niedawno nożycami druciany płot osiedla Adora i zabili czterech osadników, a ranili kilkunastu. Osiedla nie chronił w chwili zamachu żaden strażnik, a osadnicy przebywali na modłach w synagodze. (mp)