"Burza w szklance wody". Polskie wojska w Ukrainie?
Gen. Kellogg powiedział we wtorek o możliwym rozmieszczeniu europejskich wojsk w Ukrainie w ramach misji pokojowej. Jednym z zaangażowanych krajów - jak wskazał - miałaby być Polska. - Mamy do czynienia z burzą w szklance wody na temat hipotetycznych rozwiązań w odpowiedzi na bardzo hipotetyczną sytuację - komentuje w rozmowie z WP dr Sławomir Dębski, były szef PISM. Głos w sprawie zabiera też gen. Polko.
- Nie sądzę, żeby toczyły się jakieś konkretne rozmowy polsko-amerykańskie na ten temat - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Sławomir Dębski, politolog i były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Ekspert podkreśla przy tym, że w Waszyngtonie od lat rozważa się różne warianty zakończenia wojny, w tym także obecność międzynarodowych sił pokojowych. - Nie jest to nic nowego, ani przełomowego - zaznacza.
Zatem z czego wzięło się całe zamieszanie z udziałem polskich wojsk w misji pokojowej w Ukrainie?
Gen. Keith Kellogg udzielił we wtorek wywiadu telewizji Fox Business, w którym mówił, że wśród rozważanych rozwiązań wojny w Ukrainie jest umieszczenie europejskich sił na zachód od Dniepru z udziałem czterech europejskich krajów, w tym Polski.
- Mówimy też o siłach odpornościowych. I to są siły tego, co nazywają E3, ale tak naprawdę jest to teraz E4. Mówimy o Brytyjczykach, Francuzach, a także Niemcach, a teraz w zasadzie Polakach, którzy mieliby siły na zachód od Dniepru, czyli z dala od linii kontaktu - powiedział na antenie Kellogg.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
HIMARS-y uderzyły pod Kurskiem. Wielka siła broni z USA
Jak dodał, na wschód od Dniepru umieszczone byłyby siły pokojowe z udziałem "państwa trzeciego", które pilnowałyby przestrzegania zawieszenia broni.
Głos w sprawie niemal natychmiast zabrał wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. - Stanowisko jest jednoznaczne - Polska nie planuje i nie wyśle żołnierzy na Ukrainę - podkreślił. - Od początku wskazujemy na swoją rolę jako centrum zabezpieczenia logistycznego i infrastrukturalnego takiej misji. (...) Bez nas nie ma możliwości jej przeprowadzenia - dodał wicepremier.
Do słów specjalnego doradcy Donalda Trumpa ds. wojny w Ukrainie odniósł się także szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. - Powiedział "powinny", czyli on tak uważa, ale nie znaczy, że tak będzie. Gen. Kellogg mógł nadinterpretować to, że Polska będzie częścią tej operacji, jeśli ona będzie miała miejsce - stwierdził. - Ale jak wielokrotnie mówił minister obrony, szef rządu i ja - nasz udział w tej operacji nie będzie zawierał pobytu polskich żołnierzy na ukraińskiej ziemi - dodał.
Sprawa zatem wydaje się być zamknięta z perspektywy polskich władz. Ale czy na pewno?
Zerowa wiarygodność Rosji
- Rozważania nad udziałem sił międzynarodowych na Ukrainie trwają w amerykańskiej administracji już od końca kadencji Joe Bidena - wskazuje dr Dębski. - Problemem jest dostarczenie wiarygodnych gwarancji, że Rosja będzie zawieszenie broni przestrzegać. I jest tutaj w zasadzie kilka możliwości - podkreśla.
- Jedną z nich jest dalsze dozbrajanie Ukrainy, inną - obecność międzynarodowego kontyngentu. Jednak to wciąż rozważania teoretyczne, a nie konkretne plany - zastrzega ekspert w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dr Dębski podkreśla, że Kijów - poza bronią - oczekiwałby także gwarancji, które "były czymś więcej niż tym, co otrzymują obecnie". Realną gwarancją, która mogłaby powstrzymać Moskwę przed dalszymi atakami miałoby być wejście Ukrainy do NATO, to jednak nie będzie możliwe przez brak zgody wewnątrz Sojuszu.
To powoduje, że pojawia się w to miejsce inny wariant. - Jakaś obecność, jakieś zaangażowanie w utrzymanie tego pokoju - mówi dr Dębski. - Wokół tego toczy się dyskusja i to jest tak, że na tym etapie oczywiście ona jest politycznie przedwczesna - wskazuje.
Tutaj pojawia się wątek potencjalnych negocjacji pokojowych, które w czwartek mają się odbyć w Stambule. Czy jednak do nich dojdzie? To cały czas pozostaje niewiadomą. Swój udział w rozmowach zapowiedział Wołodymyr Zełenski, który zapowiedział, że będzie rozmawiać tylko z Władimirem Putinem. Rosyjski dyktator jednak najprawdopodobniej się w Turcji nie pojawi.
Rozmowy w Stambule. "Bardzo małe prawdopodobieństwo"
Reuters informował natomiast, że w dyskusjach Waszyngton reprezentować ma wspomniany już gen. Kellogg, który do Stambułu ruszył w towarzystwie Steve Witkoffa, specjalnego doradcy Donalda Trumpa ds. Bliskiego Wschodu.
- Ja w ogóle uważam, że jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że do tych rozmów dojdzie. Putin nie jest zainteresowany ani zakończeniem wojny, ani zawieraniem jakiegoś porozumienia czy rozejmu - ocenia dr Dębski.
- Mamy do czynienia z burzą w szklance wody na temat hipotetycznych rozwiązań w odpowiedzi na bardzo hipotetyczną sytuację - podkreślił ekspert.
- Rozumiem, że oczywiście na atmosfera jest naładowana dużym potencjałem emocji w związku z wyborami. Emocji jest w tym dużo więcej niż racjonalności i rzeczywistości. Jesteśmy bardzo daleko zarówno od rzeczywistych rozmów, jak i racjonalnego podejścia do tej sprawy - zaznacza.
Polska ma zasoby, żeby uczestniczyć w misji pokojowej w Ukrainie?
Czy rozwiązanie, o którym mówił Kellogg na antenie Fox Business, w ogóle jest możliwe? Czy wojsko polskie ma stosowne zasoby, żeby uczestniczyć w takiej misji?
- Jesteśmy pod presją polityków, którzy prześcigają się w zapewnieniach, że Polska nie będzie uczestniczyć w żadnej misji na Ukrainie. Uważam, że to działanie nieodpowiedzialne - mówi Wirtualnej Polsce gen. Roman Polko.
Były dowódca jednostki GROM zwraca uwagę, że obecnie nie ma żadnych realnych przesłanek, by taka misja w ogóle doszła do skutku, a polscy politycy już dziś publicznie deklarują brak zaangażowania. - Strona rosyjska nie zgadza się na obecność sił NATO czy UE, a bez jej zgody misja pokojowa nie będzie możliwa. Mimo to w Polsce buduje się przekonanie, że taka misja byłaby operacją wojenną, co jest nieprawdą - podkreśla generał.
Polko przypomina przy tym, że Polska nigdy nie uchylała się od trudnych wyzwań, uczestnicząc w misjach wojskowych w Iraku, Afganistanie czy dawnej Jugosławii, co znacząco podniosło wiarygodność naszego kraju w NATO. - Dzięki tym doświadczeniom mamy dziś wyszkolone jednostki specjalne i armię, która nie jest już "malowana". Wykluczanie się z rozmów o potencjalnej misji pokojowej oznacza utratę wpływu na jej kształt i zakres, a także na bezpieczeństwo Polski - ocenia.
Generał zwraca uwagę, że politycy nie wiedzą, na co się nie zgadzają, bo forma i zadania takiej misji dopiero byłyby ustalane. - Najpierw określa się cele i zadania, a dopiero na końcu generuje siły do ich realizacji. Polska powinna aktywnie uczestniczyć w rozmowach i na etapie planowania określić, jaki zakres wsparcia jest możliwy - wyjaśnia.
- Nasz udział mógłby polegać na zabezpieczeniu transportów, wsparciu logistycznym czy obecności niewielkich grup specjalnych, które prowadziłyby rozpoznanie i wspierały operację pokojową, tak jak GROM robił to w innych misjach NATO - mówi.
Wpływ na hipotetyczną decyzję w tej sprawie mógłby mieć także wątek ekonomiczny. Ambasador Ukrainy w Polsce wspominał w rozmowach z polskimi mediami, że ewentualne wykluczenie się z udziału w misji pokojowej, może wpłynąć na potencjalne wykluczenie polskiego kapitału z odbudowy Ukrainy.
- Nieobecny traci. W misjach w Kosowie czy Iraku inne państwa od razu nawiązywały kontakty biznesowe, a Polska nie wykorzystywała tego potencjału. Obecność kontyngentu wojskowego sprzyja budowaniu zaufania i relacji, które później przekładają się na korzyści gospodarcze - mówi.
Generał apeluje ponadto o racjonalną debatę i unikanie populistycznych deklaracji. - Nie należy wykluczać się z dyskusji na starcie. Trzeba uczestniczyć w planowaniu, a na końcu określić, co możemy zaoferować. To wcale nie muszą być brygady, dywizje czy nie wiadomo co. Czasem wystarczy kilkuset żołnierzy, by mieć wpływ na sytuację i trzymać rękę na pulsie. Wykluczanie się z takich procesów to strata dla bezpieczeństwa i pozycji Polski w sojuszach - podsumowuje gen. Roman Polko.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski